Выбрать главу

– To było piekielnie mocne uderzenie.

– Miał do czynienia z oprychami, Hoyt. Pewnie przesadzili. A poza tym co z tymi jego obrażeniami? Opowiada przedziwną historię o tym, jak w jakiś cudowny sposób wydostał się z wody i zadzwonił pod dziewięćset jedenaście. Pokazałem kilku lekarzom kartę szpitalną doktora Becka. Twierdzą, że przedstawiony przez niego opis wydarzeń przeczy wszelkiej wiedzy medycznej. Przy takich obrażeniach nie był w stanie tego dokonać.

Hoyt rozważył te słowa. Sam też często zastanawiał się nad tym, w jaki sposób Beck przeżył i wezwał pomoc.

– Co jeszcze? – zapytał.

– Mamy dowód wskazujący na to, że to ci dwaj kryminaliści, a nie KillRoy, napadli na Becka.

– Jaki dowód?

– Obok ciał znaleźliśmy zakopany zakrwawiony kij baseballowy. Pełna analiza DNA zajmie chwilę, ale wstępne wyniki wskazują na to, że krew należy do Becka.

Agent Stone przeszedł przez pokój i z impetem opadł na kanapę. Hoyt ponownie powiedział:

– Mów dalej.

– Reszta jest oczywista. Ci dwaj dranie robią swoje. Zabijają twoją córkę i obciążają tym KillRoya. Potem przychodzą po resztę zapłaty… a może postanawiają wymusić na doktorze Becku więcej pieniędzy. Nie wiem. Tak czy inaczej, musi się ich pozbyć. Wyznacza im spotkanie w lasach w pobliżu jeziora Charmaine. Ci dwaj pewnie sądzili, że mają do czynienia z lalusiowatym doktorkiem, i zupełnie ich zaskoczył. Tak czy inaczej zastrzelił obu i zakopał wraz z kijem baseballowym oraz wszystkimi innymi dowodami, które mogłyby go później obciążyć. Zbrodnia doskonała. Nic nie wiązało go z morderstwem. Spójrzmy prawdzie w oczy. Gdyby nie dopisało nam szczęście, ciała nigdy nie zostałyby znalezione.

Hoyt potrząsnął głową.

– Ciekawa teoria.

– To nie wszystko.

– Tak?

Carlson spojrzał na Stone’a. Ten wskazał na swój telefon komórkowy.

– Właśnie otrzymałem dziwną wiadomość od kogoś z więzienia federalnego Briggs. Wygląda na to, że pański zięć dzwonił tam dzisiaj i zażądał widzenia z KillRoyem.

Teraz Hoyt naprawdę zrobił zdumioną minę.

– Do diabła, po co miałby to robić?

– Niech pan nam to powie – odparł Stone. – Trzeba jednak pamiętać, że Beck wie, iż depczemy mu po piętach. I nagle odczuwa nieodpartą ochotę, by odwiedzić człowieka, którego obciążył zabójstwem pańskiej córki.

– Ciekawy zbieg okoliczności – zauważył Carlson.

– Myślicie, że próbuje zacierać ślady?

– A ma pan lepsze wyjaśnienie?

Hoyt usiadł wygodniej i zastanowił się chwilkę.

– Zapomnieliście o czymś.

– O czym?

Wskazał na leżące na stole zdjęcia.

– Kto wam je dał?

– Myślę, że w pewnym sensie – rzekł Carlson – zrobiła to twoja córka.

Hoyt zbladł.

– Ściśle mówiąc, jej alter ego. Niejaka Sarah Goodhart. Drugie imię twojej córki oraz nazwa tej ulicy.

– Nie rozumiem.

– Na miejscu zbrodni – ciągnął Carlson – okazało się, że jeden z tych dwóch zbirów, niejaki Melvin Bartola, miał w bucie kluczyk. – Carlson pokazał niewielki klucz. Hoyt wziął go od niego i obejrzał, jakby szukał jakiejś ukrytej odpowiedzi. – Widzisz znak UCB na uszku?

Hoyt skinął głową.

– To skrót United Central Bank. W końcu ustaliliśmy, że chodzi o ich oddział przy Broadway tysiąc siedemset siedemdziesiąt dwa w tym mieście. Ten klucz pasuje do skrytki sto siedemdziesiąt cztery, która została wynajęta na nazwisko Sarah Goodhart. Dostaliśmy nakaz jej przeszukania.

Hoyt podniósł głowę.

– I te zdjęcia tam były?

Carlson i Stone popatrzyli po sobie. Wcześniej ustalili, że nie powiedzą Hoytowi wszystkiego o tej skrytce – przynajmniej dopóki nie otrzymają wyników analiz, które rozwieją wątpliwości – lecz teraz obaj kiwnęli głowami.

