Выбрать главу

Shauna pomaszerowała pomiędzy niekończącymi się dźwiękochłonnymi ściankami. W połowie drogi skręciła w lewo, potem w prawo i znów w lewo.

– Może powinienem pozostawiać okruszki chleba – powiedziałem.

– Dobry żart – stwierdziła bez entuzjazmu.

– Dziękuję, czynne cały tydzień.

Nie uśmiechnęła się.

– Gdzie właściwie jesteśmy?

– Firma DigiCom. Agencja czasem korzysta z ich usług.

– Jakich?

– Sam zobaczysz.

Skręciliśmy jeszcze raz i weszliśmy do zagraconej klitki, w której zastaliśmy młodego człowieka o wysokim czole i smukłych palcach pianisty-wirtuoza.

– To Farrell Lynch. Farrell, to David Beck.

Uścisnąłem szczupłe palce.

– Cześć – rzekł Farrell. Skinąłem głową.

– W porządku – rzuciła Shauna. – Włącz to.

Farrell Lynch okręcił się na krześle, twarzą do komputera. Shauna i ja patrzyliśmy zza jego pleców. Zaczął stukać w klawisze swoimi smukłymi palcami.

– Włączone – oznajmił.

– Puść.

Nacisnął klawisz „enter”. Ekran ściemniał, a potem pojawił się na nim Humphrey Bogart. Miał na sobie fedorę i prochowiec. Natychmiast rozpoznałem obraz. Mgła, samolot na drugim planie. Finałowa scena „Casablanki”.

Spojrzałem na Shaunę.

– Poczekaj – powiedziała.

Kamera była skierowana na Bogarta. Właśnie rozmawiał z Ingrid Bergman, mówiąc jej, żeby wsiadała do samolotu z Laszlo i że problemy trojga ludzi nie mają żadnego znaczenia dla tego świata. A potem, kiedy w obiektywie znów pojawiła się Ingrid Bergman…

To wcale nie była ona.

Zamrugałem oczami. Spod ronda tego słynnego kapelusza spoglądała na Bogiego Shauna, skąpana w szarawym świetle.

– Nie mogę zostać z tobą, Rick – powiedziała dramatycznym tonem komputerowa Shauna – ponieważ szaleńczo kocham się w Avie Gardner.

Odwróciłem się do Shauny. Obrzuciłem ją pytającym spojrzeniem. Przytaknęła skinieniem głowy.

– Sądzisz… – urwałem. – Sądzisz, że dałem się nabrać na fotomontaż? – musiałem zadać jej to pytanie.

Farrell przejął pałeczkę.

– Fotografię cyfrową – poprawił. – Znacznie łatwiej uzyskać pożądany efekt. – Obrócił się na fotelu, twarzą do mnie. – Widzi pan, obrazy komputerowe to nie film. To po prostu piksele zapisane w plikach. Trochę podobnie jak dokumenty stworzone w trakcie pracy z procesorem tekstu. Z pewnością pan wie, jak łatwo zmienić taki dokument? Jego zawartość, typ fontów lub interlinię? – Skinąłem głową. – No cóż, ktoś, kto opanował choćby podstawowe umiejętności z dziedziny cyfrowej obróbki obrazu, równie łatwo może manipulować plikami wideo. Nie są to zdjęcia, filmy czy taśmy. Komputerowe pliki wideo to po prostu zbiory pikseli. Każdy może nimi manipulować. Wystarczy wciąć, nałożyć i przepuścić przez program miksujący.

Spojrzałem na Shaunę.

– Przecież na filmie wyglądała inaczej – upierałem się. – Była starsza.

– Farrell? – powiedziała Shauna.

Stuknął w inny klawisz. Znów pojawił się Bogie. Kiedy tym razem kamera pokazała Ingrid Bergman, Shauna wyglądała na siedemdziesięcioletnią staruszkę.

– Oprogramowanie postarzające – wyjaśnił Farrell. – Najczęściej wykorzystywane do sporządzania portretów zaginionych dzieci, lecz teraz w każdym sklepie komputerowym można kupić program tego typu do domowego użytku. Mogę również zmienić dowolną cechę wizerunku Shauny: jej fryzurę, kolor oczu, wielkość nosa. Mogę zrobić jej cieńsze lub grubsze wargi, tatuaż, cokolwiek.

– Dziękuję, Farrell. – Shauna obdarzyła go spojrzeniem, które zrozumiałby nawet ślepiec.

– Przepraszam – rzucił i pospiesznie wyszedł.

Nie mogłem zebrać myśli.

Kiedy Farrell znikł z pola widzenia, zwróciła się do mnie.

