— Nie! Nasza łódź! — ryknął Terence. Pokazał najpierw na siebie, a potem na mnie. — Czy przepłynęła przez śluzę?
Dozorca wyraźnie się obruszył.
— Nie, nie możecie się prześluzować bez łodzi! Co to za głupie żarty?
— NIE — jęknął Terence. — Ktoś nam ukradł łódź!
— Mokradła? — jeszcze bardziej oburzył się dozorca. — Jakie znowu mokradła? To jest uczciwa śluza!
— Nie, nie mokradła! Ukradł!
— Guzdrała? — Dozorca groźnie uniósł bosak. — Kogo nazywasz guzdrałą?
— Nikogo — zapewnił Terence, cofając się przezornie. — Zginęła nam wynajęta łódź!
Dozorca potrząsnął głową.
— Trzeba wam iść na most Folly. Pytajcie o Jabeza, tak się nazywa — Cyryl i ja wróciliśmy na most. Oparłem się o balustradę i rozmyślałem o tym, co mi powiedziała Verity. Uratowała kota przed utopieniem, a potem weszła z kotem w sieć, która się otwarła.
Więc widocznie kot nie spowodował niekongruencji, bo gdyby miał spowodować, sieć by się nie otwarła. Tak się zdarzyło pierwsze dziesięć razy, kiedy Leibowitz próbował cofnąć się w czasie, żeby zamordować Hitlera. Za jedenastym razem wylądował w Bozeman, Montana, w 1946 roku. I nikt nigdy nie zdołał się zbliżyć do teatru Forda ani do Pearl Harbor, ani do id marcowych. Ani do Coventry.
Pomyślałem, że T.J. i pan Dunworthy pewnie mieli rację z tym zwiększonym poślizgiem wokół Coventry, i zaciekawiło mnie, dlaczego wcześniej nie mieliśmy takich kłopotów. Coventry wyraźnie stanowiło punkt krytyczny.
Nie dlatego, że nalot wyrządził znaczne szkody. Luftwaffe tylko uszkodziła, nie zniszczyła, fabryki samolotów i amunicji, które podjęły pracę na nowo już po trzech miesiącach. Oczywiście zniszczyli katedrę, co wywołało falę współczucia i oburzenia w Stanach, ale nawet to nie stanowiło przełomu. Amerykanie już wcześniej udzielali nam poparcia, a do Pearl Harbor pozostały ledwie trzy tygodnie.
Krytyczna była Ultra i maszyna Enigma, którą przeszmuglowaliśmy z Polski i używaliśmy do odszyfrowywania niemieckich kodów, i która mogła zmienić przebieg całej wojny, gdyby naziści dowiedzieli się o niej.
A Ultra uprzedziła nas o nalocie na Coventry. Ale niedokładnie, aż do czternastego późnym popołudniem, kiedy już nie można było zrobić nic więcej, tylko zawiadomić dowództwo i podjąć doraźne środki obronne, które (ponieważ Historia jest chaotycznym systemem) wykluczały się nawzajem. Dowództwo zdecydowało, że główny atak pójdzie na Londyn, bez względu na informacje wywiadu, i tam wysłało samoloty, zaś próby zagłuszania wiązek naprowadzających zawiodły z powodu błędu w obliczeniach.
Lecz tajemnice zawsze mają decydujące znaczenie. Jedno przypadkowe słowo mogło narazić całą operację wywiadu. A gdyby coś, cokolwiek, wzbudziło podejrzenia nazistów — gdyby katedra cudem ocalała albo gdyby cały RAF zebrał się nad Coventry, nawet gdyby ktoś gadał za dużo — Jest to cnota nad cnotami trzymać język za zębami” — zmieniliby maszyny szyfrujące. A my przegralibyśmy bitwę Pod El Alamein i na północnym Atlantyku. I drugą wojnę światową.
Co wyjaśnia, dlaczego Carruthers, ja i nowy rekrut lądowaliśmy ruinach albo na polu z dyniami. Ponieważ w pobliżu punktu krytycznego nawet najdrobniejsza czynność nabiera całkowicie nieproporcjonalnej wagi. Konsekwencje mnożą się i potęgują, i byle drobiazg, nie odebrany telefon, zapałka zapalona podczas zaciemnienia, upuszczona kartka papieru — może doprowadzić do upadku imperium.
Szofer arcyksięcia Ferdynanda pomyłkowo skręca w ulicę Franciszka Józefa i rozpoczyna wojnę światową. Ochroniarz Abrahama Lincolna wychodzi na papierosa i niszczy pokój. Hitler zostawia polecenie, żeby mu nie przeszkadzać, bo ma migrenę, i dowiaduje się o inwazji na Normandię osiemnaście godzin za późno. Porucznik zapomina oznaczyć telegram jako „pilny” i admirał Kimmel nie otrzymuje ostrzeżenia o japońskim ataku. „Z braku gwoździa zginęła podkowa. Z braku podkowy zginął koń. Z braku konia zginął jeździec”.
