– Z ciebie również – odparła uszczypliwie.
– Jak mam to rozumieć?
– Jak chcesz. Nie dbam o to, co wszyscy sobie myślą. Do widzenia, Terry. Pogrzeb jest we czwartek.
– Słuchaj, Kate…
– Na miłość boską, idź już.
– Jesteś zdenerwowana.
– Owszem. Dziwi cię to? Wczoraj zmarł mój mąż. Dzisiaj rano musiałam identyfikować jego zwłoki. Trochę za dużo emocji jak na dwa dni, nie uważasz? A teraz, proszę cię, idź już i zostaw mnie w spokoju.
Terry wycofał się do wyjścia. Najwyraźniej jednak nie chciał rozstawać się z nią skłócony.
– Posłuchaj, Kate. Nie zrozum mnie źle…
– Już dobrze, Terry. Do widzenia.
– Będę na cmentarzu we czwartek. Możesz na mnie liczyć – zapewnił ją na odchodnym.
– Naturalnie, Terry. Jestem pewna, że zadbasz o honor należny Scottowi – odparła i zamknęła mu przed nosem drzwi.
Gniew i bezsilność zawładnęły nią tak bardzo, że miała ochotę krzyczeć. Przez pięć lat małżeństwa ze Scottem poznała samych małowartościowych ludzi. Obiecała sobie, że nigdy więcej nie dopuści do sytuacji, żeby ktokolwiek wybierał jej znajomych. Kiedy wychodziła za mąż, była młoda, niewinna i zagubiona, ale teraz wreszcie przyszedł czas, żeby pozbyć się mrzonek. Gorzkie doświadczenia małżeństwa przyniosły jej życiową mądrość, którą postanowiła kierować się w przyszłości.
Sapiąc ze złości podeszła do biurka Scotta i opróżniła szuflady, wyrzucając ich zawartość na stół w jadalni. Z garażu przyniosła karton, do którego włożyła papiery zmarłego męża. Na stole pozostał jedynie plik nie zapłaconych rachunków – różnych ubezpieczeń, pożyczek i hipoteki na dom. Wszystkie razem wróżyły Kate bankructwo.
Potrzebowała dobrego księgowego. Zanim zaczęła się zastanawiać, jakie ma możliwości do wyboru, zjadła pastę mięsną od Jan. Lepka masa utknęła jej w gardle, więc popiła ją kawą. Przy drzwiach znów zadzwonił dzwonek. Tym razem Kate postanowiła nie otwierać. Jednak natrętny gość nie dawał za wygraną i bez przerwy naciskał na dzwonek. Po dziesięciu minutach nie wytrzymała i otworzyła drzwi.
Na schodach stał Alex Dalton. Kate wzięła krótki oddech, próbując powstrzymać wybuch wściekłości. Na próżno.
– Ach, to ty! Tylko ciebie mi jeszcze tu brakuje!
– Miło słyszeć, że mnie potrzebujesz – Alex odparł spokojnie i wśliznął się do środka, zanim Kate zdołała zagrodzić mu drogę.
– Nie jesteś mi potrzebny – parsknęła arogancko.
– Przed chwilą powiedziałaś coś innego. W oczach zabłysły jej łzy bezsilności. Trzasnęła drzwiami.
Czuła, że traci panowanie.
– Miałam na myśli coś zupełnie przeciwnego, do diabła. – Oparła się o drzwi i zagryzła wargi, próbując powstrzymać napad histerii. Jej wzrok zdawał się mówić, że Alex swoim przyjściem przepełnił czarę goryczy.
– Ojoj! Ciężki dzień – bąknął i podszedł do Kate.
– Nie waż się mnie dotykać! – wrzasnęła dziko. – Wczoraj pożegnałam się z tobą na dobre. Nie życzę sobie, żebyś tutaj przychodził. Nie chcę się spotykać ani z tobą, ani z nikim innym. Jesteś… Jesteś odrażający.
– Ojoj! Bardzo ciężki dzień – przytaknął Alex. Współczucie brzmiące w jego głosie i łagodność w spojrzeniu rozjuszyły Kate jeszcze bardziej.
– Czego chcesz, Alex?
– Ciebie, Mary Kathleen. Cały dzień o niczym innym nie myślałem. Mogę sprawić, że od tej chwili nie będziesz już miała żadnych problemów. Zajmę się wszystkim. Obiecuję. Jedyne, co musisz zrobić, to powiedzieć mi: tak.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Kate patrzyła na Alexa, ale go nie widziała. Myśli jej krążyły wokół kuszącej propozycji. Jak to byłoby wspaniale, gdyby mogła tak po prostu na wszystko machnąć ręką i pozbyć się kłopotów. Mogłaby prowadzić wygodne życie, opływając w dostatki. Za cenę zaspokojenia Alexa… w łóżku. Na tę myśl wydarł się jej z gardła gorzki śmiech.
