Выбрать главу

– A pan ma dzieci, panie Dalton?

– Nie. Nigdy nie byłem żonaty. Trochę to dziwne, że mężczyzna z taką pozycją nigdy nie miał żony, pomyślała Kate. Ciekawość sprowokowała ją do spojrzenia mu prosto w oczy. Dalton był potężnym, solidnie zbudowanym mężczyzną o sporej wadze. Mimo iż był zamożny, najwyraźniej lekceważył ekstrawagancki powiew mody. Jego ciemnoszary garnitur miał tradycyjny krój i nadawał się raczej do biura niż na przyjęcie. Zwykła biała koszula również niczym się nie wyróżniała. Nawet krawat – chociaż gustownie dobrany – był konwencjonalny i dodawał mu powagi.

Kate pomyślała, że ubiór dla Alexa Daltona jest o tyle ważny, o ile umożliwia mu kontakt z ludźmi. Zresztą nie musiał wyróżniać się strojem. Wystarczyła jego osobowość, która stanowiła swoisty magnes, przyciągający każdego rozmówcę. Właśnie ta silna, wyrazista osobowość najbardziej ją denerwowała.

Z drugiej strony, nie miała prawa winić Daltona za niepowodzenia męża. Jedyne, co można było mu zarzucić, to chyba to, że stanowił wzór dla ślepo go naśladującego Scotta. Dalton natomiast nie musiał nikogo udawać. Ostre rysy twarzy zdradzały jego surowość i bezkompromisowość. Proste, schludnie przystrzyżone czarne włosy przyprószone były z lekka siwizną. Drobna nieregularność brwi dodawała jego spojrzeniu iście diabelskiego, drwiącego charakteru i rozwagi zarazem. Teraz Alex spoglądał rozbawionym wzrokiem na wpatrzoną weń Kate.

– Nie spieszyła się pani.

– Słucham?

– Nie spieszyła się pani, żeby wyróżnić mnie choć jednym spojrzeniem. Pani powściągliwość zaczęła mnie zastanawiać. Na zewnątrz jest pani bardzo zrównoważona, Mary Kathleen, ale założę się, że nie jest pani zimnokrwista.

– Proszę wybaczyć, jeśli byłam nietowarzyska, panie Dalton.

– Alex.

– Mam nadzieję, że nie uraziłam pana.

– Ależ skąd. Rozbawiła mnie pani.

– Rozbawiłam?

– Och, tak. Mnóstwo rzeczy potrafi dostarczyć mi radości. Czy pani lubi hazard, Mary Kathleen?

– Nie jestem wytrawnym graczem. To specjalność Scotta.

– W łóżku, czy gdzie indziej? – Dalton przeszył ją bacznym spojrzeniem, od którego aż zadrżała.

– Gra pan w golfa, panie Dalton? – zapytała, zręcznie ukrywając panikę.

– Nie. Wolę gry natury psychologicznej, a pani dostarcza mi ku temu niezwykle cennego materiału. Czy moglibyśmy posługiwać się mniej skomplikowanym scenariuszem?

Kate ściągnęła brwi, niepewna, jak interpretować te słowa.

– Czy istnieje jakikolwiek optymalny scenariusz? – zapytała przezornie.

– Moja droga, zawsze się jakiś znajdzie, jeśli w grę wchodzą pieniądze – odparł drwiąco. – Obydwoje doskonale zdajemy sobie z tego sprawę. Kwestia polega tylko na tym, żeby ustalić reguły gry.

Kate nie była w stanie stłumić burzącego się w niej sprzeciwu.

– Myślę, że pogoń za pieniądzem przynosi więcej nieszczęść niż szczęścia. Przepraszam pana na chwilę. Muszę zobaczyć, czy nie przypaliło się mięso.

Niestety, sos bearnaise zwarzył się. Przeklinając swoje roztargnienie, Kate popędziła do lodówki po schłodzoną wodę. Szybko rozcieńczyła zawiesinę kilkoma kroplami wody. Mimo to grudki pozostały. Poczuła wszechogarniającą bezradność. Po policzku zaczęły jej płynąć łzy złości i upokorzenia. W końcu, zdesperowana, przekroiła cytrynę, wkropiła sok do sosu i z tłukącym sercem czekała na efekt. Sos był uratowany. Kate poczuła bezgraniczną ulgę. Przelała ciecz do sosjerki i odstawiła naczynie na bok.

W prawnym ruchem wyciągnęła mięso z pieca, ułożyła je na ozdobnej tacy i przystroiła warzywami. Dla uspokojenia wciągnęła kilka głębokich oddechów i pomaszerowała do jadalni. Tacę postawiła przed Scottem, który jął dziarsko wymachiwać nożem do krojenia mięsa. Tymczasem Kate rozdała gościom podgrzane wcześniej talerze. Wszystko wyglądało tak apetycznie i dymiło zachęcająco, że wróciła do równowagi.

