— Myślałem, że starasz się jej unikać — zauważył Carruthers.
— Właśnie staram się jej unikać — przyznałem. — Ale za kilka godzin mogę jej potrzebować. Nie wiesz, gdzie ona jest?
Carruthers i Warder wymienili spojrzenia.
— Myślę, że w katedrze.
— Jedno z was musi sprawdzić — oświadczyłem. — Zapytajcie ją, jaki ma rozkład zajęć na resztę dnia.
— Rozkład zajęć? — zakrztusił się Carruthers. Jednocześnie Warder powiedziała:
— Niech pan sam jej szuka. — Widocznie kilka loczków nie wystarczyło, żeby poprawić jej charakter. — Nie chcę jej widzieć, bo znowu znajdzie dla mnie robotę. Już mi kazała wyprasować wszystkie obrusy na ołtarz i…
— Nieważne — uciąłem. Nie potrzebowałem lady Schrapnell już teraz, najpierw musiałem sprawdzić parę ważniejszych rzeczy. — Niech pani zrobi dla mnie co innego. Potrzebuję egzemplarzy „Coventry Standard” i „Midlands Daily Telegraph” od piętnastego listopada do… — odwróciłem się do Carruthersa. — Kiedy wróciłeś z Coventry? Którego dnia?
— Trzy dni temu. W środę.
— Którego dnia w Coventry?
— Dwunastego grudnia.
— Od piętnastego listopada do dwunastego grudnia — dokończyłem.
— To wykluczone! — odparła Warder. — Muszę wyprasować obrusy na ołtarz i wprowadzić trzy styki. I odprasować wszystkie komże z chóru. Len! Mogła wybrać na komże jakiś inny materiał, który się nie pogniecie, zanim przejdą nawą do chóru, ale ona musiała mieć len! „Bóg jest w szczegółach”, powiedziała. A pan chce, żebym biegała po jakieś gazety…
— Ja to załatwię — przerwała Verity. — Chcesz faksymile czy tylko artykuły, Ned?
— Faksymile. Kiwnęła głową.
— Odbiję w bibliotece. Zaraz wracam — obiecała, błysnęła do mnie uśmiechem najady i wyszła.
— Carruthers — powiedziałem. — Musisz pojechać do Coventry.
— Do Coventry? — Carruthers cofnął się gwałtownie i wpadł na Warder. — Ja tam nie wrócę. Dosyć już się namęczyłem ostatnim razem, żeby się stamtąd wyrwać.
— Nie musisz wracać do nalotu — pocieszyłem go. — Potrzebuję…
— I nie skoczę nigdzie w pobliże. Pamiętasz pole z dyniami? I te cholerne psy? Nie ma mowy.
— Nie chcę, żebyś cofał się w czasie — uspokoiłem go. — Potrzebuję tylko paru faktów z kościelnych archiwów. Możesz pojechać metrem. Chcę, żebyś sprawdził…
Wszedł T.J., również wystrojony w białą koszulę i krótką akademicką togę. Przemknęło mi przez głowę podejrzenie, że lady Schrapnell wprowadziła jakiś kodeks ubraniowy.
— Zaczekaj chwilę, Carruthers — poprosiłem. — T.J., chcę, żebyś coś zrobił. Ten twój model niekongruencji. Chcę, żebyś zmienił ognisko.
— Zmienić ognisko? — powtórzył tępo.
— Ośrodek, w którym wystąpiła niekongruencja — wyjaśniłem.
— Chyba pan nie powie, że powstała następna niekongruencja — jęknęła Warder. — Tego tylko nam trzeba. Mam pięćdziesiąt lnianych komży do wyprasowania, trzy styki…
— Mówiłeś, że samokorekta może rozszerzyć się w przeszłość, prawda, T.J.? — zapytałem, ignorując ją.
TJ. przytaknął.
— Niektóre modele pokazywały samokorektę z wyprzedzeniem.
— I jedyny przykład przeniesienia w czasie istotnego przedmiotu stanowił część samokorekty.
Ponownie przytaknął.
— I mówiłeś, że nasza niekongruencja nie pasuje do żadnego modelu Waterloo. Sprawdź, czy pasuje ze zmienionym ogniskiem.
TJ. posłusznie zasiadł przed zestawem komputerów i podwinął rękawy togi.
— Jakie ognisko?
— Katedra w Coventry — odparłem. — Czternastego listopada…
— Czternastego listopada? — powtórzyli chórem Carruthers i TJ., a Warder zmierzyła mnie spojrzeniem pytającym: „Ile skoków zrobiłeś?”
