Postawił kosz na ziemi obok mnie.
— Czy mógłbyś… — wychrypiałem, ostrożnie zdjąłem jedną rękę z szyi i wskazałem psa.
— Och, oczywiście, jakiż jestem bezmyślny — zreflektował się Terence. — Wy dwaj nie zostaliście sobie należycie przedstawieni. Przykucnął obok nas.
— To jest pan Henry — powiedział do buldoga — najnowszy członek naszej wesołej drużyny i nasz finansowy zbawca.
Buldog rozdziawił potężną paszczę w szerokim, zaślinionym uśmiechu.
— Ned — powiedział Terence — pozwól, że przedstawię ci Cyryla.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Odezwał się Jerzy — Wybierzemy się w górę Tamizy — Będziemy mieli (mówił) świeże powietrze, gimnastykę i spokój. Stała zmiana krajobrazu zajmie nasze umysły (nie wyłączając tego co mieści się w głowie Harrisa). Ciężka praca pobudzi apetyt i sprawi że będziemy dobrze spali
— Jak się masz, Cyrylu? — powiedziałem, nie próbując wstać. Czytałem gdzieś, że każdy nagły ruch może te psy sprowokować do ataku. Czy może chodziło o niedźwiedzie? Pożałowałem, że Finch nie dostarczył mi taśmy o buldogach zamiast o kamerdynerach. Dzisiejsze buldogi mają zajęcze serca. Ulubieniec Oriel to sympatyczny wałkoń, który po całych dniach wyleguje się przed budką portiera w nadziei, że ktoś przyjdzie go pogłaskać.
Ale to był dziewiętnastowieczny buldog, a nazwa „buldog” wywodzi się ze średniowiecznych igrzysk, gdzie byka (buli) szczuto psami (dog). Czarujące widowisko, kiedy buldogi, specjalnie hodowane ze względu na wytrwałość i bojowe usposobienie, wgryzały się w tętnice szyjne, a rozzłoszczony tym — co zrozumiałe — byk próbował stratować psy i/albo wziąć je na rogi. Kiedy zakazano szczucia byków? Na pewno przed 1888 rokiem. Lecz kto wie, ile potrzeba czasu, żeby wykorzenić z buldogów tę srogą zawziętość?
— Bardzo się cieszę z naszej znajomości, Cyrylu — powiedziałem.
Cyryl wydał dźwięk, który zabrzmiał jak warknięcie. Albo beknięcie.
— Cyryl pochodzi z doskonałej rodziny — oznajmił Terence, wciąż przykucnięty obok moich niedoszłych zwłok. — Jego ojcem był Dan Diabeł po Meduzie. Jego prapradziadkiem był Egzekutor. Jeden z najsłynniejszych pogromców byków. Nigdy nie przegrał walki.
— Naprawdę? — zapytałem słabo.
— Prapradziadek Cyryla pokonał Srebrnołapego. — Pokręcił głową z podziwem. — Ośmiusetfuntowego niedźwiedzia grizzly. Capnął go za pysk i nie puścił przez pięć godzin.
— Ale już straciły tę bojowość i zawziętość? — zapytałem z nadzieją.
— Bynajmniej — odparł Terence. Cyryl znowu warknął.
— Wcale nie uważam, że wykazywały takie cechy — ciągnął Terence — najwyżej pod przymusem. W pazurach niedźwiedzia każdy walczy zażarcie, moim zdaniem. Nie uważasz, Cyrylu?
Cyryl ponownie wydał niski pomruk, który tym razem zdecydowanie przypominał beknięcie.
— Złote serce miał ten Egzekutor, tak mówią. Pan Henry płynie z nami na wycieczkę, Cyrylu — oznajmił, chociaż buldog nadal przyciskał mnie do ziemi i dokładnie obśliniał — jak tylko załadujemy łódź i uładzimy się z Jabezem. — Wyciągnął kieszonkowy zegarek i trzasnął kopertą. — Chodź, Ned. Już prawie za kwadrans dwunasta. Później możesz pobawić się z Cyrylem.
Podniósł oba pudła i ruszył do przystani. Cyryl, wyraźnie chętny do pomocy, zlazł ze mnie i poczłapał do kosza, żeby go obwąchać. Podniosłem się, uratowałem kosz i poszedłem za Terence’em nad rzekę.
