Выбрать главу

Dwa stopnie. Trzy. Czepiec Mary Botoner znikł za zakrętem i znowu wskoczył w moje pole widzenia.

— Wytutej zostaunicie ażewszysko zroubicie.

Nie mogłem czekać dłużej, nawet gdyby mieli mnie zobaczyć. W średniowieczu ludzie wierzyli w anioły — przy odrobinie szczęści wezmą mnie za anioła.

Migotanie zalśniło pełnym blaskiem. Zbiegłem ze schodów, przeskoczyłem przez gołębia, który poderwał się z przeraźliwym skrzekiem.

— Doubrybożeuniebiesiech — powiedział robotnik i oboje obejrzeli się na mnie.

Mary Botoner przeżegnała się.

— Swiętamarryjou paninasza…

A ja zanurkowałem w zamykającą się sieć i rozciągnąłem się jak długi na błogosławionej kafelkowej podłodze laboratorium.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY

Zrozumieliśmy z głęboką rozpaczą i przerażeniem… że nic więcej nie można zrobić.

Rektor Howard
W laboratorium — Bardzo spóźnione przybycie — List do wydawcy — W wieży — Określam swoją lokalizację czasoprzestrzenną — W katedrze — Działam bez namysłu — Cygara — Herod-baba — Procesja — Na posterunku policji — W schronie — Lewa — Verity wreszcie odnaleziona — „Nasza piękna, piękna katedra!” — Odpowiedź

Niech to będzie 2057, nie 2018. Podniosłem wzrok i tak, to był 2057. Warder pochylała się nade mną z wyciągniętą ręką, żeby pomóc mi wstać. Kiedy zobaczyła, że to ja, wyprostowała się i oparła ręce na biodrach.

— Co pan tutaj robi? — zapytała ostro.

— Co ja tutaj robię? — powtórzyłem, podnosząc się z podłogi. — A co robiłem w 1395, do jasnej cholery? Co robiłem u Blackwella w 1933? Chcę wiedzieć, gdzie jest Verity.

— Wyjść z sieci — rozkazała, wróciła do konsoli i zaczęła stukać. Zasłony nad siecią zaczęły się podnosić.

— Niech pani znajdzie Verity — poprosiłem. — Przeskoczyła wczoraj i coś poszło źle. Ona…

Uniosła dłoń, żeby mnie uciszyć.

— Jedenasty grudnia — powiedziała do ucha konsoli. — Druga po południu.

— Pani nie rozumie — zacząłem jeszcze raz. — Verity zaginęła, coś się zepsuło w sieci.

— Za chwilę — odparła wpatrzona w ekran. — Szósta po południu. Dziesiąta wieczorem. Carruthers jest uwięziony w Coventry — wyjaśniła, nie odrywając wzroku od ekranu — i próbuję…

— Verity może być uwięziona w lochu. Albo w środku bitwy pod Hastings. Albo w lwiej klatce w zoo. — Walnąłem pięścią w konsolę. — Niech pani ją znajdzie.

— Za chwilę — warknęła. — Dwunasty grudnia. Druga rano. Szósta rano…

— Nie! — krzyknąłem i wyrwałem jej ucho konsoli. — Teraz!

Wstała rozzłoszczona.

— Jeśli pan próbuje utrudnić ten styk…

Weszli pan Dunworthy i T.J., z niepokojem pochylając głowy nad komunikatorem.

— …następny obszar zwiększonego poślizgu — mówił T.J. — Widzi pan, tutaj…

— Oddawaj ucho — zażądała wściekle Warder i obaj unieśli głowy.

— Ned — zawołał pan Dunworthy i podszedł z pośpiechem. — Jak poszło w Coventry?

— Nie poszło — wyznałem.

Warder wyrwała mi ucho i zaczęła wprowadzać do niego terminy.

— Żadnego pana C. żadnego „doświadczenia, które zmieniło życie” — ciągnąłem. — Verity próbowała przejść, żeby panu powiedzieć, ale nie dotarła na miejsce. Niech pan powie Warder, że trzeba ją znaleźć.

— Prowadzę przyspieszone — wyjaśniła Warder.

— Nie obchodzi mnie, co pani prowadzi — odparłem. — To może zaczekać. Musi pani ją znaleźć natychmiast!

— Za chwilę, Ned — powiedział cicho pan Dunworthy. Wziął mnie pod ramię. — Próbujemy wyciągnąć Carruthersa.

— Carruthers może zaczekać! — zawołałem. — Przecież wiecie, gdzie on jest, na litość boską! Verity może być wszędzie!

