— Ale dlaczego? — upierała się, wciąż marszcząc brwi. — Mogła się naprawić nawet bez naszej wiedzy.
— Z litości — podsunąłem. — Bo wiedziała, że lady Schrapnell zabije mnie, jeśli jej nie znajdę przed konsekracją.
Ale Verity miała słuszność. Strusia noga biskupa nadal mogła tkwić na strychu pani Bittner i obrastać kurzem, skoro niekongruencja została naprawiona i naziści nie dowiedzieli się o Ultrze. Więc dlaczego wysłano mnie do laboratorium w 2018 i do Blackwella, i do nalotu, i dostarczono mi takie wyraźne wskazówki, skoro nie miało znaczenia, czy znajdziemy strusią nogę biskupa? Czyżby jej ewentualne odkrycie po śmierci pani Bittner spowodowało jakąś inną niekongruencję? Czy też z jakiegoś powodu musiała znaleźć się w katedrze podczas konsekracji?
— Dojeżdżamy do Oksfordu — odezwał się kierowca. — Dokąd mam jechać?
— Chwileczkę — poprosiłem i zadzwoniłem do pana Dunworthy’ego.
Odebrał Finch.
— Dzięki niebiosom — powiedział. — Jedźcie Parks Road do Holywell i Longwell, a potem skręcajcie na południe w Główną i na boisko Merton. Skorzystajcie z drogi dojazdowej. Będziemy na was czekać przy drzwiach zakrystii. Wie pan, gdzie to jest?
— Tak — powiedziałem. — Zrozumiał pan? — zapytałem kierowcę. Kiwnął głową.
— Zabieracie te rzeczy do katedry?
— Tak.
— Strata czasu i pieniędzy, gdyby mnie kto pytał — mruknął. — To znaczy, jaki jest pożytek z katedry?
— Zdziwiłby się pan — odparła Verity.
— Proszę tutaj skręcić — poleciłem, wypatrując furtki dla pieszych w Merton. — Finch, jesteśmy na miejscu — powiedziałem do komunikatora, a do kierowcy: — Niech pan jedzie na wschodni koniec. Drzwi zakrystii są na południowej ścianie.
Kierowca zahamował przed drzwiami zakrystii, gdzie czekał na nas tuzin robotników od Fincha. Jeden z nich otworzył tylne drzwi karawanu. Verity wygramoliła się z pojazdu i zaczęła wydawać rozkazy:
— Obrus na ołtarz idzie do Kaplicy Kowali, tak samo ten świecznik. Uważajcie, żeby nie pomieszać rekonstrukcji z oryginałami. Ned, podaj mi paliusz czapnika.
Położyłem go na jej wyciągniętych ramionach, a ona wniosła go po schodach. Sięgnąłem po komunikator.
— Finch, gdzie pan jest?
— Tutaj, sir — odezwał się od drzwi karawanu. Wciąż nosił surdut kamerdynera, chociaż rękaw miał już suchy. Podałem mu emaliowane cyborium.
— Konsekracja jeszcze się nie zaczęła? — upewniłem się.
— Nie, sir — powiedział. — Niestety powstał zator w St. Aldate’s. Wozy straży pożarnej i karetki pogotowia całkowicie zablokowały ulicę. Wszystko okazało się zwykłym nieporozumieniem — ciągnął z absolutnie pokerową twarzą — ale rozładowanie korka zabrało trochę czasu. Nikt nie mógł dojechać na Błonia Christ Church prawie przez godzinę. A potem biskup się spóźnił. Jego kierowca źle skręcił i pojechał do Iffley. A teraz wynikły jakieś kłopoty z biletami.
Z podziwem pokręciłem głową.
— Jeeves byłby z pana dumny. Nie licząc Buntera i Niezrównanego Crichtona.
Wyładowałem strusią nogę biskupa.
— Mam to zanieść, sir?
— Chcę to sam dostarczyć. — Ruchem głowy wskazałem dziecięcy krzyż. — To idzie do Kaplicy Pasamoników. A posążek św. Michała idzie na chór.
— Tak, sir — powiedział. — Pan Lewis pana szuka. Chce z panem omówić jakąś kwestię dotyczącą kontinuum.
— Świetnie — stęknąłem, szamocząc się z mizerykordią. — Jak tylko uporządkujemy ten bałagan.
— Tak, sir — powtórzył. — A w wolnej chwili ja też chciałbym z panem pomówić, sir, o mojej misji.
— Proszę mi powiedzieć tylko jedno. — Wyciągnąłem mizerykordię i podałem ją dwóm pierwszorocznym studentom. — Czy pańska misja polegała na przenoszeniu wstecz nieistotnych przedmiotów?
