— Jakiego rodzaju katastrofalne konsekwencje? — zagadnął pan Dunworthy.
— Nie można przewidzieć. Kontinuum czasoprzestrzenne to chaotyczny system, w którym każde zdarzenie powiązane jest z każdym innym w skomplikowany, nielinearny sposób, co uniemożliwia predykcję. Przesunięcie obiektu do przodu w czasie stworzyłoby parachronistyczną niekongruencję. W najlepszym razie niekongruencja może spowodować zwiększony poślizg. W najgorszym może uniemożliwić podróże w czasie. Albo zmienić bieg historii. Albo zniszczyć wszechświat. Właśnie dlatego taka niekongruencja jest niemożliwa, co próbowałem wytłumaczyć lady Schrapnell!
— Zwiększony poślizg — mruknął pan Dunworthy. — Niekongruencja spowoduje zwiększenie poślizgu?
— Teoretycznie — odparł pan Chiswick. — Niekongruencję należą do tematów, które mieliśmy badać dzięki pieniądzom lady Schrapnell, a teraz te badania zostały całkowicie zarzucone na rzecz jakiejś idiotycznej katedry! Ta kobieta jest niemożliwa! W zeszłym tygodniu rozkazała mi zmniejszyć rozmiary poślizgu przy każdym skoku. Rozkazała! Poślizgów też nie rozumie.
Pan Dunworthy pochylił się do przodu i nałożył okulary.
— Czy nastąpiło zwiększenie poślizgów?
— Nie. Po prostu lady Schrapnell nie ma pojęcia o mechanizmie podróży w czasie. Ona…
— Pole z dyniami — odezwałem się.
— Co? — Pan Chiswick obejrzał się na mnie.
— Żona farmera wzięła go za niemieckiego spadochroniarza.
— Spadochroniarza? — powtórzył Chiswick i oczy mu się zwęziły. — Pan nie jest tym zaginionym historykiem? Jak pan się nazywa?
— John Bartholomew — odpowiedział za mnie pan Dunworthy.
— Którego, sądząc po jego stanie, lady Schrapnell zdążyła zwerbować. Koniecznie trzeba ją powstrzymać, Dunworthy.
Komunikator znowu zaczął piszczeć i pluć. Chiswick odczytał głośno:
— „Brak danych o miejscu pobytu Henry’ego. Dlaczego? Natychmiast podać lokalizację. Potrzebuję jeszcze dwóch osób na Wielką Wystawę w 1850 roku, żeby sprawdziły pochodzenie strusiej nogi biskupa”. — Zmiął wydruk i rzucił na biurko pana Dunworthy’ego. — Musi pan szybko coś zrobić! Zanim ta kobieta zniszczy uniwersytet! — zawołał i wybiegł z gabinetu.
— Albo uniwersum — mruknął pan Dunworthy.
— Mam iść za nim? — zapytał Finch.
— Nie — odparł pan Dunworthy. — Spróbuj pan złapać Andrewsa i wywołać bodleiańskie pliki o parachronistycznych niekongruencjach.
Finch wyszedł. Pan Dunworthy zdjął okulary i ponuro spojrzał przez szkła.
— Wiem, że to niewłaściwa chwila — zacząłem — ale może zna pan jakieś miejsce, gdzie mógłbym pojechać na kurację. Z dala od Londynu.
— Majstrowanie — oświadczył pan Dunworthy. — Majstrowanie wpakowało nas w kłopoty, a dalsze majstrowanie może tylko pogorszyć sytuację. — Z powrotem nałożył okulary i wstał. — Widocznie najlepsze wyjście to zaczekać, co z tego wyniknie — ciągnął, spacerując po pokoju. — Statystycznie biorąc istnieje minimalna szansa, że jego zniknięcie zmieni historię, zwłaszcza w tamtej epoce. Wrzucano je do rzek całymi workami, żeby ograniczyć liczebność.
Worki lodów? — pomyślałem.
— A fakt, że przeszedł przez sieć, sam w sobie stanowi dowód, że nie stworzył niekongruencji, bo inaczej sieć by się nie otworzyła. — Przetarł okulary połą marynarki i podniósł je do światła. — Minęło ponad sto pięćdziesiąt lat. Gdyby miał zniszczyć wszechświat, już by to zrobił.
