Więcej słów. Bezsensowna paplanina. Odwróciła się. Rebecca. O Boże, tylko nie Rebecca. I była mężatką. Pewnie fotografowała suknie, porcelanowe zastawy i robiła wszystkie te rzeczy, z których kiedyś drwiły. Jak? W jaki sposób Rebecca wplątała się w to? Przecież ona o niczym nie wiedziała.
Dlaczego ją zabili?
Nagle znów wróciła myśclass="underline" co ja narobiłam?
Powinna wracać. Już zaczęli jej szukać. Jak się do tego zabrali? To proste. Obserwując najbliższych jej ludzi. Głupia. Wracając tutaj, naraziła wszystkich swoich bliskich na niebezpieczeństwo. Zawaliła sprawę. A teraz jej przyjaciółka nie żyje.
– Lot sto siedemdziesiąt cztery British Airways do Londynu. Wszyscy pasażerowie proszeni są na pokład.
Nie było czasu na samooskarżenia. Pomyśl. Co robić? Jej bliskim groziło niebezpieczeństwo. Beck – nagle przypomniała sobie jego zabawne przebranie – był poszukiwany. Miał przeciwko sobie potężnych ludzi. Jeśli spróbują wrobić go w morderstwo – co teraz wydawało się oczywiste – nie będzie miał szansy.
Nie mogła odlecieć. Nie teraz. Nie wcześniej, nim się upewni, że Beck jest bezpieczny.
Odwróciła się i ruszyła do wyjścia.
Kiedy Peter Flannery usłyszał w telewizji wiadomość o poszukiwaniach Davida Becka, podniósł słuchawkę telefonu i zadzwonił do znajomego w biurze prokuratora okręgowego.
– Kto prowadzi sprawę Becka? – zapytał.
– Fein.
Prawdziwy dupek, pomyślał Flannery.
– Widziałem dzisiaj waszego chłopca.
– Davida Becka?
– Taak – mruknął Flannery. – Złożył mi wizytę.
– Po co?
Flannery zakołysał się na bujanym fotelu.
– Może lepiej połącz mnie z Feinem.
35
Gdy zapadła noc, Tyrese znalazł mi pokój w mieszkaniu kuzynki Latishy. Nie sądziliśmy, by policja zdołała odkryć moje powiązania z Tyrese’em, ale po co ryzykować?
Tyrese miał laptopa. Podłączyliśmy go. Sprawdziłem pocztę., mając nadzieję na wiadomość od tajemniczego nadawcy. Moja skrzynka była pusta. Spróbowałem pod nowym kontem Bigfoot.com. Tam też niczego nie było.
Od momentu wyjścia z gabinetu Flannery’ego Tyrese dziwnie na mnie patrzył.
– Mogę cię o coś zapytać, doktorze?
– Jasne.
– Kiedy ten najmimorda wspomniał o tym zamordowanym facecie…
– Brandonie Scopie – podpowiedziałem.
– Tak, o nim. Wyglądałeś, jakby ktoś potraktował cię paralizatorem.
I tak się czułem.
– Zastanawiasz się dlaczego?
Tyrese wzruszył ramionami.
– Znałem Brandona Scope’a. On i moja żona pracowali w tej samej fundacji charytatywnej w centrum miasta. A mój ojciec wychował się razem z jego ojcem i pracował dla niego. Miał zapoznać go z prowadzeniem rodzinnych interesów.
– Uhm – mruknął Tyrese. – I co jeszcze?
– To nie wystarczy?
Tyrese czekał. Odwróciłem się i spojrzałem mu w oczy. Wytrzymał mój wzrok i przez moment miałem wrażenie, że zagląda w najciemniejsze zakamarki mojej duszy. Na szczęście trwało to tylko chwilę. Potem zapytał:
– I co zamierzasz teraz zrobić?
– Przeprowadzić kilka rozmów – odparłem. – Jesteś pewien, że nie zlokalizują telefonu?
– Nie mam pojęcia, jak mogliby to zrobić. Ale powiem ci coś. Wykorzystamy połączenie konferencyjne z inną komórką. W ten sposób jeszcze bardziej utrudnimy im zadanie.
Skinąłem głową. Tyrese zajął się tym. Miałem zadzwonić do kogoś i powiedzieć mu, jaki ma wybrać numer. Tyrese ruszył do drzwi.
– Sprawdzę, co u TJ-a. Wrócę za godzinę.
– Tyrese?
Obejrzał się. Chciałem mu podziękować, lecz wydało mi się to niestosowne. Mimo to zrozumiał.
