— Ciągle nic nie rozumiem — wyznałem. — Strusia noga biskupa znikła dopiero w 1940 roku. Na co się przyda pamiętnik z 1888 roku?
— Lady Schrapnell uważa, że z pamiętnika możemy się dowiedzieć, kto ją podarował kościołowi. Rejestry darowizn dla katedry Coventry spłonęły podczas nalotu. Ona myśli, że ofiarodawcy albo ich potomkowie mogli zabrać ją na przechowanie na początku wojny.
— Ktokolwiek ją podarował, na pewno chciał jej się pozbyć.
— Wiem. Ale znasz lady Schrapnell. „Zajrzeć pod każdy kamień”. Więc śledzę Tossie od dwóch tygodni w nadziei, że zostawi pamiętnik gdzieś na wierzchu. Albo pojedzie do Coventry. Musi wkrótce pojechać. Kiedy wspomniałam o Coventry, powiedziała, że nigdy tam nie była, a wiemy, że pojechała w czerwcu. Ale na razie nic.
— Więc porwałaś jej kota i zażądałaś pamiętnika jako okupu?
— Nie! — zaprzeczyła. — Wracałam od pana Dunworthy’ego i zobaczyłam Baine’a, tego kamerdynera…
— Który czyta książki — wtrąciłem.
— Który jest maniakalnym zabójcą — oświadczyła. — Niósł Księżniczkę Ardżumand i kiedy dotarł do rzeki… cudowna czerwcowa pogoda. Róże kwitną tak pięknie.
— Co? — bąknąłem, ponownie zbity z tropu.
— A szczodrzeniec! Pani Mering ma zagajnik szczodrzeńca, który wygląda tak malowniczo!
— Proszę o wybaczenie, panno Brown — powiedział Baine, zjawiając się znikąd. Wykonał sztywny, oszczędny ukłon.
— O co chodzi, Baine? — zapytała Verity.
— Chodzi o kotkę panny Mering, proszę pani — wyznał Baine z niewyraźną miną. — Zastanawiałem się, czy obecność pana St. Trewesa oznacza, że ją odnalazł.
— Nie, Baine. — Temperatura jej głosu spadła o kilka stopni. I Księżniczki Ardżumand ciągle nie ma.
— Martwiłem się — mruknął Baine i ponownie się skłonił. — Czy mam teraz podstawić powóz?
— Nie — odparła Verity lodowatym tonem. — Dziękuję, Baine.
— Pani Mering prosiła, żeby panie nie spóźniły się na herbatę.
— Pamiętam o tym, Baine. Dziękuję. On wciąż się wahał.
— Do domu madame Iritosky jedzie się pół godziny.
— Tak, Baine. To wszystko — ucięła Verity i patrzyła, jak odchodził. Dopiero kiedy podszedł do powozu, wybuchnęła: — Zimnokrwisty morderca! „Zastanawiałem się, czy pan St. Trewes nie znalazł kota”. Doskonale wie, że nie znalazł. I jeszcze mówi, że się martwił! Potwór!
— Jesteś pewna, że chciał ją utopić? — zapytałem. — Oczywiście, że jestem pewna. Rzucił ją do rzeki jak najdalej. — Może to współczesny zwyczaj. Czytałem, że w epoce wiktoriańskiej topiono koty. Żeby ograniczyć liczebność, pomyśleć tylko.
— Nowo narodzone kocięta, nie dorosłe koty. I nie domowe. Tossie najbardziej na świecie kocha Księżniczkę Ardżumand, zaraz po sobie. Topi się kocięta na farmach, nie domowych ulubieńców. W zeszłym tygodniu farmer niedaleko od Muchings End utopił cały miot, włożył je do worka obciążonego kamieniami i wrzucił do swojego stawu, co jest barbarzyństwem, ale nie zbrodnią. Tamto było zbrodnią. Kiedy Baine ją wrzucił, otrzepał ręce i odszedł spacerkiem, uśmiechając się. Wyraźnie chciał ją utopić.
— Myślałem, że koty umieją pływać.
— Nie na środku Tamizy. Gdybym czegoś nie zrobiła, prąd by ją porwał.
— Pani na Shalott — mruknąłem.
— Co?
— Nic. Dlaczego chciał zamordować kotkę swojej pani?
— Nie wiem. Może ma jakiś uraz wobec kotów. A może nie chodzi mu tylko o koty i którejś nocy pomorduje nas wszystkich we śnie. Może on jest Kubą Rozpruwaczem. On działał w 1888 roku, prawda? I nigdy nie odkryli jego prawdziwej tożsamości. Wiem tylko, że nie mogłam spokojnie stać na brzegu i pozwolić, żeby Księżniczka Ardżumand utonęła. To wymarły gatunek.