– Mięso jest odrobinę za bardzo wypieczone, Kate – zauważył krytycznie Scott.

– Łykowate – bąknęła pod nosem.

– Mam nadzieję, że nie. Kate posłała niepewne spojrzenie Alexowi Daltonowi. On zaś odwzajemnił się jej uśmiechem.

– Wygląda wspaniale. Jest różowe i kruche. A ten aromat sosu… Aż ślinka cieknie.

– Zwarzył się – odparła tępo, nie obłaskawiona pochwałą.

– Dodała pani do niego czegoś kwaśnego?

Kate nie mogła ukryć rozbawienia. Cichy chichot po chwili przerodził się w krztuszący śmiech. Upiła łyk wina i spojrzała surowo na Alexa Daltona.

– Soku z cytryny.

– No więc chwała cytrynom. – Dalton sięgnął po talerz Kate i swój, nałożył warzywa i wylał potężny kleks sosu.

– Jedzenie najwyraźniej sprawia panu przyjemność. Alex uniósł znacząco brew i poprawił:

– Między innymi jedzenie.

– Dlaczego dotąd pan się nie ożenił?

– Poleca mi pani małżeństwo? Natychmiast spoważniała i odstąpiła od ataku.

– Ależ tak. Miałem ochotę się ożenić. – W głosie Daltona brzmiała odarta ze złudzeń kpina. Szybko jednak wynurzył się z chmury posępności i dodał ze swadą: – Może byłem zbyt zajęty zarabianiem tych przeklętych pieniędzy, które przynoszą materialne korzyści, ale nie szczęście? A może nie znalazłem odpowiedniej partnerki, z którą chciałbym dzielić resztę życia? Albo po prostu trudno mi dogodzić? Co pani na to?

– A może odpowiada panu życie wolnego ptaka? – Kate rzuciła niedbale, po czym odwróciła uwagę od Daltona i zajęła się jedzeniem. To zbyt osobiste pytanie wprowadziło ją w zakłopotanie. Nie była w stanie znaleźć odpowiedniej riposty. A poza tym nie miała najmniejszego zamiaru przyznać się temu mężczyźnie, jak bardzo ją rozczarowało własne małżeństwo.

– A może małżeństwo stwarza okazję do wyrwania się raz na jakiś czas z domowych pieleszy? Ale chyba mąż nie pilnuje pani zbyt nachalnie, prawda?

Prowokacyjny ton i niedwuznaczna sugestia oburzyły Kate.

– Powinien pan być bardziej ostrożny w wydawaniu podobnych sądów, panie Dalton – ucięła krótko.

Na twarzy Alexa pojawił się błysk irytacji.

– Dyplomatyczna szermierka łatwo może popsuć zabawę.

Mam na imię Alex. Spotykamy się jako partnerzy na gruncie towarzyskim i możemy zwracać się do siebie po imieniu.

– Czy ta kwestia była zapisana w pańskim scenariuszu, panie Dalton? Wcześniej dał mi pan do zrozumienia, że odgrywam rolę proszącego o łaskę.

Chytrze zmrużył oczy. Kate wiedziała, że słowa zaczynają wymykać się jej spod kontroli, ale przestała się już przejmować tym, co Dalton może sobie o niej pomyśleć. Sięgnęła po kieliszek z winem. Był pusty, a Scott jak zwykle był zbyt zajęty, żeby zadbać o żonę.

– Scott, mógłbyś podać karafkę? Twoja żona nie ma wina. Scott uniósł brwi w zażenowaniu.

– Kochanie! Ależ nieładnie z mojej strony, że tego nie zauważyłem.

Natychmiast podniósł się i demonstracyjnie podszedł do Kate z karafką. Chciał pokazać, jak bardzo się o nią troszczy. Dolał wina Daltonowi, podziękował mu za uwagę, a następnie napełnił kieliszki pozostałym gościom, ze śmiechem ignorując sprzeciwy. Scott zachłystywał się swoją wyszukaną gościnnością. Zapomniał jednak, że znaczną część przyjęcia finansowała ze swojej kieszeni Kate. Sączyła wino i marzyła już tylko o tym, żeby ta kolacja wreszcie dobiegła końca.

– No więc widzę, że chce pani postawić na swoim – kontynuował Dalton.

– Tak jak wszyscy – odparła beznamiętnie.

– To zależy, czy działa się z pozycji tego, kto ma siłę. – Dalton uśmiechnął się złośliwie. – Ile ma pani lat?