Выбрать главу

Otworzyły się drzwi do salonu. Elegancko ubrany kelner wtoczył wózek z drinkami. Alex podniósł się z miejsca z zamiarem serwowania napojów gościom Kate poczuła niewysłowioną ulgę, że na moment pozbyła się jego towarzystwa. Brutalna prawda, którą rzucił jej w twarz, sparaliżowała ją do reszty. Zdawała sobie sprawę, że nie będzie rozpaczać po stracie Scotta. I tak już dużo wcześniej mąż utracił wszelkie prawa do jej miłości i szacunku.

Kate żałowała, że tak dużo powiedziała Alexowi. Nie życzyła sobie, żeby ani on, ani nikt inny ingerował w jej życie. Postanowiła pohamować zapędy Alexa do bycia jej opiekunem i aniołem stróżem. Przyjęła z jego rąk filiżankę herbaty Z chłodną wdzięcznością.

– Doceniam to, co dzisiaj dla mnie zrobiłeś, ale nie widzę potrzeby, żebyś zaprzątał sobie głowę moimi sprawami. Od teraz będę już działać sama.

– Jednym słowem, Mary Kathleen, udzielasz mi dyplomatycznej dymisji, czy tak?

Zmieszanie oblało jej bladą twarz rumieńcem.

– Przyjęcie skończone, a wraz z nim nasza umowa – odparła niezłomnie.

– Ale przecież od rana wiele się zmieniło.

– Dla mnie, nie dla ciebie, Alex. Twoja rola jako gospodarza też już się skończyła.

– Pozwól, że jako gospodarz dopilnuję, żebyś bezpiecznie dotarła do domu – odpowiedział bez namysłu.

– Pojadę sama. Wolę, żeby nikt mi nie towarzyszył – podkreśliła z naciskiem.

– Nie pozwolę ci w takim stanie prowadzić samochodu. Kate zirytował jego nie znoszący sprzeciwu ton.

– Pozwól, że zrobię, co będę uważała za słuszne – odparła chłodno i, lekceważąc obecność Alexa, zajęła się piciem herbaty.

Jan Lister skorzystała z okazji i wtrąciła się do rozmowy:

– Kate, wpadnę jutro do ciebie. Teraz zbieramy się z Dennison, bo ponton już czeka. A więc do jutra. Dziękuję za zaproszenie i gościnność, Alex.

Dennis uścisnął Daltonowi dłoń.

– Dobrze, że się wszystkim zająłeś – stwierdził i niedbale ukłonił się Kate, po czym odciągnął Jan i skierował się ku schodom.

Fiona Chardway pospieszyła za wychodzącymi. Bob powiódł za nią zmęczonym wzrokiem i wcisnął ręce w kieszenie.

– Słuchaj, Kate, jeśli chcesz, zadzwoń do mnie. Scott złożył u mnie testament i inne dokumenty. Przyjdź, to je przejrzymy.

– Dzięki, Bob – odparła sztywno.

– No, dobra. Lepiej już pójdę. – Bob wyciągnął dłoń do Alexa. – Cześć.

– Odprowadzę was.

– Nie trzeba – zapewnił pośpiesznie i pomachał ręką na znak protestu. – Damy sobie radę. Ty zostań z Kate. – Kiwnął na pożegnanie Jessellom i skierował się do wyjścia.

Terry wstał z krzesła i podał rękę Wendy.

– Odprowadzimy ich i zaczekamy na pokładzie na powrót pontonu, dobrze?

– Jak chcecie – Alex przytaknął obojętnie.

Pośpiech, z jakim wszyscy opuszczali przyjęcie, nie zdziwił Kate. Znajomi Scotta należeli do osób, które niechętnie angażują się w udzielanie pomocy, jeśli są świadkami przykrego zdarzenia. Widać było na ich twarzach wyraźną ulgę, kiedy Alex oświadczył, że bierze na siebie odpowiedzialność za opiekę nad Kate.

– Horda szczurów opuszcza pokład – szepnęła pod nosem z pogardą.

Alex uśmiechnął się z rozbawieniem.

– Ale przecież statek jeszcze nie tonie.

– Statek, na którego pokładzie znalazłam się ja, już zatonął. Scott nie żyje, więc dla nich wszystkich już nie istnieję. W sumie mało mnie to obchodzi. Co im powiedziałeś, że tak szybko się wynieśli?

– Przecież słyszałaś.

– Ale co im powiedziałeś, zanim przyjechała policja? Alex wzruszył ramionami.

– Wygłosiłem kilka uwag na temat zachowania spokoju i porządku.

– Na przykład?

– Po prostu powiedziałem im, żeby relacjonowali czyste fakty i nie dali się ponieść emocjom. Poleciłem, żeby nie prowokowali rozmowy policji z tobą, o ile nie będzie to absolutnie konieczne.