Wydawał się urażony.
— W żadnym wypadku.
Podniosłem strusią nogę biskupa.
— Nie wie pan, gdzie jest lady Schrapnell?
— Przed chwilą była w zakrystii, sir. — Podniósł wzrok na niebo. — Ojej, coraz bardziej się chmurzy. A lady Schrapnell chciała, żeby wszystko wyglądało dokładnie jak w dniu nalotu.
Zataszczyłem strusią nogę biskupa po schodach do drzwi zakrystii, bardzo stosowny postępek: wnieść strusią nogę biskupa tymi samymi drzwiami, którymi rektor Howard wyniósł świeczniki, krucyfiks i sztandar pułkowy. Skarby z Coventry.
Otworzyłem drzwi i wniosłem ją do zakrystii.
— Gdzie jest lady Schrapnell? — zapytałem historyczkę, którą rozpoznałem z Kolegium Jezusa.
Wzruszyła ramionami i pokręciła głową.
— Nie — zawołała do kogoś w sanktuarium. — Potrzebujemy jeszcze śpiewników na ostatnie pięć rzędów ławek w zachodnim skrzydle. I trzech książeczek do nabożeństwa.
Wszedłem na chór. I wpadłem w chaos. Ludzie biegali dookoła wykrzykując rozkazy, a z Kaplicy Bławatników dochodziło głośne stukanie młotka.
— Kto zabrał Listy Apostolskie? — wołał wikary przy pulpicie. — Przed chwilą tu leżały.
Organy zagrały próbny akord i pierwsze nuty hymnu „Tajemne są dzieła Boże, niepojęte Jego cuda”. Chuda kobieta w zielonym fartuchu wtykała długie różowe gladiolusy do wazy z brązu przed pulpitem, a przysadzista matrona w okularach, z kartką papieru w dłoni, chodziła od jednej osoby do drugiej i wszystkich o coś pytała. Pewnie ona też szukała lady Schrapnell.
Organy umilkły i organista krzyknął do kogoś na arkadowej galerii: „Rejestr trąbki nie działa”. Wszędzie kręcili się chłopcy z chóru w lnianych komżach i czerwonych sutannach. Widocznie Warder kazała komuś wyprasować komże, pomyślałem bez związku.
— Nie rozumiem, co to za różnica, czy ławki chóru są wykończone od wewnątrz — mówiła blondynka z długim nosem do chłopca leżącego częściowo pod jedną ze stalli chóru. — Nikt z kongregacji tego nie zobaczy.
— „My o powód nie pytamy — zacytował chłopiec. — My na rozkaz umieramy”. Podaj mi laser, dobrze?
— Przepraszam — odezwałem się. — Czy któreś z was wie, gdzie jest lady Schrapnell?
— Ostatnio widziałem ją w Kaplicy Sukienników — odpowiedział chłopiec spod ławki.
Ale nie było jej w Kaplicy Sukienników ani w sanktuarium, ani na górze pod arkadami. Zszedłem do nawy.
Carruthers siedział tam w ławce, składając programy nabożeństwa.
— Widziałeś lady Schrapnell? — zapytałem.
— Była tu przed chwilą — odparł z niesmakiem. — Właśnie dlatego muszę to robić. Zdecydowała w ostatniej chwili, że trzeba od nowa wydrukować programy nabożeństwa. — Podniósł wzrok. — Wielki Boże, znalazłeś ją! Gdzie była?
— To długa historia — odparłem. — Dokąd poszła lady Schrapnell?
— Do zakrystii. Czekaj. Zanim pójdziesz, chcę ci zadać jedno pytanie. Co myślisz o Peggy?
— Peggy?
— Warder — wyjaśnił. — Nie uważasz, że jest najsłodszą, najmilszą osobą na całym świecie?
— Jeszcze nie poskładałeś tych programów? — zapytała Warder, podchodząc do nas. — Lady Schrapnell chce je dać porządkowym.
— Gdzie ona jest? — zapytałem.
— W Kaplicy Bławatników — odpowiedziała Warder, a ja szybko uciekłem.
Ale lady Schrapnell nie było w Kaplicy Bławatników ani w baptysterium. Zauważyłem, że coś się dzieje obok zachodnich drzwi. Sam będę musiał odstawić na miejsce strusią nogę biskupa.
Zaniosłem ją do Kaplicy Kowali, myśląc: teraz na pewno zniknął postument, ale postument z kutego żelaza stał tam, gdzie powinien, przed ażurową przegrodą. Pieczołowicie ustawiłem na nim strusią nogę biskupa.