Выбрать главу

Szum kół i równomierny skrzyp wycieraczek zdawały się prowadzić go przez burze i zapadającą ciemność w stronę specjalnego przeznaczenia. W pewnym momencie, kiedy na krótko odzyskał wszystkie zmysły, przypomniał sobie stosowny fragment z wiersza wielkiego poety, Williama Butlera Yeatsa:

Jakaż to dzika bestia zbudziła się wreszcie i zdąża do Betlejem, by przyjść na świat?

32

Różowa sukienka

We wtorek po południu wciąż przebywający na zwolnieniu detektywi Julio Verdad i Reese Hagerstrom zakończyli w Irvine rozmowę z doktorem Eastonem Solbergiem i pojechali do Tustin. Tam, na parterze dwupiętrowego budynku wzniesionego w stylu hiszpańskim, krytego niebieską dachówką, znajdowało się główne biuro firmy Shadway-Nieruchomości. Julio od razu wypatrzył zaparkowany za skrzyżowaniem, po przeciwnej stronie ulicy, samochód służący do inwigilacji – ciemnozielonego forda bez tablic rejestracyjnych. Siedzący agenci mieli doskonały widok na biura Shadwaya, a także na jezdnię prowadzącą wzdłuż budynku na służbowy parking. W fordzie siedzieli dwaj mężczyźni w błękitnych koszulach. Jeden z nich czytał gazetę, a drugi rozglądał się ostrożnie.

– Federalni – powiedział Julio, kiedy przejeżdżali obok nich.

– A może to ludzie Sharpa? DSA? – zastanowił się Reese.

– Chyba masz rację.

– Specjalnie się nie kryją, nie sądzisz?

– Nie sądzę, żeby liczyli na to, że Shadway się tu pojawi – powiedział Julio. – Ale muszą stwarzać pozory.

Julio zaparkował kilkanaście metrów dalej, od ciemnozielonego forda dzieliło ich parę samochodów. Chciał obserwować agentów, sam pozostając nie zauważony.

Reese uczestniczył z Juliem w podobnych akcjach. Zadania polegające na inwigilacji, z tym właśnie partnerem, nigdy nie wydawały mu się uciążliwe. Julio to człowiek wszechstronny i rozmowa z nim, choćby trwała godzinami, zawsze była interesująca. Ale jeśli jeden z nich, lub obaj, nie mieli ochoty na konwersację, mogli swobodnie siedzieć obok siebie w milczeniu przez długi czas – to najlepszy sprawdzian przyjaźni. Tego dnia, kiedy obserwowali obserwujących, jak również mieli oko na biuro firmy Shadway-Nieruchomości, rozmawiali o Ericu Lebenie, inżynierii genetycznej i marzeniach o nieśmiertelności. Takie marzenia w żadnym razie nie dotyczyły tylko Erica Lebena. Głębokie pragnienie nieśmiertelności lub przynajmniej złagodzenia wyroku śmierci zapewne wypełniało ludzkość od chwili, kiedy pierwsi przedstawiciele gatunku osiągnęli samoświadomość i surową jeszcze inteligencję. Temat ten miał dla Reese’a i Julia specjalną wymowę, jako że obaj byli świadkami śmierci swych ukochanych żon i nigdy nie pogodzili się z ich utratą.

Reese mógł sympatyzować z marzeniami Lebena i nawet rozumieć, dlaczego naukowiec uczynił siebie samego obiektem niebezpiecznego eksperymentu genetycznego. To prawda, że eksperyment wymknął się spod kontroli: dwa zabójstwa i ukrzyżowanie jednej z kobiet stanowiły dowód, że Leben powrócił z zaświatów jako nie całkiem człowiek i że należy go ujarzmić. Jednakże ciemna strona owego doświadczenia i jego wariacki wymiar nie wykluczały sympatii dla samej idei. W końcu przeciwni zachłanności kostuchy są ludzie na całej ziemi.

Wiatr przygnał znad oceanu szarobure obłoki, które przesłoniły słońce. Reese poczuł, że popada w melancholię. Gdyby nie miał przed sobą ważnych zadań, zapewne zupełnie poddałby się temu stanowi. Ale on – choć na zwolnieniu – musiał przecież działać.

