Kuzynka dotarła do ostatniego nagrobka i patrzyła na mnie wyczekująco.
Pogoda. Ale jak mam się do niej zwracać? Panno Brown? Panno Verity? Milady?
— No — rzuciła niecierpliwie. — Przywiozłeś ją z powrotem? Nie całkiem takiej odzywki oczekiwałem.
— Słucham? — zapytałem niepewnie.
— Baine cię nie widział, prawda? — ciągnęła. — Gdzie ją zostawiłeś?
— Obawiam się, że pani wzięła mnie za kogoś innego…
— Wszystko w porządku — oznajmiła, spoglądając w stronę kościoła. — Oni nas nie słyszą. Powiedz mi dokładnie, co się stało, kiedy przeniosłeś ją z powrotem przez sieć.
Widocznie miałem jakiś nawrót dyschronii. To, co mówiła, zupełnie nie miało sensu.
— Chyba jej nie utopiłeś? — zapytała z gniewem. — Obiecał, że jej nie utopi.
— Kogo nie utopi?
— Kota.
To było gorsze niż rozmowa z pielęgniarką w infirmerii.
— Kota? Chodzi pani o kota Tossie… panny Mering? Tego, który zginął? Księżniczkę Ardżumand?
— Oczywiście, że chodzi mi o Księżniczkę Ardżumand. — Zmarszczyła brwi. — Pan Dunworthy ci jej nie dał?
— Pan Dunworthy? — Wytrzeszczyłem na nią oczy.
— Tak. Nie dał ci kota, żebyś przeniósł go z powrotem przez sieć? Coś mi zaczęło świtać.
— Ty jesteś tą najadą z gabinetu pana Dunworthy’ego — zdziwiłem się. — Ale to niemożliwe. Ona nazywała się Kindle.
— Tak się nazywam. Brown to moje przybrane nazwisko. Meringowie nie mają żadnych krewnych o nazwisku Kindle, a ja występuję jako daleka kuzynka Tossie.
Coraz bardziej rozjaśniało mi się w głowie.
— Ty jesteś tą klęską — powiedziałem — która przeniosła coś przez sieć.
— Kota — rzuciła niecierpliwie.
Kota. Oczywiście. To miało więcej sensu niż koła czy lody. I wyjaśniało, dlaczego pan Dunworthy popatrzył na mnie tak dziwnie, kiedy wspomniałem o Sherlocku Holmesie.
— Więc przeniosłaś przez sieć kota — stwierdziłem. — To niemożliwe. Nie można przenieść niczego do przodu przez sieć.
Teraz ona wytrzeszczyła oczy.
— Nie wiedziałeś o kocie? Aleja myślałam, że chcieli odesłać kota z tobą.
Zrobiło mi się nieswojo po tych słowach. Finch kazał mi zaczekać, kiedy stałem w sieci. Czyżby poszedł po kota, a ja skoczyłem, zanim zdążył go przynieść?
— Powiedzieli ci, że wysyłają kota ze mną? — zapytałem. Pokręciła głową.
— Pan Dunworthy nie chciał mi niczego powiedzieć. Mówił, że już dosyć narobiłam kłopotów, i nie chciał, żebym znowu coś sknociła. Po prostu założyłam, że to ty, bo widziałam cię w biurze pana Dunworthy’ego.
— Przyszedłem porozmawiać z panem Dunworthym o mojej dyschronii — wyjaśniłem. — Infirmeria przepisała dwa tygodnie wypoczynku, więc pan Dunworthy wysłał mnie tutaj.
— Do epoki wiktoriańskiej? — zawołała ubawiona. Przytaknąłem.
— Nie mogłem wypoczywać w Oksfordzie ze względu na lady Schrapnell…
Zrobiła jeszcze bardziej rozbawioną minę.
— Wysłał cię tutaj, żebyś uciekł od lady Schrapnell?
— Tak — przyświadczyłem zaniepokojony. — Nie ma jej tutaj, prawda?
— Nie całkiem — odparła. — Skoro nie przeniosłeś kota, może wiesz z kim ją wysłali?
— Nie — zaprzeczyłem, próbując sobie przypomnieć rozmowę w laboratorium. „Nawiązać kontakt”, mówił pan Dunworthy. Andrews. Teraz sobie przypomniałem. Pan Dunworthy powiedział: „Skontaktuj się z Andrewsem”. — Mówili coś o kontakcie z Andrewsem — powiedziałem.
— Słyszałeś coś jeszcze? Do kiedy go wysłali? Czy skok doszedł do skutku?