Chuchnął na soczewki i przetarł je ponownie.
— I nie wierzę, że istnieją dwa prądy historii, w których występuje lady Schrapnell ze swoim projektem odbudowy katedry Coventry.
Lady Schrapnell. W każdej chwili mogła wrócić z Królewskiej Kliniki. Pochyliłem się do przodu.
— Panie Dunworthy — powiedziałem — miałem nadzieję, że pan mi znajdzie jakieś miejsce, gdzie się wyleczę z dyschronii.
— Z drugiej strony jest całkiem możliwe, że nie spowodował niekongruencji tylko dlatego, że go zwrócono, zanim wynikły jakieś konsekwencje, katastrofalne czy innego rodzaju.
— Pielęgniarka mówiła o dwóch tygodniach wypoczynku, ale gdybym miał trzy, cztery dni…
— Ale nawet w tym przypadku — podjął spacer — nie ma powodu, żeby nie zaczekać. Na tym polega piękno podróży w czasie. Można zaczekać trzy, cztery dni albo dwa tygodnie, albo rok, a potem zwrócić go natychmiast.
— Jeśli lady Schrapnell mnie znajdzie… Zatrzymał się i spojrzał na mnie.
— O tym nie pomyślałem. O Boże, jeśli lady Schrapnell dowie się o tym…
— Jeśli zna pan jakieś ciche, odległe miejsce…
— Finch! — zawołał pan Dunworthy i Finch wszedł do gabinetu, niosąc wydruk.
— To jest bibliografia parachronistycznych niekongruencji — oznajmił. — Niewiele ich było. Pan Andrews jest w 1560 roku. Lady Schrapnell wysiała go, żeby zbadał łukowe okna. Mam sprowadzić z powrotem pana Chiswicka?
— Najpierw najważniejsze — oświadczył pan Dunworthy. — Musimy znaleźć Nedowi miejsce, żeby odpoczął i bez przeszkód wyleczył się z dyschronii.
— Lady Schrapnell… — przypomniałem.
— Właśnie — przytaknął pan Dunworthy. — To nie może być nigdzie w tym stuleciu. Ani w dwudziestym wieku. Jakieś spokojne, odległe miejsce, może wiejski dom nad rzeką. Nad Tamizą.
— Chyba pan nie myśli o… — zaczął Finch.
— On musi natychmiast zniknąć — uciął pan Dunworthy. — Zanim lady Schrapnell się dowie.
— Och! — wykrzyknął Finch. — Tak, rozumiem. Ale pan Henry nie jest w stanie…
Pan Dunworthy uciszył go niecierpliwym gestem.
— Ned — zwrócił się do mnie — chciałbyś się przenieść do epoki wiktoriańskiej?
Epoka wiktoriańska. Długie, senne popołudnia wiosłowania po Tamizie i gra w krokieta na szmaragdowych trawnikach z dziewczętami w bieli, powiewne sukienki i wstążki trzepoczące we włosach. A później herbata pod wierzbą, podawana w filiżankach z delikatnej sevrskiej porcelany przez uniżonych kamerdynerów, gotowych na każde skinienie, i te same dziewczęta czytają głośno z cienkiego tomiku poezji, a łagodny wietrzyk unosi ich głosy jak płatki kwiatów.
— Pośród złotego popołudnia, tam gdzie Dzieciństwa sny związane, pod Pamięci wstążeczkę…
Finch potrząsnął głową.
— To chyba nie najlepszy pomysł, panie Dunworthy.
— Nonsens — odparł pan Dunworthy. — Proszę go posłuchać. Świetnie się dostosuje.
ROZDZIAŁ TRZECI
…kiedy wyeliminujesz rzeczy niemożliwe, to, co pozostanie, chociaż nieprawdopodobne, musi być prawdą
— Uważa pan, że to dobry pomysł? — powątpiewał Finch. — On już cierpi na zaawansowaną dyschronię. Czy ten wielki skok…?
— Niekoniecznie — odparł pan Dunworthy. — A po wypełnieniu zadania może zostać tak długo, dopóki nie wydobrzeje. Słyszał pan, co on mówił, to idealne miejsce na wakacje.