— Więc wskoczyłaś do wody i wyłowiłaś ją?
— Weszłam do wody — odparła obronnym tonem — złapałam ją i wyniosłam na brzeg, ale zaraz sobie uświadomiłam, że żadna wiktoriańska dama nie brodziłaby w rzece. Nawet nie zdjęłam butów. Nie myślałam. Po prostu działałam. Wskoczyłam do sieci i sieć się otwarła. Chciałam tylko zejść z widoku — wyznała. — Nie chciałam stwarzać problemu.
Problem. Zrobiła coś, co teoria temporalna uznała za niemożliwe — i prawdopodobnie wywołała niekongruencję w kontinuum. Nic dziwnego, że pan Dunworthy zadawał Chiswickowi te wszystkie pytania i zadręczał biednego T.J. Lewisa. Problem.
Koło to jedno, żywy kot to co innego. I nawet koło nie przejdzie przez sieć. Darby i Gentilla udowodnili to dawno temu, zaraz po wynalezieniu podróży w czasie. Zbudowali sieć jako piracki statek do rabowania skarbów przeszłości i próbowali wszystkiego, od „Mony Lisy” po grobowiec Tutenchamona, a potem, kiedy nic nie wychodziło sięgnęli po bardziej pospolite przedmioty, jak pieniądze. Ale nic nie przeszło przez sieć oprócz mikroskopijnych cząsteczek. Kiedy próbowali zabrać jakiś przedmiot z jego czasu, nawet półpensówkę czy widelec do ryb, sieć nie chciała się otworzyć. Nie przepuszczała również zarazków ani promieniowania, ani zabłąkanych kul, za co Darby i Gentilla razem z resztą świata powinni być wdzięczni, ale jakoś nie byli.
Wielonarodowe korporacje popierające Darby’ego i Gentillę straciły zainteresowanie, więc podróże w czasie przekazano historykom oraz naukowcom, którzy stworzyli teorię poślizgu i Prawo Zachowania Historii, żeby wyjaśnić działanie sieci. Przyjęto jako zasadę, że jeśli ktoś próbował przenieść coś do przodu, sieć się nie otwierała. Aż do teraz.
— Kiedy próbowałaś przenieść kota, sieć otwarła się tak po prostu? — zapytałem. — Nie zauważyłaś nic niezwykłego podczas skoku, żadnych opóźnień czy wstrząsów?
Pokręciła głową.
— To się niczym nie różniło od innych skoków.
— I nie zaszkodziło kotu?
— Przespała całą sprawę. Zasnęła mi na rękach podczas skoku i nie obudziła się nawet w gabinecie pana Dunworthy’ego. Widocznie w ten sposób dyschronia wpływa na koty. Działa jak narkoza.
— Poszłaś porozmawiać z panem Dunworthym?
— Oczywiście — powiedziała obronnym tonem. — Zaniosłam mul kota, jak tylko zorientowałam się, co zrobiłam.
— A on postanowił odesłać ją z powrotem?
— Wypytywałam Fincha, który powiedział, że chcą sprawdzić wszystkie skoki do epoki wiktoriańskiej, i jeśli nie będzie żadnych oznak zwiększonego poślizgu, to znaczy, że kotka wróciła, zanim jej zniknięcie spowodowało jakieś szkody, więc ją odeślą.
Ale poślizg się zwiększył, pomyślałem przypomniawszy sobie, jak pan Dunworthy pytał Carruthersa o Coventry.
— A co z kłopotami w Coventry?
— Według Fincha oni myślą, że to nie miało związku, ich zdaniem dlatego, że Coventry było punktem krytycznym w historii. Z powodu swoich powiązań z Ultrą. To był jedyny obszar zwiększonego poślizgu — Nie było żadnych na żadnym wiktoriańskim skoku. — Podniosła na mnie wzrok. — Jaki miałeś poślizg na swoim skoku?
— Żadnego. Trafiłem prosto do celu.
— To dobrze — powiedziała z ulgą. — Ja miałam tylko pięć minut, kiedy wróciłam. Finch mówił, że pierwszą oznaką niekongruencji będzie zwiększony poślizg…
— Och, ja tak kocham wiejskie cmentarze — poznałem po głosie Tossie i odskoczyłem od Verity niczym wiktoriański kochanek.
Verity zachowała spokój, otworzyła parasolkę i wstała z chłodnym wdziękiem.