— Nie — odparł Terence.
— Tak — przerwała mu Tossie, wznosząc oczy ku sklepieniu. — I nie obchodzi mnie, co on mówi, złośliwy stary niedźwiedź. One są tutaj, duchy z innego miejsca i czasu. Czuję ich obecność.
— Kierownik powiedział, że kościół nie jest nawiedzony, czego on bardzo żałuje — podjął Terence — ponieważ duchy nie nanoszą błota na podłogę i nie zrywają jego ogłoszeń. I nie przeszkadzają mu w porze herbaty.
— Herbata! — zawołała Tossie. — Co za cudowny pomysł! Kuzynko, powiedz Baine’owi, żeby podał herbatę.
— Nie mamy czasu — oświadczyła Verity, naciągając rękawiczki. — Czekają na nas u madame Iritosky.
— Och, ale pan St. Trewes i pan Henry jeszcze nie widzieli młyna — zaprotestowała Tossie.
— Mogą go obejrzeć po naszym odjeździe — ucięła Verity i zdecydowanym krokiem wyszła z kościoła. — Nie chcemy spóźnić się na pociąg do Muchings End.
Zatrzymała się przy bramie cmentarza.
— Panie St. Trewes, zechce pan powiedzieć Baine’owi, żeby przyprowadził powóz?
— Z przyjemnością — zapewnił Terence, uchylił kapelusza i ruszył w kierunku drzewa, gdzie Baine czytał książkę.
Miałem nadzieję, że Tossie z nim pójdzie, a ja będę mógł dokończyć rozmowę z Verity, ona jednak została przy bramie cmentarza, nadąsana, z trzaskiem otwierając i zamykając parasolkę. Jaki by pretekst wymyślić, żeby zostać sam na sam z Verity? Raczej nie mogłem zaproponować Tossie, żeby poszła z Terence’em, skoro Verity już się martwiła ich zażyłością. Zresztą Tossie chętniej wydawała rozkazy, niż je przyjmowała.
— Moja parasolka — powiedziała Verity. — Chyba ją zostawiłam w kościele.
— Pomogę pani szukać — zaofiarowałem się i skwapliwie otworzyłem drzwi, rozrzucając wokoło ogłoszenia.
— Wrócę do Oksfordu i przy najbliższej okazji złożę raport panu Dunworthy’emu — szepnęła Verity, jak tylko drzwi się zamknęły. — Gdzie będziesz?
— Nie jestem pewien — odparłem. — Gdzieś na rzece. Terence mówił, żeby powiosłować do Henley.
— Spróbuję wysłać ci wiadomość — obiecała, idąc na początek nawy. — To może potrwać kilka dni.
— Co chcesz, żebym zrobił?
— Nie pozwól Terence’owi zbliżyć się do Muchings End — poprosiła. — Pewnie to zwykłe zadurzenie ze strony Tossie, ale wolę nie ryzykować.
Kiwnąłem głową.
— I nie przejmuj się. To tylko trzydniowy poślizg, a pan Dunworthy nie wysłałby cię, gdyby Księżniczka Ardżumand nie wróciła bezpiecznie do domu. Na pewno wszystko jest w porządku. — Poklepała mnie po ramieniu. — Prześpij się trochę. Chyba już ci przechodzi dyschronia.
— Spróbuję — przyrzekłem.
Verity wyjęła parasolkę spod pulpitu klęcznika i ruszyła do drzwi. Potem zatrzymała się z uśmiechem.
— A jeśli spotkasz kogoś o nazwisku Chaucer lub Churchill, wyślij go do Muchings…
— Powóz zajechał, panienko — oznajmił Baine, wyrastając w drzwiach.
— Dziękuję, Baine — rzuciła chłodno Verity i przeszła obok niego. Terence pomagał Tossie wsiąść do powozu.
— Mam nadzieję, że spotkamy się znowu, panie St. Trewes — mówiła Tossie, już nie nadąsana. — Dzisiaj wieczorem jedziemy pociąłem do Muchings End. Wie pan, gdzie to jest? Nad rzeką, zaraz za Streatley.
Terence zdjął kapelusz i przyłożył go do serca.
