Выбрать главу

No, nie warto płakać nad rozlanym mlekiem, nawet jeśli to nie odpowiednia metafora, ponieważ nie można go wlać z powrotem do butelki, a zresztą jaka będzie odpowiednia metafora? Otworzyć puszkę Pandory? Wypuścić kota z worka?

Wszystko jedno, nie warto płakać ani rozpamiętywać błędów przeszłości. Musiałem odstawić Księżniczkę Ardżumand do Muchings End jak najszybciej, zanim powstaną większe szkody.

Verity kazała mi trzymać Terence’a z dala od Tossie, ale nie wiedziała o kocie. Musiałem natychmiast odwieźć kotkę z powrotem w miejsce zniknięcia. A najszybszy sposób to powiedzieć Terence’owi, że ją znalazłem. Podskoczy z radości. Natychmiast zechce płynąć do Muchings End.

Ale wtedy spowoduję dalsze konsekwencje, bo Tossie będzie taka wdzięczna za zwrócenie kota, że zakocha się w Terensie zamiast w panu C. Albo on zacznie się zastanawiać, jakim cudem kot zawędrował tak daleko od domu, i wyruszy w pościg za porywaczem, tak jak wcześniej ścigaliśmy łódkę, i po ciemku spadnie z grobli i utonie. Albo utopi kota. Albo wywoła wojnę burską.

Lepiej ukryję kota, dopóki nie dopłyniemy do Muchings End Jeśli potrafię wsadzić go z powrotem do kosza. Jeśli potrafię go złapał.

— Gdybyśmy znaleźli Księżniczkę Ardżumand — zagadnąłem nie dbale — jak mamy ją złapać?

— Myślę, że nie będziemy musieli jej łapać — odparł Terence. — Myślę, że Księżniczka z wdzięcznością skoczy nam w ramiona, jak tylko nas zobaczy. Nie przywykła sama zdobywać pożywienia. Z tego, co mi mówiła Toss… panna Mering, wnioskuję, że kotkę chowano pod kloszem.

— Ale przypuśćmy, że nie skoczy. Czy przyjdzie, jeśli ją zawołać po imieniu?

Obaj, Terence i profesor, popatrzyli na mnie z niedowierzaniem.

— Przecież to kot — powiedział Terence.

— Więc jak można ją złapać, jeśli jest przestraszona i sama nie przyjdzie? Czy zastawia się pułapkę albo…

— Myślę, że wystarczy coś do jedzenia. Na pewno porządnie zgłodniała — stwierdził Terence, wpatrując się w rzekę. — Myślisz, że ona też patrzy na rzekę jak ja i „w wieczornym chłodzie tren jej złotej szaty płynie przez Nocy posępne komnaty”?

— Kto? — zapytałem, rozglądając się po brzegu. — Księżniczka Ardżumand?

— Nie — odparł Terence z irytacją. — Panna Mering. Myślisz, że ogląda ten sam zachód słońca? I czy wie, jak ja wiem, że jesteśmy sobie przeznaczeni, jak Lancelot i Ginewra?

Kolejny nieszczęśliwy koniec, ale to nic w porównaniu z naszym końcem, jeśli nie znajdę kota i nie odwiozę go do Muchings End. Wstałem i zacząłem zbierać talerze.

— Najlepiej chodźmy już spać, żeby jutro wyruszyć wcześnie.

— Ned ma rację — powiedział Terence do profesora Peddicka, niechętnie odrywając spojrzenie od rzeki. — Musimy wcześnie wyruszyć do Oksfordu.

— Koniecznie musimy wracać do Oksfordu? — zapytałem. — Profesor może popłynąć z nami do Muchings End, a potem go odwieziemy.

Terence spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

— Zaoszczędzimy co najmniej dwie godziny, a nad rzeką jest mnóstwo historycznych zabytków, które profesor może studiować — improwizowałem. — Groby i ruiny, i… Runnymede. — Odwróciłem się do Profesora. — Według mnie to ślepe siły doprowadziły do podpisania Magna Carta.

— Ślepe siły? — zaperzył się profesor. — To charaktery stworzyły Magna Carta. Bezwzględność króla Jana, ślamazarność papieża, upór arcybiskupa Langtona w kwestii habeas corpus i rządów prawa. Siły! chciałbym widzieć, jak Overforce wyjaśnia Magna Carta w kategoriach ślepych sił. — Dopił herbatę i odstawił kubek stanowczym ruchem. — Musimy pojechać do Runnymede!

— Ale co z pańską siostrą i bratanicą? — zapytał Terence.