– O Boże – westchnęła ciężko. – To przypieczętowało całą sprawę. Wiesz, co oni sobie teraz myślą?

– Wiem. I wcale się nie mylą. Kate parsknęła z oburzeniem.

– Doskonale wiesz, że tak nie jest.

– Mary Kathleen, ja wcale nie ukrywam, że się tobą interesuję. Ty w końcu też zaakceptowałaś naszą przyjaźń.

– Przestań tak do mnie mówić! Mam na imię Kate. Kate! Słyszysz?! – krzyknęła. Uznała, że zwracanie się do niej w pełnym brzmieniu obu imion jest zbyt ironiczne i narusza strefy jej prywatności. Instynktownie czuła, że nie może pozwolić Alexowi zbytnio się do siebie zbliżyć.

– Dobrze. Skoro nalegasz, niech będzie Kate.

– A poza tym nie uważam się za twoją przyjaciółkę – kontynuowała obronę. – Stało się tak, a nie inaczej tylko z powodu Scotta. Obiecałam ci jedynie jednodniową znajomość.

– Mylisz się, Kate. Nasza znajomość nie jest jednodniowym epizodem. Ty mnie potrzebujesz.

– Nie – ucięła, rzucając Alexowi rozwścieczone spojrzenie. – Nie potrzebuję ani ciebie, ani nikogo innego. Jestem dorosła i samodzielna – dodała i, żeby wypaść wiarygodnie, energicznie poderwała się z fotela. Niestety, słabość w nogach sprawiła, że zachwiała się. Chwyciła się za głowę, żeby uspokoić nerwy i zachować równowagę.

– W tej chwili nie masz wystarczająco dużo sił, żeby cokolwiek zrobić samodzielnie. – Alex podniósł się, wziął ją na ręce i, nie zwracając uwagi na jej protesty, przykazał: – Odpręż się. Nie walcz ze mną. Naprawdę chcę ci pomóc. Wygląda na to, że zaraz zemdlejesz.

– Puść mnie! Mówię ci, że już czuję się dobrze – nadal protestowała, waląc go w pierś.

Uścisk Alexa był jednak za silny, żeby mogła się od niego uwolnić. Promieniowała od niego siła, która ku przerażeniu Kate zrobiła na niej wrażenie. Czuła jednak, że musi mu się oprzeć i walczyć o swoją niezależność.

– O, nie. Ty wcale nie czujesz się dobrze – odpowiedział spokojnie i uwięził jej obie dłonie. – Dlaczego się mnie boisz?

– To nieprawda. Wcale się ciebie nie boję – odparła bez namysłu, usiłując zapanować nad przyspieszonym biciem serca. – Po prostu chcę, żebyś dał mi spokój. Nie lubię, jak się mnie dotyka.

Dostrzegł jej napięcie i przymrużył oczy.

– Wydaje mi się, że nie doceniłem głupoty Scotta – mruknął i umieścił Kate w fotelu, a sam usiadł przy niej na krześle.

Kate zamilkła.

– Odwiozę cię do domu – zaproponował i wymownie machnął ręką na znak, że nie przyjmie sprzeciwu. – Nie kłóć się ze mną. Przecież to oczywiste, że sama nie dasz rady prowadzić.

Czuła, jak ubywa jej sił. Nie mogła już dłużej protestować.

– Dobrze. Zrób, jak uważasz – odparła niechętnie.

Alex z zadowoleniem przyjął jej akt poddania. Właśnie pojawił się jeden z członków załogi i poinformował ich, że ponton może już zabrać drugą grupę pasażerów. Kate wspięła się po schodach, czując, że uginają się pod nią kolana. Nie odrzuciła pomocnej dłoni, kiedy przytrzymywał ją za łokieć. Podróż na brzeg upłynęła dość szybko, Alex cały czas rozmawiał z Terrym. Kate z najwyższym wysiłkiem wspięła się po wyciosanych w skale schodkach. Wreszcie dotarli do drzwi garażu.

– Jutro się spotkamy, Terry – rzucił na pożegnanie Dalton.

– Dobra – przytaknął Jessell. – Zawiozę Wendy do domu i odwiedzę jeszcze rodziców Scotta. Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, Kate, zadzwoń do nas – dodał z wymuszoną uprzejmością.

– Dzięki, Terry – odparła z ulgą. Przynajmniej dzisiaj uniknie obowiązku spotkania z teściami.

Wendy złapała męża pod rękę i, pożegnawszy się, skierowała się do bramy. Tymczasem Alex wręczył kluczyki do samochodu Kate temu samemu mężczyźnie, który odtransportował ich na brzeg.