— „Więc żegnaj, piękna, żegnaj mi, adieu!” Powóz szarpnął do przodu.
— Baine! — oburzyła się Tossie.
— Przepraszam, panienko — powiedział Baine i ściągnął lejce.
— Do widzenia! — zawołała Tossie, powiewając chusteczką i całą resztą swojego stroju. — Do widzenia, panie St. Trewes!
Powóz potoczył się ze wzgórza. Terence odprowadzał go wzrokiem.
— Lepiej już chodźmy — powiedziałem. — Profesor Peddick na nas czeka.
Westchnął, spoglądając tęsknie na tuman kurzu unoszący się za powozem.
— Czyż ona nie jest cudowna?
— Tak — mruknąłem.
— Musimy natychmiast wyruszyć do Muchings End — oznajmił i zaczął schodzić ze wzgórza.
— Nie możemy — zaprotestowałem, biegnąc za nim truchcikiem. — Musimy odwieźć profesora Peddicka do Oksfordu, a co z jego wiekowymi reliktami? Jeśli przyjechały popołudniowym pociągiem, trzeba je odebrać ze stacji.
— Załatwię z Trotterem, żeby je odebrał — oświadczył Terence, nie zwalniając kroku. — Jest mi winien przysługę za tamto tłumaczenie Lukrecjusza. Odwiezienie Peddicka zajmie tylko godzinę. Możemy go wysadzić przy Magdalenie o czwartej i zostaną nam jeszcze cztery godziny dziennego światła. Przed nocą zdążymy minąć śluzę w Culham. W ten sposób jutro w południe dopłyniemy do Muchings End.
Tyle z mojej pochopnej obietnicy, że będę trzymał Terence’a z dala od Tossie, pomyślałem, biegnąc za nim do łodzi. Której nie było.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Cyryl czekał w takiej samej pozycji, w jakiej go zostawiliśmy, ponuro opierając łeb na przednich łapach i spoglądając na nas z wyrzutem brązowymi ślepiami.
— Cyryl! — zawołał Terence. — Gdzie jest łódź? Cyryl usiadł i rozejrzał się ze zdumieniem.
— Miałeś pilnować łodzi — skarcił go surowo Terence. — Kto ją zabrał, Cyrylu?
— Nie mogła sama zdryfować? — odezwałem się, myśląc o półsztyku.
— Nie bądź śmieszny — rzucił Terence. — Na pewno ją ukradli.
— Może profesor Peddick wsiadł do niej i odpłynął — podsunąłem, ale Terence znajdował się już w połowie mostu.
Kiedy go dogoniliśmy, badał wzrokiem nurt w dole rzeki. Niczego tam nie było, tylko kaczka krzyżówka.
— Ktokolwiek ukradł łódź, na pewno zabrał ją z powrotem górę rzeki — oświadczył Terence, przebiegł na drugi brzeg i zawrócił do śluzy.
Dozorca stał na śluzie i grzebał w stawidle bosakiem.
— Czy nasza łódź przepłynęła z powrotem przez śluzę? — zawołał do niego Terence.
Dozorca przyłożył dłoń do ucha i odkrzyknął: — Co?
— Nasza łódź! — wrzasnął Terence, składając dłonie w trąbkę wokół ust. — Czy przepłynęła przez śluzę?
— Co? — odwrzasnął dozorca.
— Czy nasza łódź — Terence narysował rękami sylwetkę łodzi — przepłynęła — wykonał zamaszysty ruch w stronę górnego biegu rzeki — przez śluzę? — Przesadnym gestem wskazał śluzę.
— Łodzie przepływają przez śluzę? — zdziwił się dozorca. — Pewnie, że przepływają. A jak pan myślisz, po co jest śluza?
Rozejrzałem się szukając wzrokiem kogoś innego, kto mógł widzieć naszą łódź, lecz Iffley było kompletnie wyludnione. Nie zjawił się nawet kierownik komitetu parafialnego, żeby wywiesić tabliczkę z napisem: ZABRANIA SIĘ KRZYKÓW. Przypomniałem sobie, jak Tossie mówiła, że właśnie popijał herbatę.