— Mój służący dostarczy im wszystkiego, czego potrzebują, a Maudie to zaradna dziewczyna. Na tym polegał błąd króla Jana, wiecie żeby wracać do Oksfordu. Powinien był zostać w Londynie. Mógł zmienić cały bieg historii. My nie popełnimy tego błędu — zakończył i podniósł wędkę. — Pojedziemy do Runnymede. Koniecznie.

— Ale pańska siostra i bratanica nie będą wiedziały, dokąd pan pojechał — zachmurzył się Terence i spojrzał na mnie pytająco.

— Profesor może wysłać do nich telegram z Abingdon — zaproponowałem.

— Właśnie, telegram — zgodził się profesor i pokuśtykał nad rzekę. Terence odprowadził go zatroskanym wzrokiem.

— Nie myślisz, że on nas opóźni?

— Nonsens — odparłem. — Runnymede jest obok Windsoru. Zabiorę go tam łódką, a ty zostaniesz w Muchings End z panną Mering. Dopłyniemy tam w południe. Będziesz miał czas, żeby się umyć i ogarnąć. Możemy zatrzymać się w Barley Mow — dodałem, wygrzebawszy nazwę gospody z „Trzech panów w łódce” — gdzie wyprasują ci spodnie i wyczyszczą buty.

A ja tymczasem wymknę się, kiedy będziesz się golił, i odniosę kota do Muchings End, pomyślałem. Jeśli go znajdę. Terence wciąż nie był przekonany.

— Chyba rzeczywiście zaoszczędzimy na czasie — przyznał.

— Więc sprawa załatwiona — zakończyłem, zwinąłem obrus i wepchnąłem do kosza. — Ty pozmywaj naczynia, a ja pościelę łóżka.

Kiwnął głową.

— Na łodzi jest miejsce tylko dla dwóch. Będę spał przy ognisku.

— Nie — sprzeciwiłem się — ja będę spał przy ognisku — i poszedłem po dywaniki.

Rozłożyłem wszystkie oprócz dwóch na dnie łodzi, a pozostałe zaniosłem na polanę.

— Nie powinieneś ich położyć przy ognisku? — zagadnął Terence, ustawiając naczynia w stos.

— Nie, mój lekarz mówił, że nie mogę spać w dymie.

Kiedy Terence płukał naczynia, stojąc po kostki w wodzie z podwiniętymi spodniami, ukradłem linę i latarnię, żałując, że profesor Peddick nie zabrał sieci rybackiej.

Trzeba było zapytać Terence’a, co jedzą koty. Zostało trochę stiltona. Czy koty lubią ser? Nie, to myszy lubią ser. A koty lubią myszy Obawiałem się jednak, że nie mamy żadnych myszy.

Mleko. Podobno koty lubią mleko. Kobieta prowadząca kokosowe rzutki na Festynie Dożynkowym narzekała, że kot dobrał się do mleka zostawionego na progu. „Zerwał kapsel pazurami — powiedziała, — Paskudny szkodnik”.

Nie mieliśmy mleka, ale w butelce została odrobina śmietanki. Wsadziłem do kieszeni butelkę, spodeczek, puszkę groszku i mięsną konserwę, piętkę z chleba oraz otwieracz do puszek i ukryłem wszystko na polanie, po czym wróciłem do ogniska.

Terence przekopywał pudła.

— Gdzie się podziała ta latarnia? — mruczał. — Wiem, że były dwie. — Spojrzał w niebo. — Zanosi się na deszcz. Może lepiej śpij w łódce. Będzie trochę ciasno, ale jakoś wytrzymamy.

— Nie! — odparłem. — Mój lekarz mówi, że rzeczne wyziewy szkodzą mi na płuca. — Nędzna wymówka, skoro wcześniej wspominałem, że lekarz radził mi wycieczkę po rzece dla zdrowia. — Powiedziała, że mam spać na lądzie.

— Kto? — zdziwił się Terence, a ja przypomniałem sobie poniewczasie, że w wiktoriańskiej Anglii kobiety nie bywały lekarzami. Ani prawnikami, ani premierami.

— Mój lekarz, James Dunworthy. Powiedział, że mam spać na lądzie, z dala od innych.

Terence wyprostował się, trzymając pałąk latarni.

— Wiem, że Dawson zapakował dwie. Sam widziałem. Nie mam pojęcia, gdzie się zapodziała.

Zapalił latarnię, czyli zdjął szklany klosz, potarł zapałkę i poprawił knot. Obserwowałem go uważnie.

Nadszedł profesor Peddick, niosąc czajnik z dwiema rybkami.