Выбрать главу

— Ale myśli pan, że w tym stanie on jest zdolny do… — nie ustępował Finch.

— Zadanie jest bardzo łatwe — oświadczył pan Dunworthy. — Nawet dziecko sobie poradzi. Najważniejsze, żeby to załatwić, zanim wróci lady Schrapnell, a Ned jest jedynym historykiem w Londynie, który nie biega po średniowieczu szukając mizerykordii. Proszę go zabrać do sieci, a potem zadzwonić do Służby Czasowej i ściągnąć tutaj Chiswicka.

Telefon zabrzęczał i Finch odebrał, a potem słuchał przez dłuższy czas.

— Nie, on był w Królewskiej Klinice — powiedział wreszcie — ale Postanowili przeprowadzić TWR, więc musieli go przewieźć do Świętego Tomasza. Tak, przy Lambeth Palace Road. — Słuchał jeszcze Przez chwilę, trzymając słuchawkę w pewnej odległości od ucha. — Nie, tym razem jestem pewien.

Odłożył słuchawkę.

— To była lady Schrapnell — powiedział niepotrzebnie. — Boję się, że ona niedługo wróci.

— Co to jest TWR? — zapytał pan Dunworthy.

— Wymyśliłem to. Lepiej niech pan Henry już pójdzie do sieci na szkolenie.

Finch zaprowadził mnie do laboratorium, za co byłem mu wdzięczny, zwłaszcza iż zdawało mi się, że idziemy w zupełnie złym kierunku, chociaż kiedy doszliśmy na miejsce, drzwi wyglądały tak samo, podobnie jak grupa pikietujących z TOKC przed drzwiami.

Trzymali elektryczne plakaty, które głosiły: CZEGO BRAKUJE TEJ, KTÓRĄ MAMY?, COVENTRY DLA COVENTRY i KATEDRA JEST NASZA! Jeden podał mi ulotkę, zaczynającą się od słów: „Odbudowa katedry z Coventry będzie kosztowała pięćdziesiąt miliardów funtów. Za tę sumę można nie tylko odkupić i odrestaurować obecną katedrę w Coventry, ale również zbudować na jej miejscu nowe, duże centrum handlowe”.

Finch wyjął mi ulotkę z ręki, oddał ją pikietującemu i otworzył drzwi.

Sieć wyglądała tak samo również w środku, chociaż nie rozpoznałem pulchnej młodej kobiety przy konsoli. Kobieta miała na sobie biały laboratoryjny fartuch, a aureola krótko przyciętych blond włosów upodabniała ją do cherubina.

Finch zamknął drzwi za nami, a ona odwróciła się gwałtownie.

— Czego tu chcecie? — syknęła. Chyba raczej archanioł niż cherubin.

— Musimy zorganizować przeskok — wyjaśnił Finch. — Do wiktoriańskiej Anglii.

— Wykluczone — warknęła.

Zdecydowanie archanioł. Taki sam, jaki wyrzucił Adama i Ewę z raju.

— Pan Dunworthy zatwierdził ten przeskok, panno…

— Warder — burknęła.

— Panno Warder. To priorytetowy skok — oświadczył Finch.

— Wszystkie są priorytetowe. Lady Schrapnell innych nie zatwierdza. — Chwyciła podkładkę i zamachnęła się nią jak ognistym mieczem. — Dziewiętnaście przeskoków, czternaście wymaga mundurów COP i WVS z 1940 roku, których wydział garderobiany już zupełnie nie ma, i wszystkie namiary. Jestem już trzy godziny spóźniona ze stykiem, a kto wie, ile jeszcze priorytetowych skoków zażyczy sobie lady Schrapnell przed końcem dnia. — Trzasnęła podkładką o pulpit. — Nie mam na to czasu. Wiktoriańska Anglia! Niech pan powie panu Dunworthy’emu, że to absolutnie wykluczone.

Odwróciła się z powrotem do konsoli i zaczęła stukać w klawisze. Niezrażony Finch spróbował innej taktyki.

— Gdzie jest pan Chaudhuri?

— O właśnie — zawołała, znowu odwracając się do nas. — Gdzie jest Badri i dlaczego nie pracuje tutaj przy sieci? No więc powiem panu, gdzie on jest. — Znowu groźnie uniosła podkładkę. — Lady Schrapnell…

— Chyba go nie wysłała do 1940? — zaniepokoiłem się. Badri był z pochodzenia Pakistańczykiem. Zostałby aresztowany jako japoński szpieg.

— Nie — odparła. — Kazała mu się zawieźć do Londynu, na poszukiwanie jakiegoś zaginionego historyka. I dlatego muszę sama obsługiwać Garderobę i sieć, i jeszcze użerać się z ludźmi, którzy marnują mój czas zadając głupie pytania. — Z trzaskiem odłożyła podkładkę. — Więc jeśli nie macie więcej pytań, muszę obliczyć priorytetowy namiar.

