Usiadłem przy biurku i sprawdziłem popołudniową listę pacjentów. Był ich tłum, co wcale mnie nie zdziwiło. Okręciłem się na obrotowym krześle i przygotowałem palec do naciśnięcia. Tylko jedna wiadomość. Ta, o której wcześniej zawiadomił mnie okrzyk Homera. Rzuciłem na nią okiem i moją uwagę przykuły pierwsze dwie litery tematu.
– Co do…?
Okienko podglądu było sformatowane tak, że widziałem tylko te dwie litery i adres poczty elektronicznej nadawcy. Nieznany. Kilka cyfr @comparama.com.
Zmrużyłem oczy i nacisnąłem prawy przycisk przewijania. W okienku zaczął przesuwać się nagłówek. Przy każdym kliknięciu puls przyspieszał mi coraz bardziej. Oddychałem z trudem. Trzymałem palec na klawiszu przewijania i czekałem. Kiedy skończyłem, kiedy pokazały się wszystkie litery, ponownie przeczytałem nagłówek i serce zaczęło walić mi młotem.
– Doktorze Beck?
Nie mogłem wydobyć z siebie głosu.
– Doktorze Beck?
– Za chwilą, Wando.
Zawahała się. W interkomie słyszałem jej oddech. Potem odłożyła słuchawkę.
Wciąż wpatrywałem się w ekran.
Do: dbeckmd@nyhosp.com
Od: 13943928@comparama.com
Temat: E.P.+ D.B. /////////////////////
Dwadzieścia jeden znaków. Policzyłem je już cztery razy.
To okrutny, głupi żart. Wiedziałem o tym. Zacisnąłem pięści. Zastanawiałem się, co za zasrany skurwysyn wysłał tę wiadomość. Poczta elektroniczna pozwala zachować anonimowość – zachęcając technotchórzy. Tylko, że bardzo mało osób wiedziało o drzewie i naszej rocznicy. Media nigdy się o tym nie dowiedziały. Shauna wiedziała, oczywiście. I Linda. Elizabeth mogła powiedzieć swoim rodzicom lub wujowi. Lecz poza nimi…
Kto więc to przysłał?
Chciałem przeczytać wiadomość, ale coś mnie powstrzymywało. Prawdę mówiąc, myślę o Elizabeth częściej, niż się do tego przyznaję – chociaż pewnie i tak wszyscy o tym wiedzą – ale nigdy nie rozmawiam o niej ani o tym, co się stało. Ludzie myślą, że jestem dzielnym macho, który usiłuje oszczędzać uczucia znajomych, nie znosi litości i tak dalej. Nic podobnego. Rozmowa o Elizabeth sprawia mi ból. Straszny. Przypomina jej ostatni krzyk. Przypomina te wszystkie pytania, które pozostały bez odpowiedzi. Skłania od rozważań o tym, co by było, gdyby (zapewniam was, że niewiele jest spraw równie przygnębiających jak myśli o tym, co by było gdyby). Znów budzi poczucie winy i przeświadczenie, choćby nie wiem jak irracjonalne, że silniejszy mężczyzna – lepszy mężczyzna – mógłby ją uratować.
Powiadają, że potrzebny jest czas, żeby oswoić się z tragedią. Z początku jesteś oniemiały. Nie potrafisz w pełni zdać sobie sprawy z ponurej rzeczywistości. To też nie jest prawdą. Przynajmniej w moim wypadku. Zrozumiałem wszelkie konsekwencje tego, co się stało, gdy tylko znaleźli ciało Elizabeth. Pojąłem, że już nigdy więcej jej nie zobaczę, nigdy nie przytulę, że nigdy nie będziemy mieli dzieci i nie zestarzejemy się razem. Wiedziałem, że to ostateczny wyrok, że nie będzie odroczenia ani apelacji, niczego nie da się wynegocjować.