— Powiedz mi, co się stało — poprosił spokojnie pan Dunworthy.

— Sieć zaczyna się załamywać — oświadczyłem. — To się stało. Verity skoczyła zawiadomić pana, że nie udało nam się w Coventry, a zaraz po niej przeskoczył Finch i powiedział, że ona nie przeskoczyła do laboratorium. Więc próbowałem przejść i powiedzieć panu, ale trafiłem tutaj w 2018 roku, a później do Blackwella w 1933, a potem…

— Byłeś w laboratorium w 2018? — zapytał pan Dunworthy, spoglądając na T.J. — Właśnie tam jest obszar poślizgu. Co widziałeś, Ned?

— …a potem na wieżę katedry Coventry w 1395 — dokończyłem.

— Błędna lokalizacja — powiedział zmartwiony T.J.

— Druga po południu. Szósta po południu — mówiła Warder, wpatrzona w ekran.

— Sieć się załamuje — podjąłem — a Verity jest gdzieś tam. Musicie ją namierzyć i…

— Warder — powiedział pan Dunworthy. — Przerwać przyspieszone. Potrzebujemy…

— Zaraz, mam coś — oznajmiła.

— Natychmiast — rozkazał pan Dunworthy. — Chcę namiar na Verity Kindle.

— Za chwi…

I w sieci pojawił się Carruthers. Ubrany był tak samo jak wtedy, kiedy go ostatnio widziałem, w kombinezon PSP i nieregulaminowy hełm, tyle że nie usmolone sadzą.

— No, najwyższy czas! — oświadczył, zdejmując blaszany hełm. Warder podbiegła do sieci, odepchnęła zasłony i zarzuciła mu ramiona na szyję.

— Tak się martwiłam! — powiedziała. — Nic ci się nie stało?

— Prawie mnie aresztowali za brak dowodu tożsamości — wyznał Carruthers z lekko zaskoczoną miną — i o mały włos nie wyleciałem w powietrze, kiedy wybuchła z opóźnieniem bomba burząca, ale poza tym nic mi nie jest. — Wyplątał się z objęć Warder. — Myślałem, że coś się zepsuło w sieci i utknąłem tam na cały okres wojny. Coście tu robili, do jasnej cholery?

— Próbowaliśmy cię wyciągnąć — odparła rozpromieniona Warder. — My też myśleliśmy, że coś się zepsuło w sieci. Potem wpadłam na pomysł, żeby puścić przyspieszenie i sprawdzić, czy nie można ominąć blokady. — Zamknęła go w objęciach. — Na pewno nic ci nie jest? Potrzebujesz czegoś?

— Ja potrzebuję Verity — przypomniałem. — I to zaraz! Trzeba natychmiast przeprowadzić namiar.

Pan Dunworthy kiwnął głową.

— No dobrze! — prychnęła Warder i poczłapała do konsoli.

— Nie miałeś żadnych kłopotów z powrotem? — T.J. zagadnął Carruthersa.

— Żadnych, tyle że cholerna sieć nie chciała się otworzyć przez trzy tygodnie — burknął Carruthers.

— To znaczy nie trafiłeś gdzie indziej, zanim tutaj przeskoczyłeś? Carruthers pokręcił głową.

— I nie masz pojęcia, dlaczego sieć nie chciała się otworzyć?

— Nie — przyznał Carruthers. — Opóźniona bomba wybuchła sto jardów od miejsca skoku. Myślałem, że to przez wybuch.

Podszedłem do konsoli.

— Jest coś?

— Nie — zaprzeczyła Warder. — I niech pan tak nie stoi nade mną. Nie mogę się skupić przez pana.

Wróciłem do Carruthersa, który usiadł obok zestawu symulacyjnego T.J. i ściągał buty.

— Jedno dobre z tego wynikło — oznajmił, zdejmując bardzo brudną skarpetkę. — Mogę zapewnić lady Schrapnell, że strusiej nogi biskupa nie było w ruinach. Przeczesaliśmy każdy cal katedry i niczego nie znaleźliśmy. Ale ona była w katedrze podczas nalotu. Kierowniczka Komitetu Kwiatowego, ta okropna stara panna, nazywa się Sharpe… znacie ten typ, siwe włosy, spiczasty nos, twarda jak głaz… widziała ją tamtego dnia o piątej po południu. Wracała do domu z zebrania Komitetu Bazaru Adwentowego i Paczek Dla Żołnierzy i zauważyła, że niektóre chryzantemy brązowieją, więc je wyjęła.