– O Boże – jęknęła, ironicznie spoglądając na Daltona. – O tym właśnie mówią mi wszyscy znajomi Scotta. Jeden po drugim przychodzili dzisiaj i jak jeden mąż radzili mi, żebym poszukała rozwiązania problemów u ciebie. Czy ty też tak właśnie postrzegasz swoją rolę?
Alex wzruszył ramionami. Wydawało się, że wybuch Kate zupełnie go nie wzruszył.
– Warto było spróbować. Wyglądałaś na płochliwą osobę, którą łatwo zranić. Ale widzę, że odzyskałaś już wolę walki. W takim razie zadowolę się tylko twoim towarzystwem i rozmową. Co się jeszcze stało dzisiejszego dnia? – zapytał, przechodząc do jadalni, gdzie paliło się jedyne w całym domu światło. – Cieszę się, że byłaś na tyle rozsądna i coś zjadłaś.
Kate podążyła za Alexem. Przepełniała ją głęboka niechęć do tego mężczyzny. Chwyciła talerz po paście i kubek i wyniosła je do kuchni. Kiedy wróciła, zastała gościa na przeglądaniu rozłożonych dokumentów.
– Masz dobrego księgowego? – zapytał.
– Nie. A chcesz mi kogoś polecić? – rzuciła z sarkazmem.
– Peterson. Carl Peterson. Mam przy sobie jego numer telefonu. – Wyciągnął portfel, a z niego wizytówkę. – Jest bardzo skuteczny. Potrafi w taki sposób wykręcić kota ogonem, że zawsze wyjdzie na twoje.
– Spryciarz z niego! Czy twój adwokat jest również czarodziejem?
– Ma się rozumieć. Zatrudniam wyłącznie najlepszych specjalistów – odparł i wyciągnął kolejną wizytówkę. – Czy jest jeszcze coś, w czym mógłbym pomóc?
– Nie proszę cię o pomoc. Zapytałam tylko tak sobie. Sądzę, że chyba dość wyraźnie odrzuciłam twoje poprzednie propozycje.
Alex uśmiechnął się i spojrzał na nią kpiąco.
– Nie przeszkadza mi, że przegrałem pierwszą rundę. I drugą. To była zaledwie rozgrzewka. Czas, żeby poznać mocne strony przeciwnika. I muszę przyznać, Mary Kathleen, że urzekły mnie twoje mocne strony.
– Nie zwracaj się tak do mnie! – warknęła.
Krew zaczęła jej jeszcze mocniej pulsować ze zdenerwowania, kiedy Alex przystawił sobie krzesło i rozparł się na nim wygodnie. Zachowywał się tak swobodnie, jakby był u siebie w domu. Jego krnąbrność była nie do ujarzmienia. Sam dla siebie stanowił prawo.
– Nie stój tak, sztywna jak kobra, która szykuje się do ataku. Dzisiejszego wieczora będę twoim sprzymierzeńcem i przyjacielem. Usiądź i odpręż się. Wylej z siebie wszystkie żale.
Kate balansowała na granicy wytrzymałości nerwowej.
– Nie chcę z tobą walczyć, Alex. Nie mam ochoty być twoim przeciwnikiem na ringu. Proszę, idź sobie – rzekła twardo.
– Dlaczego? Masz coś ważnego do zrobienia? Chcesz ronić łzy z powodu śmierci tego samolubnego drania, którego poślubiłaś? Chcesz świadomie się umartwiać i dla samej zasady nie korzystać z uciech, które niesie życie? Co ci to da? Lepiej porozmawiaj ze mną.
Alex najwyraźniej nie miał zamiaru wyjść. Siedział nieporuszony jak skała. Zdesperowana Kate westchnęła i opadła na krzesło.
– Czego ty ode mnie chcesz? Nie widzisz, że nie interesuje mnie twoja gra?
– Nie zamierzam rozpoczynać żadnej gry, Mary Kathleen. Nazwałbym to raczej swego rodzaju umową – odpowiedział – z szelmowskim uśmiechem. – Tak, chcę ci zaproponować pewną umowę – powtórzył, bacznie obserwując narastającą ciekawość Kate. – Co byś powiedziała na to, żebyśmy zawarli umowę małżeńską? Nie sądzę, byś mogła doszukać się w tym jakiejś gry.
Przez dłuższą chwilę patrzyła na niego z niedowierzaniem, po czym wsparła łokcie na stole i objęła dłońmi głowę.
– Nie bawię się – bąknęła.
– Ja również nie traktuję tej propozycji jak zabawy. Zerknęła na Alexa, usiłując doszukać się w jego spojrzeniu kpiny lub chociażby żartu. Ze zdziwieniem przyznała, że jego wzrok był spokojny i poważny.