Выбрать главу

— Idźcie i sprowadźcie powóz — rozkazałem. — Powiedzcie pani Mering, że możemy zwiedzić kościół.

Co wyraźnie pokazuje, że znajomość z lady Schrapnell i jej przodkiniami może każdego nauczyć, jak się załatwia sprawy.

— Szybko! — ponagliłem Baine’a, a on zanurkował w gęstniejącą mżawkę, która zmieniała się w deszcz.

— Naprawdę odradzam państwu zwiedzanie w chwili obecnej spróbował jeszcze raz wikary. — Robotnicy zakładają nową poręcz na chórze, a ja mam spotkanie z panną Sharpe w sprawie straganu z robótkami.

— Oczywiście będziecie mieli kiermasz staroci — powiedziałem.

— Kiermasz staroci? — powtórzył niepewnie wikary.

— To ostatnia nowość na kiermaszach. Ach, już są panie. Zeskoczyłem ze stopni, podbiegłem do powozu, chwyciłem Verity za rękę i wyciągnąłem ją na deszcz.

— Co za szczęście! Kościół św. Michała jednak jest otwarty i wikary zgodził się nas oprowadzić. Szybko — dodałem półgłosem. — Zanim on się rozmyśli.

Verity drobnym kroczkiem podbiegła do wikarego, obdarzyła go radosnym uśmiechem i zajrzała w otwarte drzwi.

— Och, tylko popatrz, Tossie — zawołała i wskoczyła do środka. Terence pomógł Tossie wysiąść i wprowadził ją do kościoła, a ja trzymałem nad głową pani Mering parasol, który podał mi Baine.

— Ojej — powiedziała, spoglądając niespokojnie na zachmurzone niebo. — Pogoda zapowiada się fatalnie. Może lepiej wracajmy do domu, zanim nadejdzie burza.

— Kilku robotników mówiło, że widzieli ducha — powiedziałem szybko. — Jeden rozchorował się po tym przeżyciu.

— Jakie to cudowne! — wykrzyknęła pani Mering.

Podeszliśmy do wikarego, który stał w drzwiach i załamywał ręce.

— Obawiam się, że pani bardzo się rozczaruje widokiem kościoła, pani Mering — powiedział. — Właśnie…

— …przygotowują doroczny kiermasz. Pani Mering, musi pani mu opowiedzieć o wycieraczkach do piór — zaproponowałem bezwstydnie, manewrując nią tak, żeby ominąć wikarego. — Takie pomysłowe, a przy tym takie piękne.

Zagrzmiało tak głośno, jakby piorun chciał mnie porazić za kłamstwo.

— Ojej — powiedziała pani Mering.

— Obawiam się, że to nieodpowiednia pora na zwiedzanie kościoła — odezwał się wikary. — Pastora nie ma, a panna Sharpe…

Otworzyłem usta, żeby powiedzieć: „Przynajmniej krótki obchód, skoro już przyjechaliśmy”, ale nie musiałem. Zagrzmiało ponownie niebiosa się rozwarły.

Pani Mering i wikary cofnęli się do wnętrza kościoła, dalej od strumieni deszczu, a zawsze usłużny Baine zamknął drzwi.

— To chyba trochę potrwa, jaśnie pani — powiedział, a ja usłyszałem, jak Verity odetchnęła z ulgą.

— No — powiedział wikary — skoro państwo już weszli, oto nawa. Jak państwo widzicie, przeprowadzamy renowację.

Wcale nie przesadzał, mówiąc o trocinach i bałaganie. Wnętrze wyglądało niewiele lepiej niż po nalocie. Drewniane przepierzenie odgradzało prezbiterium od nawy. Ławki były okryte zakurzonymi brezentowymi płachtami. Stosy drewna leżały przed chórem, z którego dochodziło głośne stukanie.

— Modernizujemy kościół — wyjaśnił wikary. — Wnętrze było beznadziejnie przestarzałe. Miałem nadzieję na zastąpienie dzwonnicy nowoczesnym kurantem, ale Komitet Renowacji odmówił. Beznadziejnie zacofani. Ale przekonałem ich, żeby usunąć arkady i większość starych grobów i pomników zagracających kaplice. Niektóre pochodziły aż z czternastego wieku. — Przewrócił oczami. — Po prostu psuły wygląd kościoła.

Obdarzył Tossie wyłupiastookim uśmiechem.

— Zechce pani obejrzeć nawę, panno Mering? Założyliśmy wszędzie nowe elektryczne oświetlenie.

Verity przysunęła się do mnie.

