Выбрать главу

Rachael wielkim wysiłkiem i raczej bez powodzenia starała się nie dopuszczać do siebie przerażających obrazów, które zaczęła właśnie widzieć oczyma wyobraźni.

– Dzwonił pan na policję? – spytał Benny.

– Tak. Kiedy tylko doszliśmy do przekonania, że jedynie kradzież wchodzi w rachubę, powiadomiliśmy ich o wszystkim. Są teraz na dole, w chłodni, i oczywiście chcą z panią rozmawiać, pani Leben.

Od strony Everetta Kordella dobiegł Rachael delikatny, rytmiczny odgłos tarcia. Otworzyła oczy. Koroner wsuwał i wysuwał z futerału nożyk do otwierania korespondencji. Znów spuściła powieki.

Ponownie odezwał się Benny:

– Czy wasze środki bezpieczeństwa są tak niedoskonałe, że ktoś z ulicy mógł się tu wślizgnąć i ukraść zwłoki?

– Ależ skąd! – zapewnił Kordell. – Jeszcze nic takiego się nie zdarzyło! Doprawdy trudno mi to wyjaśnić. Oczywiście, ktoś, komu bardzo by na tym zależało, zapewne znalazłby sposób, by ominąć nasze zabezpieczenia, ale nie byłoby to łatwe do wykonania. Proszę mi wierzyć.

– Ale nie wyklucza pan takiej możliwości – powiedział Benny.

Tarcie ucichło. Po dźwiękach, które teraz do niej docierały, Rachael zorientowała się, że Kordell w zdenerwowaniu przesuwa po blacie biurka oprawne w srebrne ramki zdjęcia.

Skoncentrowała się na tym wyobrażeniu, by odegnać od siebie szalone obrazy, które niestrudzenie podsuwała jej chytra wyobraźnia.

– Proponuję – oznajmił Everett Kordell – żebyście państwo zeszli ze mną do chłodni. Sami zobaczycie, jak szczelny jest nasz system zabezpieczeń i jak trudno byłoby go przełamać. Pani Leben, czy czuje się pani na siłach, by obejrzeć kostnicę?

Rachael otworzyła oczy. Obaj mężczyźni patrzyli na nią zatroskani. Skinęła głową.

– Czy jest pani tego pewna? – spytał Kordell, wstając i wychodząc zza biurka. – Proszę zrozumieć, że ja nie nalegam. Ale bardzo by mi ulżyło, gdyby się pani osobiście przekonała, jak jesteśmy zapobiegliwi i jak sumiennie wykonujemy nasze obowiązki.

– Czuję się dobrze – zapewniła Rachael.

Koroner dostrzegł na swym rękawie krótką czarną nitkę, strzepnął ją i ruszył w kierunku drzwi.

Rachael podniosła się z krzesła i chciała pójść za nim, ale nagle zakręciło jej się w głowie. Zachwiała się.

Benny wziął ją pod ramię i przytrzymał.

– Ta wycieczka nie jest konieczna.

– Jest – powiedziała ponuro. – Jest konieczna. Muszę to obejrzeć. Muszę wiedzieć.

Benny spojrzał na nią zdziwiony, ale nie mógł spotkać jej wzroku. Czuł, że coś jest nie tak, coś więcej niż śmierć Erica i zniknięcie jego zwłok. Nie rozumiał jednak, o co chodzi, i jego zaintrygowanie rosło.

Rachael chciała pokonać strach i nie angażować Bena w tę przykrą sprawę, ale nie potrafiła przekonująco kłamać, a poza tym wiedziała, że Benny już od pierwszej chwili, gdy do niej przyjechał, jest świadom jej lęku. Ten wierny przyjaciel był tyleż zaintrygowany, co zaniepokojony. Postanowił, że zostanie przy niej, co akurat najmniej jej w tej chwili odpowiadało, ale nic nie mogła na to poradzić. Później jednak będzie musiała jakoś pozbyć się Bena. Wprawdzie jego pomoc byłaby nieoceniona, jednakże nie miała prawa wciągać go w tę niebezpieczną historię i ryzykować jego życie, tak jak ryzykowała swoje.

A teraz trzeba zobaczyć, gdzie leżały zmasakrowane zwłoki Erica. Miała nadzieję, że lepsze zrozumienie okoliczności ich zniknięcia rozproszy jej najgorsze obawy. Musiała zebrać w sobie wszystkie siły, by ruszyć na obchód kostnicy.

Wyszli z biura i zeszli na dół, gdzie przechowywana jest śmierć.

Szeroki, pokryty jasnoszarymi płytkami korytarz kończył się ciężkimi metalowymi drzwiami. We wnęce po prawej stronie siedział ubrany w biały fartuch człowiek. Gdy zobaczył nadchodzących Kordella, Rachael i Bena, wstał i wyciągnął z kieszeni komplet dzwoniących głośno kluczy.