Jabez stal na przystani obok wielkiej kupy bagaży, z ramionami obronnie skrzyżowanymi na piersi.
— Oni myślą, że im pomogę załadować łódź, zanim zapłacą — powiedział w przestrzeń — ale Jabez zna się na takich sztuczkach. — Podjął mi pod nos imponująco brudną rękę. — Cztery szóstki.
Nie miałem zielonego pojęcia, co to znaczy, podobnie jak „dziewiątak”.
— Masz — wręczyłem Terence’owi portfel — ty się z nim dogaduj a ja przyniosę resztę bagażu.
Zabrałem walizę i sakwojaż, które stoczyły się ze schodów, kiedy Cyryl mnie przewrócił, i zaniosłem je na przystań. Cyryl grzecznie truchtał obok mnie.
Terence stał w łodzi, ciemnozielonej, obłażącej z farby, z nazwą „Victory” wymalowaną przez szablon na dziobie. Łódź była zniszczona, lecz duża, co dobrze się składało, ponieważ góra bagaży na brzegu najwyraźniej należała do Terence’a.
— Ślicznotka, prawda? — powiedział Terence, wziął ode mnie walizę i wepchnął pod środkową ławkę. — Załadujemy ją migiem i zaraz wypływamy.
Załadunek potrwał jednak trochę dłużej. Ułożyliśmy na dziobie bagaż Terence’a, który składał się z dużego kuferka, dwóch pudeł, nesesera, trzech wiklinowych koszów, drewnianej skrzynki, blaszanej puszki, zrolowanych dywaników i dwóch wędek, a mój ustawiliśmy na rufie. W ten sposób całkowicie zapełniliśmy łódź, więc musieliśmy wyjąć wszystko i zacząć od nowa.
— Trzeba podejść do tego naukowo — oświadczył Terence. — Najpierw duże przedmioty, potem wypełnić luki mniejszymi.
Tak zrobiliśmy, zaczynając od kuferków, a kończąc na dywanikach, które rozwinęliśmy i upchnęliśmy w rogach. Tym razem na środku zostało wolne miejsce szerokości około stopy. Cyryl natychmiast wlazł tam i rozłożył się wygodnie.
Czułem, że powinienem zaproponować pozostawienie części moich bagaży na brzegu, ponieważ jednak nie wiedziałem, co w nich jest, postanowiłem nie ryzykować.
— Wiedziałem, że trzeba było zabrać Dawsona — oznajmił Terence. — Dawson potrafi dokonać cudów przy pakowaniu.
Zakładałem, że Dawson to jego lokaj. Z drugiej strony całkiem możliwe, że Dawson był jego ulubionym szopem.
— Kiedy wyjeżdżałem do Oksfordu, zdołał pomieścić wszelkie ziemskie dobra Cyryla i moje w jednym kufrze i jeszcze zostało miejsce. Oczywiście gdybym go zabrał, musielibyśmy uwzględnić także jego bagaż. I jego samego. — Zmierzył bagaże taksującym wzrokiem. A może gdyby zacząć od najmniejszych rzeczy…
W końcu zaproponowałem, żeby wręczyć Jabezowi napiwek w postaci następnego dziewiątaka (cokolwiek to znaczyło) i poprosić go o pomoc. Zabrał się do roboty, ubijając i ugniatając nasze rzeczy przy użyciu brutalnej siły, czemu towarzyszył gniewny monolog.
— Każą Jabezowi czekać pół dnia na jego pieniądze — mamrotał, wpychając torbę pod ławkę — a potem chcą, żeby załadował łódź jak zwykły służący. A potem stoją i patrzą się na niego jak para głupców. Patrzyliśmy. Przynajmniej ja patrzyłem. Obserwowałem go z pewnego rodzaju niezdrową fascynacją. Najwyraźniej z niego nie wykorzeniono srogiej zawziętości. Miałem nadzieję, że do pudeł nie zapakowano żadnych kruchych przedmiotów. Cyryl, wygnany z łodzi, wrócił do obwąchiwania okrągłego wiklinowego kosza, który widocznie zawierał żywność. Terence wyciągnął kieszonkowy zegarek i zapytał Jabeza, czy nie mógłby pakować szybciej, co wydało mi się wyjątkowo nierozważne.