– Przypomniałam sobie sesję fotograficzną, którą miałam w zeszłym miesiącu. Jedno ujęcie wyszło doskonale… sponsorowi bardzo się podobało… tylko że klips zsunął mi się z ucha. Przynieśliśmy to zdjęcie tutaj. Farrell błyskawicznie je przemontował i voilà, klips znalazł się na właściwym miejscu.

Pokręciłem głową.

– Pomyśl, Beck. Federalni uważają, że to ty zabiłeś Elizabeth, ale mają trudności z udowodnieniem. Hester mówiła, że rozpaczliwie starają się tego dowieść. Zaczęłam się zastanawiać. Może usiłują cię podejść. Czy byłby lepszy sposób niż podsyłanie ci takich e-maili?

– A czas całusa?

– Co z nim?

– Skąd wiedzieliby o czasie całusa?

– Ja o tym wiem. Linda wie. Założę się, że Rebecca wie także, a może rodzice Elizabeth też. Federalni mogli się dowiedzieć.

Poczułem, że łzy cisną mi się do oczu. Usiłowałem zapanować nad nimi i zdołałem wykrztusić:

– To montaż?

– Nie wiem, Beck. Naprawdę nie wiem. Lecz pomyślmy rozsądnie. Gdyby Elizabeth żyła, gdzie podziewałaby się przez osiem lat? Dlaczego akurat teraz miałaby powstać z grobu… dziwnym zbiegiem okoliczności w tym samym czasie, kiedy FBI zaczęło podejrzewać, że to ty ją zamordowałeś? Poza tym… czy naprawdę wierzysz, że ona żyje? Wiem, że bardzo tego pragniesz. Do diabła, ja też. Spróbujmy jednak zachować rozsądek. Pomyśl o tym i odpowiedz na pytanie: który scenariusz wydaje się bardziej prawdopodobny?

Kolana ugięły się pode mną i opadłem na krzesło. Świat rozsypywał się w gruzy. Znów zacząłem tracić nadzieję.

Montaż. Czyżby to był tylko podstęp?

17

Rozsiadłszy się w pracowni Rebekki Schayes, Larry Gandle zadzwonił z telefonu komórkowego do swojej żony.

– Późno wrócę do domu – powiedział.

– Nie zapomnij zażyć tabletki – przypomniała mu Party. Gandle miał łagodną cukrzycę, której rozwojowi dawało się zapobiec dzięki diecie i tabletkom. Nie brał insuliny.

– Nie zapomnę.

Eric Wu, nie zdejmując słuchawek walkmana, starannie rozłożył na podłodze winylową folię.

Gandle schował telefon i nałożył gumowe rękawiczki. Rozpoczęli dokładne i czasochłonne poszukiwania. Jak większość fotografów, Rebecca Schayes przechowywała tony negatywów. Cztery metalowe szafy kartotekowe były nimi zapchane. Sprawdzili jej plan dnia. Kończyła zdjęcia. Za godzinę powinna wrócić, żeby popracować w ciemni. Za mało czasu.

– Wiesz, co by nam pomogło? – powiedział Wu.

– Co?

– Gdybyśmy mieli choć blade pojęcie, czego właściwie szukamy.

– Beck otrzymuje tajemnicze e-maile – rzekł Gandle. – I co robi? Po raz pierwszy od ośmiu lat biegnie zobaczyć się z najlepszą przyjaciółką żony. Musimy się dowiedzieć po co. Wu przyglądał mu się przez chwilę.

– Dlaczego po prostu nie zaczekamy na nią i nie zapytamy oto?

– Zrobimy tak, Eric.

Wu pokiwał głową i odwrócił się.

Gandle dostrzegł długi metalowy stół w ciemni. Sprawdził go. Mocny. I odpowiednich rozmiarów. Można kogoś na nim rozciągnąć i przywiązać kończyny do nóg stołu.

– Ile mamy taśmy izolacyjnej?

– Wystarczy – odparł Wu.

– No to wyświadcz mi grzeczność – powiedział Gandle. – Przenieś tę folię pod stół.

Pół godziny później odebrałem wiadomość z Bat Street.

Przygotowany przez Shaunę pokaz ogłuszył mnie jak niespodziewany lewy sierpowy. Byłem oszołomiony i leżałem aż do dziesięciu. Potem jednak zdarzyło się coś dziwnego. Podniosłem tyłek z desek. Wstałem, otrząsnąłem się i znów zacząłem walczyć.

Siedzieliśmy w moim samochodzie. Shauna uparła się, że pojedzie ze mną do domu. Za parę godzin przyjedzie po nią limuzyna. Wiedziałem, że chciała mnie pocieszyć, ale domyślałem się również, że jeszcze nie miała ochoty wracać do swojego mieszkania.