– Musisz zostać przy życiu, doktorze. Ze względu na mojego chłopca, no nie?
Kiwnąłem głową. Wyszedł. Spojrzałem na zegarek, po czym zadzwoniłem pod numer telefonu komórkowego Shauny. Odebrała po pierwszym dzwonku.
– Halo?
– Jak tam Chloe? – spytałem.
– Świetnie – odparła.
– Ile kilometrów przeszłyście?
– Co najmniej pięć. Prędzej sześć lub siedem. – Poczułem ogromną ulgę. – I co teraz…?
Uśmiechnąłem się i przerwałem połączenie. Zadzwoniłem do mojego nieznajomego kolegi i podałem mu inny numer. Mruknął coś o tym, że nie jest cholerną telefonistką, ale zrobił to, o co prosiłem.
Hester Crimstein odezwała się takim tonem, jakby właśnie odgryzła kawałek słuchawki.
– Czego?
– Tu Beck – powiedziałem pospiesznie. – Czy mogą nas podsłuchiwać, czy też chronią nas prawa przysługujące adwokatowi i klientowi?
– Linia jest bezpieczna – powiedziała po chwili wahania.
– Miałem powód, by uciec – zacząłem.
– Poczucie winy?
– Co?
Znów wahanie.
– Przepraszam, Beck. Spieprzyłam to. Kiedy uciekłeś, spanikowałam. Powiedziałam kilka głupstw Shaunie i zrezygnowałam z prowadzenia twojej sprawy.
– Nic mi o tym nie mówiła – mruknąłem. – Potrzebuję cię, Hester.
– Nie pomogę ci w ucieczce.
– Nie mam już zamiaru uciekać. Chcę się oddać w ręce policji. Ale na moich warunkach.
– Nie możesz dyktować im warunków, Beck. Wsadzą cię do pierdla. Możesz zapomnieć o kaucji.
– Chyba że dostarczę im dowód, że nie zabiłem Rebekki Schayes.
Znów chwila wahania.
– A możesz to zrobić?
– Tak.
– Jaki to dowód?
– Solidne alibi.
– Kto ci je zapewni?
– No, cóż – odparłem. – To właśnie jest najciekawsze.
Agent specjalny Carlson wyjął telefon komórkowy.
– Taak?
– Mam jeszcze coś – zameldował jego partner Stone.
– Co?
– Beck przed kilkoma godzinami odwiedził podrzędnego adwokacinę, niejakiego Flannery’ego. Był z nim jakiś czarny gangster.
Carlson zmarszczył brwi.
– Myślałem, że jego adwokatem jest Hester Crimstein.
– Nie szukał porady prawnej. Wypytywał go o dawną sprawę.
– Jaką sprawę?
– Osiem lat temu aresztowano recydywistę, niejakiego Gonzaleza, pod zarzutem zamordowania Brandona Scope’a. Elizabeth Beck dała facetowi niepodważalne alibi. Beck chciał poznać szczegóły.
Carlsonowi zakręciło się w głowie. Co, do diabła…?
– Jeszcze coś?
– To wszystko – odparł Stone. – Gdzie jesteś?
– Zadzwonię do ciebie później, Tom. – Carlson rozłączył się i wybrał inny numer.
Odezwał się kobiecy głos.
– National Tracing Center.
– Pracujesz po godzinach, Donno?
– Właśnie chciałam stąd wyjść, Nick. Czego chcesz?
– Naprawdę dużej przysługi.
– Nie – odparła bez wahania. A potem z westchnieniem dodała: – Jakiej?
– Masz jeszcze tę trzydziestkęósemkę, którą znaleźliśmy w skrytce depozytowej Sarah Goodhart?
– O co chodzi?
Powiedział jej, czego chce. Kiedy skończył, usłyszał:
– Żartujesz, prawda?
– Znasz mnie, Donno. Nie mam poczucia humoru.
– To żadna nowina. – Znowu westchnęła. – Zarządzę poszukiwania, ale nie ma mowy, żeby wyniki były na dziś wieczór.
– Dzięki, Donno. Jesteś wspaniała.
Gdy Shauna weszła do foyer, ktoś ją zawołał.
– Przepraszam! Pani Shauna?
Spojrzała na mężczyznę o nażelowanych włosach i w drogim garniturze.
– Z kim mam przyjemność?
– Agent specjalny Nick Carlson.
– Dobranoc, panie agencie.
– Wiemy, że do pani dzwonił.
Shauna zasłoniła dłonią udawane ziewnięcie.
– Na pewno jesteście dumni z tego osiągnięcia.