Natychmiast zacząłem szlochać. Zanosiłem się od płaczu. Szlochałem tak prawie tydzień… bez przerwy. Płakałem w trakcie pogrzebu. Nikomu nie pozwoliłem się tknąć, nawet Shaunie i Lindzie. Spałem sam na naszym łóżku, z twarzą wtuloną w poduszkę Elizabeth, usiłując wyczuć jej zapach. Otwierałem szafy i przyciskałem jej rzeczy do twarzy. To wcale nie przynosiło mi ulgi. Było dziwaczne i bolesne. Lecz był to jej zapach, część niej, więc mimo wszystko robiłem to.
Pełni dobrych chęci znajomi – niektórych wolałbym nie znać – prawili mi zwyczajowe komunały, dlatego czuję, że powinienem was ostrzec: składajcie mi tylko krótkie kondolencje. Nie mówcie, że jestem jeszcze młody. Nie mówcie, że ona poszła tam, gdzie jest jej lepiej. Nie mówcie, że to część jakiegoś boskiego planu. Nie mówcie, że miałem szczęście, zaznawszy takiej miłości. Każdy z tych banałów doprowadzał mnie do szału. Sprawiał – co zabrzmi bardzo nie po chrześcijańsku – że gapiłem się na takiego idiotę, lub idiotkę, i zastanawiałem, dlaczego jeszcze oddycha, podczas gdy moja Elizabeth gryzie ziemię.
Wciąż słyszałem tę gadaninę: „lepiej kochać, a potem płakać”. Następna bzdura. Wierzcie mi, wcale nie lepiej. Nie pokazujcie mi raju, żeby potem go spalić. Częściowo taki był powód. Mój egoizm. Najbardziej jednak dręczyło mnie i bolało to, że Elizabeth została pozbawiona tylu rzeczy. Nie potrafię zliczyć, ile razy, widząc lub robiąc coś, myślę, jak bardzo podobałoby się to Elizabeth… i wtedy ból wraca na nowo.
Ludzie zastanawiają się, czy czegoś żałuję. Odpowiedź brzmi – tylko jednego. Żałuję, że były takie chwile, które zmarnowałem, robiąc coś innego, zamiast starać się ją uszczęśliwić.
– Doktorze Beck?
– Jeszcze minutkę – powiedziałem.
Chwyciłem mysz i umieściłem kursor nad ikonką „czytaj”. Kliknąłem i wyświetliła się cała wiadomość:
Do: dbeckmd@nyhosp.com
Od: 13943928@comparama.com
Temat: E.P.+D.B. /////////////////////
Wiadomość: Kliknij na to hiperłącze, czas całusa, w rocznicę.
Serce zmieniło mi się w bryłę lodu.
Czas całusa?
To żart, to musi być żart. Nie lubię zagadek. I nie lubię czekać.
Ponownie chwyciłem mysz i przesunąłem kursor na hiperłącze. Kliknąłem i usłyszałem, jak archaiczny modem zawodzi swą mechaniczną pieśń godową. W poradni mamy dość leciwy system komputerowy. Potrwało chwilę, zanim pokazała się przeglądarka sieciowa. Czekałem, myśląc: Czas całusa, skąd wiedzieli o czasie całusa?
W końcu zgłosiła się przeglądarka. Zameldowała błąd. Zmarszczyłem brwi. Kto to przysłał? Spróbowałem jeszcze raz i znowu pojawił się komunikat o błędzie. Przerwane łącze.
Kto, do diabła, wiedział o czasie całusa?
Nigdy nikomu o tym nie mówiłem. Rzadko rozmawialiśmy o tym z Elizabeth, zapewne dlatego, że nie odczuwaliśmy takiej potrzeby. Byliśmy staroświeccy jak Polyanna i takie sprawy zachowywaliśmy dla siebie. To naprawdę krępujące, ale kiedy pocałowaliśmy się pierwszy raz, przed dwudziestu jeden laty, sprawdziłem czas. Tak dla śmiechu. Odsunąłem się, spojrzałem na mój zegarek Casio i powiedziałem: „Szósta piętnaście”.
A Elizabeth odpowiedziała: Czas całusa.
Teraz jeszcze raz popatrzyłem na wiadomość. Powoli zaczynałem się wkurzać. To na pewno nie było zabawne. Można robić paskudne żarty za pośrednictwem poczty elektronicznej, ale…