Выбрать главу

„Czyściciel kadłubów. Linie Mar-Goling. Koniecznie Rh+ i zabezpieczenie przed klaustrofobią”.

„Człowiek do selekcji złomu elektronicznego. Wystarczy podstawowa wiedza dotycząca elektroniki. Jedzenie na miejscu”.

Blaine uświadomił sobie, że nawet prace wymagające niskich kwalifikacji są dla niego zbyt trudne. Spojrzał na rubryki, gdzie zamieszczone zostały ogłoszenia o pracy dla uczniów.

„Potrzebny młody człowiek, interesujący się drukiem czasopism. Wymagania: podstawowa znajomość rachunku różniczkowego i całkowego oraz umiejętność praktycznego zastosowania wzorów Hooteana”.

„Sprzedawca na Wenus. Płaca plus procent od sprzedaży. Konieczna znajomość podstawowego słownictwa języków: francuskiego, niemieckiego, rosyjskiego i ourescz”.

„Roznoszenie gazet. Agencja Eth-col. Konieczna umiejętność jazdy sprendingiem. Wymagana dobra znajomość miasta”.

A więc nie nadaję się nawet na roznosiciela gazet! Poczuł się zniechęcony. Znalezienie pracy okazywało się trudniejsze, niż myślał. Czyżby nikt w tym mieście nie kopał rowów, nie nosił bagaży? Może całą fizyczną pracę wykonują tutaj roboty, a może aby wozić piach taczkami, potrzebny jest co najmniej stopień naukowy? Co to za świat?

Spojrzał na pierwszą stronę gazety.

„Budowa nowej stacji na Oxa, Nowy Południowy Mars”.

„Złośliwy upiór podejrzewany jest o spowodowanie serii pożarów w Chicago. Przeprowadzono stosowne egzorcyzmy”.

„Bogate złoża miedzi wykryto w sektorze Sigma-G”.

„Motłoch w Spencer Alabama zlinczował i spalił dwóch miejscowych zombie. Podjęto odpowiednie kroki przeciwko przywódcom”.

„Jeden z naszych najlepszych antropologów twierdzi, że archipelag Tuamoto jest ostatnim zakątkiem dwudziestowiecznego życia”.

„Stowarzyszenie do Spraw Ławic Ryb Atlantyckich będzie obradowało w Waldorf’.

„Wilkołak wciąż nieuchwytny. W Tyrolu, w Austrii, zawiadomiono mieszkańców, aby nadal mieli się na baczności”.

„W Izbie Reprezentantów upadła ustawa wprowadzająca zakaz polowań i popisów gladiatorskich”.

„Szaleniec zabił cztery osoby w San Diego”.

„Liczba wypadków helikopterowych w ciągu jednego roku doszła do miliona”.

Blaine odłożył gazetę. Był jeszcze bardziej przygnębiony. Duchy, wilkołaki, upiory… Nie podobały mu się te zamierzchłe słowa, które znów stały się aktualne. Spotkał już na swojej drodze zombie. Nie miał ochoty na nic więcej.

Poszedł dalej przez dzielnicę rozrywki. Oglądał połyskujące kopuły, plakaty reklamujące walki gladiatorów, odbywające się w Madison Square Garden, tablice ogłoszeń, zapraszające na trójwymiarowe filmy i widowiska, w których oddziaływano na wszystkie zmysły. Świetliste napisy informowały o koncertach i wenusjańskiej pantomimie.

Blaine przypomniał sobie ze smutkiem, że mógłby być jedynym pracującym w rozrywce, gdyby tylko Reilly nie zmienił zdania. Występowałby w jednym z teatrów jako „Człowiek z Przeszłości”.

Ależ tak! „Człowiek z Przeszłości”… w tej roli z pewnością by był dobry — co więcej — unikatowy. Korporacja Rexa uratowała mu w 1958 roku życie, aby wykorzystać jego umiejętności. Zmienili zdanie — ale on nie musi się do nich stosować. Swoją drogą… i tak nie ma wyboru.

Pospieszył do ogromnego biura i znalazł w spisie na ścianie nazwiska sześciu teatralnych agentów. Wybrał spółkę „Barnex, Scofield Styles”. Winda zawiozła go na osiemnaste piętro.

Wszedł do luksusowej poczekalni. Na ścianach wisiały duże trójwymiarowe fotografie aktorek. W najdalszym krańcu siedziała sekretarka. Spojrzała na niego pytająco. Podszedł do biurka.

— Chciałbym z kimś porozmawiać na temat mojego występu.

— Przykro mi, ale nie mamy teraz wolnych miejsc.