— Czternastego listopada — potwierdziłem. — 1940. Nie znam dokładnej godziny. Pomiędzy siódmą czterdzieści pięć wieczorem a jedenastą. Zgaduję, że o wpół do dziesiątej.
— Ale to podczas nalotu — zaprotestował Carruthers — kiedy żaden z nas nie mógł się tam zbliżyć.
— O co ci chodzi, Ned? — zapytał TJ.
— „Tajemnica wiecznego pióra” i Herkules Poirot — odparłem. — Podchodziliśmy do tego od niewłaściwej strony. A jeśli uratowanie kota nie stworzyło niekongruencji? A jeśli to była część samokorekty kontinuum, a prawdziwa niekongruencja zaistniała wcześniej? Albo później?
T.J. zaczął wpisywać cyfry.
— Nie było zwiększonego poślizgu przy skoku Verity — ciągnąłem — chociaż pięć minut wcześniej albo później nie mogłaby uratować Księżniczki Ardżumand. Albo gdyby sieć się nie otwarła, ale nie zadziałała żadna linia obrony. I dlaczego poślizg przy moim skoku wysłał mnie do Oksfordu, żebym spotkał Terence’a, udaremnił jego spotkanie z Maud i pożyczył mu pieniądze na wynajęcie łodzi, żeby popłynął na spotkanie z Tossie? A jeśli tak się stało, ponieważ kontinuum tego chciało? A jeśli wszystkie fakty, które uznaliśmy za symptomy załamania — przerzucenie mnie do średniowiecza, uwięzienie Carruthersa w Coventry — również były częścią samokorekty?
Pojawiła się tabela koordynatów. T.J. przejrzał kolumny, wpisał więcej danych, przejrzał nowe wzory.
— Tylko ognisko? — zapytał.
— Mówiłeś, że rozbieżności występują tylko w bezpośrednim sąsiedztwie ośrodka — przypomniałem mu. — Ale jeśli tym ośrodkiem nie było Muchings End? Jeśli to był nalot na katedrę, a to, co ja i Verity postrzegaliśmy jako rozbieżność, było ciągiem wydarzeń, które zaszłyby, gdyby niekongruencja nie została naprawiona?
— Interesujące — mruknął TJ. Szybko wpisał więcej cyfr.
— Tylko ognisko — potwierdziłem. — Te same wydarzenia, ten sam poślizg.
— To trochę potrwa — mruknął, wstukując kolejne liczby. Odwróciłem się do Carruthersa.
— Powiem ci, czego masz szukać w Coventry. — Sięgnąłem po komunikator Warder i powiedziałem do niego: — Potrzebuję nazwisk pracowników katedry, świeckich i duchownych, w 1940 roku, i katedralnego rejestru ślubów na lata 1888… — zawahałem się przez chwilę i po zastanowieniu dokończyłem: — 1888 do 1915. Nie, na wszelki wypadek do 1920.
— A jeśli rejestry zostały zniszczone podczas nalotu?
— Więc znajdź listę beneficjów Kościoła anglikańskiego na rok 1940. Mają to w aktach w Canterbury i w kilku innych miejscach. Wojna nie mogła wszystkich zniszczyć.
Uderzyłem w klawisz wydruku, odczekałem, aż komunikator wypluje listę, i oddarłem wydruk.
— Potrzebuję tego jak najszybciej. Carruthers popatrzył na listę.
— Chcesz, żebym pojechał teraz?
— Tak — potwierdziłem. — To ważne. Jeśli mam rację, zdobędziemy strusią nogę biskupa na czas przed konsekracją.
— Więc lepiej się pospieszcie — rzuciła sucho Warder — bo zostały dwie godziny.
— Do konsekracji? — zdziwiłem się. — To niemożliwe — i wreszcie zadałem pytanie, które powinienem był zadać natychmiast po wyjściu z sieci. — Którego dzisiaj?
Wpadła Verity z naręczem odbitek. Przebrała się w szarą sukienkę i pepegi. Nogi miała tak długie, jak sobie wyobrażałem.
— Ned, konsekracja jest za parę godzin!
— Właśnie się dowiedziałem — mruknąłem i próbowałem coś wymyślić. Liczyłem, że będę miał kilka dni, żeby zebrać dowody na poparcie mojej teorii, ale teraz ledwie wystarczy czasu na dojazd do Coventry i z powrotem…
— Czy mogę pomóc? — zapytała Verity.