– Dobrze – odparła. – Jestem tutaj.
Wyłączyła komórkę. Wstałem i poszedłem korytarzem na spotkanie Shauny. Weszła do przychodni tak, jakby robiła coś poniżej swej godności. Była topową modelką, jedną z nielicznych wystarczająco znanych, żeby używać tylko imienia. Shauna. Jak Cher czy Fabio. Miała metr osiemdziesiąt cztery centymetry wzrostu i ważyła siedemdziesiąt osiem kilogramów. Jak można oczekiwać, robiła wrażenie i przykuła spojrzenia wszystkich obecnych w poczekalni.
Nie miała zamiaru przystawać przy kontuarze rejestratorki, a ta nawet nie próbowała jej zatrzymać. Shauna otworzyła drzwi i powitała mnie słowami:
– Lunch. Teraz.
– Mówiłem ci, że będę zajęty.
– Włóż płaszcz – powiedziała. – Jest zimno.
– Posłuchaj, wszystko gra. Poza tym rocznica jest dopiero jutro.
– Ty stawiasz.
Zawahałem się i już wiedziała, że mnie ma.
– Posłuchaj, Beck, będzie fajnie. Jak w college’u. Pamiętasz, jak razem chodziliśmy na podryw?
– Nigdy nie chodziłem na podryw.
– No dobrze, to tylko ja. Wkładaj płaszcz.
Kiedy wracałem do mojego gabinetu, jedna z matek obdarzyła mnie szerokim uśmiechem i odciągnęła na bok.
– Jest jeszcze piękniejsza niż w telewizji – szepnęła.
– Uhm – mruknąłem.
– Czy pan i ona… – Matka znaczącym gestem splotła dłonie.
– Nie, ona już jest z kimś związana – odparłem.
– Naprawdę? Z kim?
– Z moją siostrą.
Zjedliśmy w kiepskiej chińskiej restauracji, gdzie podawał nam chiński kelner mówiący tylko po hiszpańsku. Shauna w nienagannym błękitnym kostiumie z dekoltem głębokim jak Rów Atlantycki, zmarszczyła brwi.
– Tortilla i wieprzowina moo shu?
– Zaryzykuj – powiedziałem.
Poznaliśmy się pierwszego dnia w college’u. Komuś w dziekanacie pochrzaniło się i odczytał jej imię jako „Shaun”, w wyniku czego dostaliśmy wspólny pokój. Już mieliśmy zgłosić tę pomyłkę, ale zaczęliśmy rozmawiać. Postawiła mi piwo. Polubiłem ją. Po kilku godzinach postanowiliśmy nie zgłaszać niczego w dziekanacie, ponieważ nasi prawdziwi współlokatorzy mogli okazać się dupkami.
Ja poszedłem do Amherst College, ekskluzywnej uczelni w zachodnim Massachusetts, i jeśli na naszej planecie istnieje bardziej snobistyczne miejsce, to ja go nie znam. Elizabeth, jako najlepsza absolwentka naszego rocznika, wybrała Yale. Mogliśmy pójść na tę samą uczelnię, ale przedyskutowaliśmy to i doszliśmy do wniosku, że będzie to kolejna wspaniała okazja, by wypróbować trwałość naszego związku. Postanowiliśmy wykazać się dojrzałością. Skutek? Okropnie tęskniliśmy za sobą. Ta rozłąka jeszcze pogłębiła nasze uczucia i nadała naszej miłości zupełnie nowy wymiar.
Wiem, że to ckliwe.
Między kęsami Shauna zapytała:
– Możesz dziś wieczorem popilnować Marka?
Mark był moim pięcioletnim siostrzeńcem. Na ostatnim roku Shauna zaczęła umawiać się z moją starszą siostrą Lindą. Od prawie siedmiu lat mieszkały razem. Mark był ubocznym produktem ich… cóż, ich miłości, oczywiście wspomaganej sztucznym zapłodnieniem. Linda urodziła go, a Shauna zaadoptowała. Pod pewnymi względami nieco staroświeckie, pragnęły, by ich syn miał jakiś męski wzorzec. Czyli mnie.
Rozmawialiśmy o tym, co u mnie w pracy i o „Ozzie i Harriet”.
– Żaden problem – powiedziałem. – I tak chciałem zobaczyć ten nowy film Disneya.