Julio i Reese – podobnie jak agenci DSA – nie spodziewali się, że dopadną tu Shadwaya, mieli jednak nadzieję, że poznają któregoś z pracowników biura obrotu nieruchomościami. Im późniejsze popołudnie, tym więcej osób wchodziło i wychodziło z biurowca. Szczególną ich uwagę zwróciła wysoka, szczupła kobieta o bujnej czarnej czuprynie i kościstej bocianiej sylwetce, którą podkreślała obcisła różowa sukienka. Nie był to jasny, delikatny róż, lecz ognista plama, jak na skrzydłach flaminga. Kobieta dwukrotnie wchodziła i wychodziła, za każdym razem prowadząc pary w średnim wieku, podjeżdżające do biura samochodem – najwyraźniej klientów, dla których szukała odpowiednich domów. Do niej samej należał kanarkowy cadillac seville o kołach ze szprychami, mający specjalne numery rejestracyjne REQUEEN, co zapewne stanowiło skrót od: Królowa Nieruchomości (Real Estate Queen). Auto rzucało się w oczy nie mniej niż jego właścicielka.

– Bierzemy tę – powiedział Julio, kiedy kobieta weszła do budynku z drugą parą klientów.

– Trudno byłoby ją zgubić w ruchu ulicznym – zgodził się Reese.

O szesnastej pięćdziesiąt znów opuściła biurowiec i jak opętana pobiegła do swego cadillaca. Julio i Reese stwierdzili, że widocznie zakończyła już pracę i udaje się do domu. Zostawiając tedy agentów DSA, aby sobie dalej bezowocnie czekali na pojawienie się Benjamina Shadwaya, pojechali za żółtym seville’em w dół Pierwszej Ulicy do Newport Avenue, którą kobieta zdążała w stronę wzgórz Cowan. Mieszkała w jednopiętrowym domu o pokrytych chropowatą fakturą betonowych ścianach i balkonach z drewna sekwoi, wzniesionym przy jednej z bardziej stromych ulic na wzgórzach.

Kiedy cadillac Różowej Damy zniknął za automatycznymi drzwiami garażu, Julio zaparkował przed domem. Wysiadł z samochodu i popełnił przestępstwo, zaglądając do skrzynki na listy w nadziei, że odczyta na korespondencji nazwisko kobiety. Chwilę później wrócił i powiedział:

– Theodora Bertlesman. Chyba używa zdrobnienia Teddy, bo znalazłem je na jednym z listów.

Odczekali parę minut, po czym poszli w stronę domu. Reese nacisnął dzwonek u drzwi.

Letni wiatr, ciepły mimo zbierających się chmur, które zakryły słońce, dmuchnął przez tropikalne pnącza o barwnych przylistkach, przez czerwone kwiaty hibiscusa i wonny jaśmin. Ulica była cicha, spokojna; odgłosy świata zewnętrznego wyeliminowały tu najbardziej efektywne spośród znanych człowiekowi ekrany – pieniądze.

– Powinienem był chyba zająć się handlem nieruchomościami – powiedział Reese. – Co mnie podkusiło, żeby zostać gliną?

– Zapewne byłeś nim w poprzednim wcieleniu – odrzekł oschle Julio. – Dawno temu, kiedy policjant znaczył więcej niż handlarz. Po prostu powtórzyłeś ten sam schemat, nie zważając, że zmieniły się warunki.

– Nie wiedziałem, że wierzysz w reinkarnację.

Chwilę później drzwi się otwarły. Kobieta o bocianiej sylwetce, ubrana w jaskraworóżową sukienkę, spojrzała z góry na Julia, potem zaledwie musnęła wzrokiem Reese’a. Z bliska jeszcze bardziej przypominała bociana niż z daleka. Obserwując ją z samochodu, Reese nie mógł dostrzec porcelanowej czystości jej skóry, jej intensywnie szarych oczu czy innych subtelności aparycji. Bujna czupryna, która z odległości wyglądała na lakierowaną lub wprost wykonaną z ceramiki, okazała się miękka i delikatna. Dziewczyna nie była też tak płaska, na jaką wyglądała z daleka, a nóg mogłaby jej pozazdrościć niejedna kobieta. Jeśli zaś chodzi o wzrost i tuszę, to pierwsze wrażenie się potwierdziło.

– Czym mogę służyć? – spytała Teddy Bertlesman.

Miała niski, jedwabisty głos. Promieniowała taką spokojną pewnością siebie, że gdyby Julio i Reese byli niebezpiecznymi przestępcami, nie ważyliby się zrobić jej krzywdy.

Julio pokazał legitymację i odznakę, przedstawił się, po czym wskazał na Reese’a:

– To jest mój partner, detektyw Hagerstrom. – Następnie wyjaśnił, że chcieliby przesłuchać ją w związku ze sprawą pana Lebena. – Może mam nieaktualne informacje, ale zdaje się, że pracuje pani w biurze obrotu nieruchomościami Shadwaya.