Odwróciła się gwałtownie i zaczęła walić w klawisze. Może raczej nadarchanioł, taki z ogromnymi skrzydłami i setką oczu, jeden z tych, które „straszliwy przedstawiały widok”. Jak one się nazywały? Sarabandy?

— Chyba lepiej pójdę po pana Dunworthy’ego — szepnął do mnie Finch. — Pan niech zostanie tutaj.

Zastosowałem się do polecenia bardziej niż chętnie. Zaczynałem odczuwać senność, o którą wypytywała mnie pielęgniarka w infirmerii, i marzyłem tylko o jednym: żeby usiąść i odpocząć. Znalazłem krzesło daleko od sieci, zdjąłem stos gazowych masek i gaśnic z drugiego krzesła, żeby oprzeć na nim nogi, i wyciągnąłem się wygodnie. Czekając na Fincha, próbowałem przypomnieć sobie nazwę nadarchaniołów, tych „pełnych oczu z przodu i z tyłu”. Zaczynała się na S. Samuraj? Nie, to pasowało do lady Schrapnell. Sylfy? Nie, to były niebiańskie duchy, które fruwały w powietrzu. Wodne duchy zaczynały się na inną literę. Chyba na N. Nemezis? Nie, to znowu łady Schrapnell.

Jak one się nazywały? Hylas napotkał je, kiedy czerpał wodę z sadzawki, i one przywołały go do siebie, oplotły go białymi ramionami, omotały go falującymi kasztanowymi włosami, wciągnęły go w ciemne, głębokie wody…

Widocznie się zdrzemnąłem, bo kiedy otworzyłem oczy, pan Dunworthy stał obok, a techniczka wygrażała mu podkładką.

— To wykluczone — powtarzała. — Mam na głowie cztery namiary, osiem styków i muszę wymienić kostium, który pańska historyczka zmoczyła i zniszczyła. — Gniewnie przerzuciła kartki przypięte do podkładki. — Najszybciej mogę pana wcisnąć na piątek, siódmego, o wpół do czwartej.

— Siódmego? — zachłysnął się Finch. — To w przyszłym tygodniu!

— Musimy to załatwić dzisiaj — oświadczył pan Dunworthy.

— Dzisiaj? — powtórzyła techniczka, unosząc podkładkę niczym broń. — Dzisiaj?

Serafiny. „Pełne oczu dokoła i wewnątrz, i ognia, a z tego ognia wychodzi błyskawica”.

— To nie będzie wymagało obliczenia nowych koordynatów czasowych — powiedział pan Dunworthy. — Użyjemy tych samych, na których przeszła Kindle. I możemy wykorzystać skok zlokalizowany w Muchings End. — Rozejrzał się po laboratorium. — Gdzie jest technik obsługujący Garderobę?

— W1932 — odparła. — Szkicuje szaty chórzystów. Priorytetowy skok na polecenie lady Schrapnell, żeby sprawdzić, czy komże były lniane, czy bawełniane. Co znaczy, że to ja zarządzam Garderobą. I siecią. I wszystkim tutaj. — Przerzuciła kartki z powrotem do pierwotnego położenia i odłożyła podkładkę na konsolę. — Cały ten pomysł to bzdura. Nawet gdybym jakoś was wcisnęła, on nie może skakać w takim stanie, a poza tym musi przejść szkolenie z wiktoriańskiej historii i obyczajów.

— Ned nie wybiera się na herbatkę z królową — zaprotestował pan Dunworthy. — Jego zadanie będzie wymagało co najwyżej ograniczonego kontaktu ze współczesnymi. Do tego nie potrzebuje kursu wiktorianów.

Serafinica sięgnęła po podkładkę. Finch wykonał unik.

— On ma dwudziesty wiek — stwierdziła techniczka. — Czyli wykracza poza swoją dziedzinę. Nie mogę zatwierdzić jego przeskoku bez przeszkolenia.

— Doskonałe — powiedział pan Dunworthy. Odwrócił się do mnie.

— Darwin, Disraeli, kwestia indyjska,.Alicja w Krainie Czarów”, Mała Neli, Turner, Tennyson, „Trzech panów w łódce”, krynoliny, krokiet…

— Wycieraczki do piór — podsunąłem.

— Wycieraczki do piór, szydełkowe serwetki, wieńce z włosów, książę Albert, Flush, surduty, represje seksualne, Ruskin, Fagin, Elizabeth Barrett Browning, Dante Gabriel Rosetti, George Bernard Shaw, Gladstone, Galsworthy, gotyckie odrodzenie, Gilbert i Sullivan, tenis na trawie i parasolki od słońca. Proszę bardzo — rzucił w stronę serafina. — Już jest przeszkolony.