– Jest niesamowity – zapewniła mnie Shauna. – Najlepszy od czasu Pocahontas.
– Dobrze wiedzieć – odparłem. – Dokąd wybieracie się z Lindą?
– Nie mam pojęcia. Teraz, kiedy lesbijki są w modzie, nie możemy opędzić się od zaproszeń. Prawie tęsknię za tymi czasami, gdy musiałyśmy się ukrywać.
Zamówiłem piwo. Pewnie nie powinienem, ale jedno nie zaszkodzi.
Shauna też zamówiła jedno.
– A więc zerwałeś z tą… jak jej tam…
– Brandy.
– Właśnie. Nawiasem mówiąc, ładne imię. Czy miała siostrę imieniem Whiskey?
– Umówiłem się z nią tylko dwa razy.
– W porządku. To chuda wiedźma. Ponadto mam dla ciebie idealną kandydatkę.
– Nie, dzięki.
– Ma niesamowite ciało.
– Nie umawiaj mnie, Shauno. Proszę.
– Czemu nie?
– Pamiętasz, jak umówiłaś mnie ostatnim razem?
– Z Cassandrą.
– Właśnie.
– A co było z nią nie tak?
– Przede wszystkim była lesbijką.
– Chryste, Beck, ale z ciebie bigot.
Zadzwonił jej telefon komórkowy. Oparła się wygodnie i odebrała, lecz ani na chwilę nie odrywała oczu od mojej twarzy. Warknęła coś do słuchawki i zamknęła klapkę mikrofonu.
– Muszę iść – oznajmiła.
Dałem znak, że proszę o rachunek.
– Przyjdziesz jutro wieczorem – orzekła.
Odpowiedziałem z westchnieniem udawanej rezygnacji:
– Lesbijki nie mają żadnych planów?
– Ja nie. Twoja siostra ma. Wybiera się na wielką galę Brandona Scope’a.
– Nie idziesz z nią?
– Nie.
– Dlaczego?
– Nie chcemy zostawiać Marka przez dwie noce pod rząd. Linda musi iść. Praktycznie to ona organizuje to przyjęcie. Ja zrobię sobie wolne. A więc wpadnij jutro wieczorem, dobrze? Zamówię coś do jedzenia, pooglądamy wideo z Markiem.
Nazajutrz przypadała rocznica. Gdyby Elizabeth żyła, zrobilibyśmy dwudzieste pierwsze nacięcie na naszym pniu. Chociaż może zabrzmi to dziwnie, jutrzejszy dzień nie miał być dla mnie szczególnie trudny. W rocznice, podczas wakacji lub w dniu urodzin Elizabeth zwykle wchodziłem na tak wysokie obroty, że radziłem sobie bez problemów. Najtrudniejsze są powszednie dni. Kiedy naciskam klawisz pilota i trafiam na jeden z odcinków „The Mary Tyler Moore Show” lub „Cheers”. Kiedy wchodzę do księgarni i widzę nową książkę Alice Hoffman albo Anne Tyler. Kiedy słucham O’Jay, Four Tops czy Niny Simone. Zwyczajne rzeczy.
– Obiecałem matce Elizabeth, że wpadnę – powiedziałem.
– Ach, Beck… – Już chciała się ze mną spierać, ale zrezygnowała. – To może później?
– Jasne.
Shauna złapała mnie za rękę.
– Znowu znikasz, Beck.
Nie odpowiedziałem.
– Wiesz, że cię kocham. Chcę powiedzieć, że gdybyś choć trochę pociągał mnie seksualnie, pewnie zakochałabym się w tobie, a nie w twojej siostrze.
– Czuję się zaszczycony – odparłem. – Naprawdę.
– Nie zamykaj się przede mną. Jeśli się zamkniesz przede mną, to zamkniesz się przed wszystkimi. Rozmawiaj ze mną, dobrze?
– Dobrze – obiecałem.
Lecz nie mogłem.
O mało nie skasowałem poczty.
Otrzymuję tyle śmiecia, spamu, reklam – znacie to wszyscy – że nabrałem sporej wprawy w posługiwaniu się klawiszem kasowania. Najpierw czytam adres nadawcy. Jeśli jest to ktoś znajomy lub ze szpitala, dobrze. Jeżeli nie, z entuzjazmem naciskam ten klawisz.