A wokół tych atraktorów powstaje radykalnie zwiększony poślizg oraz zamknięcia sieci.
Co musi oznaczać, że Muchings End nie jest punktem krytycznym, a kot nie zmienił historii, zwłaszcza że wystarczyłby kilkuminutowy poślizg, żeby zapobiec całej sprawie. Verity nie musiała nawet lądować w Bozeman w stanie Montana. Gdyby przeszła pięć minut później, kot zdążyłby utonąć. Pięć minut wcześniej byłaby w domu i przegapiłaby cały incydent.
A przecież to nie był kot królowej Wiktorii (pomimo królewskiego imienia) ani Gladstone’a czy Oskara Wilde’a. Ten kot nie mógł w żaden sposób wpłynąć na losy świata, a rok 1888 nie był krytyczny. Bunt w Indiach zakończył się w 1859, a wojna burska wybuchnie dopiero za jedenaście lat.
— I to tylko kot — powiedziałem głośno. Zaniepokojony Cyryl podniósł wzrok.
— Nie tutaj — uspokoiłem go. — Pewnie wróciła bezpiecznie do Muchings End.
Ale Cyryl wstał i zaczął rozglądać się czujnie.
— Nie! Złodzieje, nie koleje! — wrzeszczał Terence, a jego głos płynął ku nam nad wodą. — Złodzieje!
— Wieje? — zdumiał się dozorca. — Toż piękna pogoda, panie. Wreszcie machnął ręką na Terence’a i wszedł do budki. Terence pospieszył do nas.
— Ktokolwiek ją ukradł, popłynął w dół rzeki — oświadczył. — Dozorca tak pokazał.
Wcale nie byłem tego pewien. Gest dozorcy oznaczał raczej! „Mam już po same uszy tej rozmowy!” czy nawet „Wynoś się do wszystkich diabłów!” A przeciwny kierunek bardziej mi odpowiadał, skoro miałem nie dopuszczać Terence’a do Tossie.
— Jesteś pewien? — zapytałem. — Myślałem, że wskazywał w górę rzeki.
— Nie — odparł Terence już po drugiej stronie mostu. — Na pewno w dół. — I pogalopował ścieżką holowniczą.
— Lepiej ruszajmy — powiedziałem do Cyryla — bo nigdy go nie dogonimy.
Maszerowaliśmy za nim, mijając rozproszone domki Iffley i szereg wysokich topoli. Ze szczytu niewielkiego wzniesienia ujrzeliśmy rozległe zakole rzeki, błyszczące i puste.
— Na pewno popłynęli w tę stronę? Kiwnął głową, nie zwalniając kroku.
— Znajdziemy ich i odzyskamy łódź. Tossie i ja jesteśmy stworzeni dla siebie i żadna siła nas nie rozdzieli. To przeznaczenie, jak Tristan i Izolda, Romeo i Julia, Abelard i Heloiza.
Nie wytykałem mu, że wszystkich wyżej wymienionych spotkał marny koniec, czyli śmierć albo poważne okaleczenie, ponieważ i tak ledwie dotrzymywałem mu tempa. Cyryl wlókł się za nami, dysząc ciężko.
— Kiedy ich dogonimy, wrócimy po profesora Peddicka, odwieziemy go do Oksfordu, a potem powiosłujemy do Abingdon i rozbijemy obóz na noc — zapowiedział Terence. — To tylko trzy śluzy stąd. Jeśli się przyłożymy, powinniśmy zdążyć do Muchings End jutro na herbatę.
O nie, jeśli mogę temu zapobiec.
— Czy to nie będzie raczej męcząca podróż? — zapytałem. — Mój lekarz ostrzegał, żebym się nie przemęczał.
— Możesz drzemać, kiedy ja będę wiosłował. Herbata to najlepsza pora. Muszą cię zaprosić, to nie obiad ani kolacja, nie trzeba formalnego zaproszenia ani stroju. Powinniśmy zdążyć do Reading w południe.
— Ale ja miałem nadzieję, że pooglądam widoki nad rzeką — powiedziałem, z wysiłkiem szukając w pamięci jakichś zabytków. Hampton Court? Nie, to poniżej Henley. Tak samo zamek Windsor. Co takiego oglądali po drodze trzej panowie w łódce? Groby. Harris ciągle chciał się zatrzymywać i oglądać grób tego czy tamtego. — Miałem nadzieję, że obejrzymy groby — zaryzykowałem.