— Nie — wyznałem — ale drzemałem prawie przez cały czas. Z powodu dyschronii.
— Kiedy dokładnie usłyszałeś, że wymienili nazwisko Andrewsa?
— Dzisiaj rano, kiedy czekałem na swój przeskok.
— Kiedy przeszedłeś?
— Dzisiaj rano. O dziesiątej.
— Więc to wszystko wyjaśnia — powiedziała z ulgą. — Martwiłam się, kiedy wróciłam i nie znalazłam Księżniczki Ardżumand. Bałam się, że coś poszło źle i nie udało się jej odesłać z powrotem przez sieć, albo że Baine ją znalazł i znowu wrzucił. A kiedy pani Mering nalegała, żeby pojechać do Oksfordu na konsultację z madame Iritosky w sprawie jej zniknięcia, i kiedy pokazał się ten młody człowiek, naprawdę się przestraszyłam. Ale wszystko jest w porządku. Widocznie odesłali ją po naszym wyjeździe do Oksfordu, co się dobrze złożyło. Nikogo nie było na miejscu, więc nikt nie widział, jak ją odesłali, a Baine pojechał z nami, więc nie mógł jej utopić przed naszym powrotem. A skok musiał się udać, bo nie byłoby cię tutaj. Pan Dunworthy mówił, że odwołuje wszystkie skoki do dziewiętnastego wieku, dopóki nie zwrócimy kota. Więc wszystko jest w porządku. Eksperyment pana Dunworthy’ego zakończył się pomyślnie, Księżniczka Ardżumand będzie na nas czekała w domu, i nie ma się czym martwić.
— Zaczekaj — poprosiłem, kompletnie zbity z tropu. — Chyba powinnaś zacząć od początku. Usiądź.
Wskazałem drewnianą ławkę z napisem: NIE NISZCZYĆ. Obok wyrzeźbiono serce przebite strzałą, a pod nim napis: „Violet i Harold, 1859”. Najada usiadła, z wdziękiem układając spódnicę.
— No dobrze — powiedziałem. — Przeniosłaś kota w przyszłość przez sieć.
— Tak. Byłam w belwederku, tam jest miejsce przeskoku, tuż za nim w małym zagajniku, styk co dziesięć minut. Właśnie wróciłam, bo zdawałam raport panu Dunworthy’emu, i zobaczyłam Baine’a, tego kamerdynera, jak niósł Księżniczkę Ardżumand…
— Zaraz. Co robiłaś w epoce wiktoriańskiej?
— Lady Schrapnell wysłała mnie tutaj, żebym przeczytała pamiętnik Tossie. Myślała, że znajdę tam wskazówki, gdzie szukać strusiej nogi biskupa.
Oczywiście. Od razu mogłem się domyślić, że to ma coś wspólnego ze strusią nogą biskupa.
— Ale co Tossie ma wspólnego ze strusią nogą biskupa? — Nagle poraziła mnie straszliwa myśl. — Tylko mi nie mów, że ona jest tą praprababką.
— Pra-pra-pra-pra. Właśnie tego lata pojechała do Coventry i zobaczyła strusią nogę biskupa…
— …co na zawsze odmieniło jej życie — dokończyłem.
— Wydarzenie, które często i szczegółowo wspominała w obszernych pamiętnikach, spisywanych przez większość życia, które przeczytała lady Schrapnell i dostała obsesji na punkcie odbudowy katedry z Coventry, co na zawsze odmieniło jej życie.
— I nasze — dodałem. — Ale skoro przeczytała pamiętniki, dlaczego wysłała cię z powrotem do 1888 roku, żebyś je przeczytała?
— Tom, w którym Tossie pierwotnie opisała swoje wielkie przeżycie, ten spisany w lecie 1888 roku, jest bardzo zniszczony przez wilgoć. Lady Schrapnell zatrudniła biegłą sądową do odcyfrowania pamiętnika, ale biegła niewiele zdziałała, więc lady Schrapnell wysłała mnie, żebym to przeczytała na miejscu.
— Ale skoro Tossie opisuje to szczegółowo w innych tomach…? Podsunąłem.
— Nigdzie nie napisała dokładnie, w jaki sposób to zmieniło jej życie, ani nie podała daty, a lady Schrapnell uważa, że ten tom mógł zwierać inne ważne szczegóły. Niestety, czy raczej powinnam powiedzieć „na szczęście”, ponieważ Tossie pisze tak samo, jak mówi, trzyma swój pamiętnik pod kluczem i pilnuje go lepiej niż klejnotów koronnych, więc na razie nie dobrałam się do niego.