— Sprawdź jego nazwisko — szepnęła.

— Kiedy zakończymy planowaną przebudowę — ciągnął wikary — to będzie całkowicie nowoczesny kościół, który postoi przez setki lat.

— Pięćdziesiąt dwa — mruknąłem.

— Przepraszam? — zapytał wikary.

— Nic, nic — odpowiedziałem. — Wieżę także modernizujecie?

— Tak. Wieża łącznie z iglicą będzie na nowo oszalowana. Trochę tutaj nierówno, jak panie widzą.

Podał ramię Tossie. Pani Mering przyjęła ramię.

— Gdzie macie kryptę? — zapytała.

— Kryptę? — powtórzył. — Tam — wskazał na przepierzenie — a krypty nie modernizujemy.

— Czy pan wierzy w życie pozagrobowe? — zapytała pani Mering.

— Ależ… oczywiście — bąknął zdumiony wikary. — Jestem duchownym. — Uśmiechnął się wyłupiasto do Tossie. — Teraz oczywiści jestem tylko wikarym, ale w przyszłym roku spodziewam się otrzymać prebendę w Sussex.

— Czy znany jest panu Arthur Conan Doyle? — pytała dalej pani.

— A… tak — odparł jeszcze bardziej zdumiony wikary. — To znaczy czytałem „Studium w szkarłacie”. Wstrząsająca historia.

— Nie czytał pan jego prac o spirytyzmie? Baine! — zawołała do kamerdynera, który starannie ustawiał parasole przy drzwiach. — Przynieście egzemplarz „Światła” z listem Arthura Conan Doyle’a.

Baine kiwnął głową, otworzył ciężkie drzwi i znikł w strumieniach deszczu, postawiwszy kołnierz.

Pani Mering odwróciła się z powrotem do wikarego.

— Słyszał pan oczywiście o madame Iritosky? — zapytała, sterując nim zdecydowanie w stronę krypty.

Wikary zrobił zmieszaną minę.

— Czy ona ma coś wspólnego z kiermaszem staroci?

— Miała rację. Wyczuwam tutaj obecność duchów — oznajmiła pani Mering. — Czy zna pan jakieś historie o duchach w kościele św. Michała?

— No, właściwie — zaczął wikary — istnieje legenda o duchu ukazującym się w wieży. Podobno legenda datuje się z czternastego wieku…

Weszli za przepierzenie, żeby udać się do miejsca wiecznego spoczynku. Tossie spoglądała za nimi niepewna, czy powinna do nich dołączyć.

— Popatrz na to, Tossie — zawołał Terence, stojąc przed mosiężną inskrypcją. — To pomnik Gerwazego Scrope. Posłuchaj, co tutaj napisano: „Tu spoczywa nieszczęsna piłka tenisowa / Padła jak ścięta, lecz wleci od nowa”.

Tossie posłusznie podeszła, żeby przeczytać napis, a potem obejrzała małą mosiężną tabliczkę poświęconą Botonerom, którzy zbudowali katedrę.

— Jakie oryginalne! — zawołała. — Posłuchaj: „William i Adam zbudowali wieżę, Ann i Mary zbudowały iglicę. William i Adam zbudowali kościół, Ann i Mary zbudowały chór”.

Obejrzała wielki marmurowy pomnik Damy Mary Brideman i pani Elizy Samwell, a potem olejny obraz „Przypowieść o zbłąkanej owieczce”. Wędrowaliśmy dalej nawą, przestępując przez deski i worki z piaskiem, przystając przed każdą kaplicą po kolei.

— Och, tak żałuję, że nie mamy przewodnika — westchnęła Tossie, marszcząc brwi na widok marmurowej chrzcielnicy Purbecka. — Bez przewodnika skąd wiadomo, na co trzeba patrzeć?

Razem z Terence’em podeszli do Kaplicy Czapników. Verity została z tyłu i delikatnie pociągnęła mnie za połę płaszcza.

— Puśćmy ich przodem — zaproponowała półgłosem.

Posłusznie zatrzymałem się przed mosiężnym wizerunkiem kobiety w jakobińskim stroju z 1609 roku. „Pamięci Ann Sewell — głosił napis. — Dzielnej krzewicielce wszelakich świętych cnót pośród ludzi”.

— Widocznie jakaś przodkini lady Schrapnell — stwierdziła Verity. — Dowiedziałeś się nazwiska wikarego?

A niby kiedy? — pomyślałem.

— Myślisz, że on jest panem C? — zapytałem. — Chyba mu się nie spodobała.