– To jest jedyne wewnętrzne wejście do chłodni – powiedział Kordell – Drzwi są zawsze zamknięte. Zgadza się, Walt?

– Absolutnie – odparł mężczyzna. – Czy chce pan wejść do środka, doktorze?

– Tak.

Kiedy Walt wsuwał klucz do zamka, Rachael zobaczyła małą iskierkę wyładowania elektrycznego.

– Cały czas, dwadzieścia cztery godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu, Walt albo ktoś inny z pracowników siedzi na warcie. Nikt nie może sam wejść do środka. Wszystkich wchodzących zapisuje się w zeszycie.

Szerokie drzwi otwarły się i Walt przytrzymał je, by mogli przejść. W chłodni zimne powietrze pachniało środkami odkażającymi i czymś nieokreślonym, w każdym razie czymś ostrym i gryzącym. Ten drugi zapach był mniej intensywny. Drzwi zamknęły się za nimi, skrzypiąc lekko, a dźwięk ten zdawał się przenikać Rachael do szpiku kości. Usłyszeli jeszcze za plecami głuche huknięcie, gdy wejście zamknęło się automatycznie.

Dwoje podwójnych otwartych drzwi prowadziło do dużych pomieszczeń po obu stronach chłodnego korytarza. Na jego końcu znajdował się czwarty, metalowy portal, taki sam jak ten, przez który właśnie weszli.

– Państwo pozwolą, że teraz pokażę jedyne wejście do chłodni z zewnątrz. Tutaj podjeżdżają karawany i karetki – powiedział Kordell, prowadząc ich w stronę drzwi.

Rachael szła za nim, choć samo przebywanie w miejscu, gdzie przetrzymywano śmierć, gdzie do niedawna jeszcze znajdowało się ciało Erica, sprawiło, że nogi miała jak z waty, a na czole i plecach czuła obfity pot.

– Proszę chwilę zaczekać – odezwał się Benny.

Odwrócił się w stronę drzwi, którymi weszli, nacisnął klamkę i otworzył je. Walt, który właśnie wracał na swoje miejsce po drugiej stronie, spojrzał na niego zdziwiony. Ben puścił drzwi i pozwolił, by ponownie zamknęły się z hukiem.

– Chociaż zawsze są zamknięte od zewnątrz, to jednak można je otworzyć od wewnątrz?

– Zgadza się. Oczywiście – odpowiedział Kordell. – To byłoby zbyt skomplikowane, gdyby przy wychodzeniu należało wzywać strażnika do otwarcia drzwi. Zresztą nie możemy ryzykować zamknięcia tu kogoś na dobre w jakiejś awaryjnej sytuacji, jak na przykład pożar czy trzęsienie ziemi.

Ich kroki odbijały się złowrogim echem od świeżo wypolerowanych płytek, gdy zaczęli kontynuować obchód kostnicy i zbliżali się do drugiego wejścia na końcu korytarza. Minęli dwa pomieszczenia i w sali po lewej stronie Rachael ujrzała kilka osób. Stali, poruszali się i rozmawiali przyciszonymi głosami w blasku ostrego, zimnego światła lamp jarzeniowych. Byli to pracownicy kostnicy ubrani w białe fartuchy, tęgi mężczyzna w beżowych spodniach i sportowej marynarce w beżowo-żółto-czerwono-zieloną kratę oraz dwóch ludzi w czarnych garniturach, którzy również spojrzeli na Rachael.

Kobieta dostrzegła także trzy martwe ciała, leżące pod białymi prześcieradłami na stołach z nierdzewnej stali.

Gdy znaleźli się na końcu korytarza, Everett Kordell szeroko otworzył metalowe drzwi. Wyszedł na zewnątrz i skinął na swych gości.

Rachael i Benny poszli za nim. Kobieta spodziewała się ujrzeć jakieś podwórko, a tymczasem – choć opuścili budynek kostnicy – niezupełnie jeszcze byli na dworze. Zewnętrzne wejście do chłodni znajdowało się bowiem na jednym z podziemnych pięter wielokondygnacyjnego parkingu, który przylegał do kostnicy. Był to ten sam garaż, w którym Rachael zaparkowała niedawno swojego mercedesa, tyle że zostawiła go kilka pięter wyżej.

Podłoże z szarego betonu, nagie ściany oraz grube kolumny wspierające również szary betonowy strop sprawiały, że podziemny parking wyglądał jak ogromna awangardowa wersja grobowca faraona. Sodowe lampy u sufitu, rozmieszczone w dużych odstępach i rzucające snopy żółtawego światła, stwarzały – jak pomyślała Rachael – atmosferę godną przedsionka Komnaty Śmierci.