— Ale to jest wyjątkowe, niepowtarzalne przedstawienie.

— Naprawdę jest mi przykro. Może niech pan spróbuje w przyszłym tygodniu.

— Niech pani posłucha. Moje przedstawienie to naprawdę coś wyjątkowego. Widzi pani — ja jestem człowiekiem z przeszłości.

— Nie interesuje mnie, czy jest pan duchem Scotta Merrivale’a — odpowiedziała słodkim głosem. — Nie mamy miejsc. Niech pan spróbuje w przyszłym tygodniu.

Blaine obrócił się na pięcie. Niski, krępy mężczyzna przeszedł szybko obok niego, pozdrawiając sekretarkę.

— Dzień dobry, pani Thatcher.

— Dzień dobry, panie Barnex.

Barnex! Jeden z agentów! Pospieszył ku niemu, złapał go za rękaw.

— Panie Barnex, chciałbym wystąpić…

— Każdy chce — Barnex odpowiedział ze znużeniem.

— Ale ja mam nadzwyczajny pomysł!

— Każdy ma. Niech pan puści mój rękaw. Może w przyszłym tygodniu…

— Jestem z przeszłości! — krzyknął Blaine i natychmiast poczuł się głupio. Miał wrażenie, że za chwilę agent wyda polecenie, żeby zadzwonić na policję. Nie poddawał się. Naprawdę! Mogę tego dowieść! Ludzie z Korporacji Rexa porwali mnie z przeszłości. Wystarczy zapytać!

— Rex?… Tak, słyszałem u Lindy o jakimś porwaniu. Hm… Niech pan wejdzie do biura, panie…

— Blaine, Tom Blaine.

Wszedł za Barnexem do małego, zagraconego pokoju.

— Myśli pan, że się nadam?

— Być może — powiedział agent, wskazując Blaine’owi krzesło. — To zależy. Z jakiego okresu pan pochodzi?

— Z 1958 roku. Znam bardzo dobrze lata trzydzieste, czterdzieste, pięćdziesiąte. Nawiasem mówiąc, podczas nauki w college’u występowałem w teatrze szkolnym i pewna zawodowa aktorka powiedziała mi, że mam wrodzony…

— 1958? Dwudziesty wiek?

— Tak.

Agent potrząsnął głową.

— Niedobrze. Jeśliby pan pochodził z szóstego wieku ze Szwecji lub siódmego z Japonii, mógłbym znaleźć dla pana pracę. Bez trudu załatwiam występy ludziom z pierwszego wieku Cesarstwa Rzymskiego lub z czwartego wieku z Saksonii. Ale trudno znaleźć ludzi z tamtych lat, odkąd podróże w czasie zostały zakazane. Okres sprzed Chrystusa też jest całkowicie nie obstawiony.

— A co z dwudziestym wiekiem?

— Nie mamy zapotrzebowania.

— Jak to?

— Tak. Wszystkie możliwe przedstawienia daje Ben Therler z 1953 roku.

— Rozumiem — powiedział Blaine, podnosząc się wolno. — Cóż, dziękuję panu.

— Nie ma za co. Chciałbym panu pomóc. Jeśliby pan pochodził z jakiegokolwiek miejsca sprzed jedenastego wieku. Ale okres dziewiętnastego i dwudziestego wieku nie cieszy się dużym zainteresowaniem. Zaraz, a może pojedzie pan do Therlera? Nie jest to zbyt prawdopodobne, ale może wykorzysta pana jako dublera albo coś w tym rodzaju…

Zapisał adres i podał kartkę Blaine’owi. Ten wziął papier, podziękował i wyszedł.

Stał przez chwilę na ulicy, przeżywając porażkę. Jego niezaprzeczalna umiejętność, unikalna wartość, zostały przekreślone istnieniem Bena Therlera z 1953 roku. Pomyślał, że rzeczywiście podróże w czasie powinny być bardziej elitarne. To nieuczciwe: porwać człowieka i zostawić go własnemu losowi.

Zastanawiał się nad Therlerem. Co to może być za człowiek? Wkrótce się okaże. Nawet jeśli nie skorzysta z jego usług, z przyjemnością porozmawia z kimś ze swojej epoki. No i może Therler, który przebywa tu dłużej, będzie w stanie znaleźć jakąś radę na kłopoty Blaine’a.

Wezwał taxihel i po piętnastu minutach znalazł się przed drzwiami mieszkania Therlera.

* * *

Otworzył mu szczupły mężczyzna o przeciętnej aparycji, ubrany w szlafrok.

— Fotograf? — zapytał. — Przyszedł pan za wcześnie.