– Tylko pomyśl, Hoyt. Twoja córka schowała te zdjęcia w depozycie bankowym. Powody są oczywiste. Chcesz więcej? Przesłuchaliśmy doktora Becka. Przyznał, że nic o nich nie wiedział. Nigdy ich przedtem nie widział. Dlaczego twoja córka ukryła je przed nim?

– Rozmawialiście z Beckiem?

– Tak.

– Co jeszcze powiedział?

– Niewiele, bo zaraz wezwał adwokata. – Carlson odczekał chwilę. Potem nachylił się do rozmówcy. – I to nie byle kogo, bo samą Hester Crimstein. Czy to ci wygląda na postępowanie niewinnego człowieka?

Hoyt ścisnął poręcze fotela, usiłując się uspokoić.

– Nie możecie niczego dowieść.

– Nie, jeszcze nie. Lecz znamy już prawdę. Czasem to połowa zwycięstwa.

– I co zamierzacie uczynić?

– Możemy zrobić tylko jedno – odparł z uśmiechem Carlson. – Naciskać i czekać, aż pęknie.

Larry Gandle przejrzał codzienny raport i wymamrotał pod nosem:

– Niedobrze.

Najpierw FBI zgarnęło Becka i przesłuchało go.

Potem Beck dzwoni do fotografa, kobiety o nazwisku Rebecca Schayes. Pyta ją o dawny wypadek samochodowy, który spowodowała jego żona. Później odwiedza studio.

Fotograficzne.

Jeszcze później Beck dzwoni do więzienia Briggs i mówi, że chce się zobaczyć z Elroyem Kellertonem.

I w końcu telefonuje do biura Petera Flannery’ego.

Wszystko to bardzo zagadkowe. Złe wieści.

Eric Wu odłożył słuchawkę.

– To ci się nie spodoba – powiedział. – Co?

– Nasz informator w FBI twierdzi, że podejrzewają Becka o zamordowanie żony.

Gandle o mało nie padł.

– Wyjaśnij.

– Nic więcej nie wie. W jakiś sposób powiązali z Beckiem te dwa trupy znad jeziora.

Bardzo zagadkowe.

– Pokaż mi jeszcze raz zapisy poczty elektronicznej – zażądał Gandle.

Eric Wu podał mu kartki. Kiedy Gandle rozmyślał nad tym, kto mógł to wysłać, zaczął odczuwać coraz silniejsze i dokuczliwsze mrowienie w żołądku. Próbował poskładać kawałki tej łamigłówki. Zawsze zastanawiał się, jak Beck zdołał przeżyć tamtą noc. Teraz zastanawiał się nad czymś innym.

Czy oprócz Becka przeżył ją ktoś jeszcze?

– Która godzina? – zapytał.

– Szósta trzydzieści.

– Beck jeszcze nie sprawdził tego adresu Bat… coś tam?

– Bat Street. Nie, jeszcze nie.

– Mamy coś więcej o Rebecce Schayes?

– Tylko to, co już wiedzieliśmy. Przyjaciółka Elizabeth Parker. Wynajmowały wspólne mieszkanie, zanim Parker wyszła za Becka. Sprawdziłem bilingi telefoniczne. Beck od lat do niej nie dzwonił.

– To dlaczego zrobił to teraz?

Wu wzruszył ramionami.

– Pani Schayes musi coś wiedzieć.

Griffin Scope wyraził się jasno. Dowiedz się prawdy i pogrzeb przeszłość. I wykorzystaj Wu.

– Musimy z nią porozmawiać – rzekł Gandle.

16

Shauna czekała na mnie na parterze wieżowca przy Park Avenue 462 na Manhattanie.

– Chodź – powiedziała bez żadnych wstępów. – Chcę pokazać ci coś na górze.

Spojrzałem na zegarek. Niecałe dwie godziny do nadejścia wiadomości z Bat Street. Weszliśmy do windy. Shauna nacisnęła guzik dwudziestego trzeciego piętra. Wskaźnik piął się w górę i popiskiwał licznik dla niewidomych.

– Słowa Hester dały mi do myślenia – oznajmiła Shauna.

– Tak?

– Powiedziała, że federalni są zdesperowani. Zrobią wszystko, żeby cię dopaść.

– A więc?

Dźwig wydał z siebie ostatnie brzęknięcie.

– Zaczekaj, sam zobaczysz.

Drzwi otworzyły się, ukazując ogromne pomieszczenie podzielone przepierzeniami. W dzisiejszych czasach typowe wnętrze firmy w dużym mieście. Gdyby nie sufit i widok z okien, z trudem można by je odróżnić od laboratoryjnego labiryntu dla szczurów. Kiedy się nad tym zastanowić, to podobieństwo nie jest wyłącznie zewnętrzne.