Benny, głęboko wstrząśnięty tym, co znaleźli, nie domyślił się, że Rachael, mówiąc „on”, miała na myśli kogoś mniej anonimowego niż zwykły włamywacz. Jej lęk miał bardziej konkretne podłoże.
7
Dwie ćmy, wiedzione desperackim, samobójczym pragnieniem oddania się na pastwę płomieni, zacięcie tłukły kosmatymi skrzydłami o zawieszone pod sufitem lampy jarzeniowe. Ale lampy były zimne. Powiększone cienie owadów skakały po ścianach garażu, karoserii starego forda i grzbiecie dłoni Rachael, którą uniosła właśnie do twarzy.
Z otwartego bagażnika wydobywał się mdły odór krwi. Ben cofnął się, by nie czuć nieprzyjemnego zapachu.
– Skąd wiedziałaś? – spytał.
– O czym? – Rachael miała zamknięte oczy i głowę pochyloną do przodu, tak że rudawe włosy o miedzianym odcieniu opadały jej na twarz, zakrywając ją do połowy.
– O tym, co znajdziemy w bagażniku.
– Nie wiedziałam. Ale bałam się, że będzie tam… coś innego. Coś zupełnie innego.
– Co takiego?
– Coś dużo gorszego.
– A konkretnie?
– Nie pytaj.
– Już zapytałem.
Miękkie ciałka owadów uderzały głucho o szklane obudowy wypełnionych gazem lamp. Pac, pac, pac…
Rachael otworzyła oczy, potrząsnęła głową i zaczęła oddalać się od zdezelowanego forda.
– Chodźmy stąd.
Benny złapał ją za rękę.
– Musimy teraz zadzwonić po gliniarzy. A im będziesz musiała powiedzieć wszystko, co wiesz na temat tego, co tu zaszło. Dlatego powinnaś najpierw zdradzić to mnie.
– Żadnej policji – odrzekła, nie chcąc lub nie mogąc spojrzeć mu w twarz.
– Zamierzałem ci pomagać, aż do teraz.
– Żadnej policji – powtórzyła.
– Ale tu zamordowano kobietę!
– Jezu, czy nie dosyć już krwi?!
Odwróciła się w stronę przyjaciela i nareszcie ich oczy się spotkały.
– Proszę cię, Benny, proszę. Nie sprzeczaj się ze mną. Nie mamy czasu na kłótnie. Gdyby ciało tej nieszczęsnej kobiety nie zniknęło z bagażnika, sytuacja wyglądałaby inaczej i wtedy dzwonienie po policję miałoby sens. Ale teraz… na czym policja miałaby się oprzeć w swoim dochodzeniu? Nie mając zwłok, zadawaliby w nieskończoność różne pytania, nie wierzyli mi… Zwykła strata czasu. A ja nie mogę pozwolić sobie na marnowanie czasu, kiedy już wkrótce będą mnie szukać… niebezpieczni ludzie.
– Kto?
– O ile już mnie nie szukają. Ale nie sądzę, żeby tak szybko dowiedzieli się o zniknięciu ciała Erica. Jednakże gdy tylko dotrze do nich ta wiadomość, przyjdą tu. Musimy jechać.
– Ale kto?! – nalegał wyprowadzony z równowagi Benny. – Kim są ci ludzie? Czego od ciebie chcą? Na czym im zależy? Rachael, na miłość boską, zacznij mówić!
Pokręciła przecząco głową.
– Ustaliliśmy, że pojedziesz ze mną, ale nie było mowy o tym, że będziesz o wszystko wypytywał.
– Nic takiego nie obiecywałem.
– Benny, cholera jasna, tu chodzi o moje życie!
Mówiła poważnie, nie żartowała. Naprawdę obawiała się o swe życie, i to wystarczyło, żeby Ben przestał się upierać i zaczął jej pomagać.
– Ale policja mogłaby zapewnić ci ochronę – dodał jednak płaczliwie.
– Przed tymi ludźmi nikt mnie nie uchroni.
– Mówisz tak, jakby cię prześladowały złe moce.
– Żeby tylko!
Objęła go szybko i delikatnie pocałowała w usta. Dobrze czuła się w jego ramionach. A Benny był wyraźnie zdruzgotany myślą, że mogłoby jej zabraknąć.
– Jesteś cudowny, że chcesz przy mnie zostać – powiedziała. – Ale teraz jedź do domu. Pozwól, że sama to załatwię.
– Wiesz, że tego nie zrobię.
– No, to nie przeszkadzaj. A teraz chodźmy!
Odsunęła się od niego i zaczęła iść przez garaż w stronę drzwi prowadzących do domu.
Spod sufitu spadła mu na twarz kosmata ćma, jak gdyby to, co czuł do Rachael, emanowało jaśniejszym blaskiem niż światła lamp. Odegnał ją czym prędzej. Potem docisnął pokrywę bagażnika, pozwalając, by krew wewnątrz zakrzepła, a przykry odór jeszcze się nasilił.
Następnie podążył za Rachael.
Już przy drzwiach, które prowadziły przez pralnię na pokoje, kobieta zatrzymała się i spojrzała na coś, co leżało na podłodze. Gdy Ben podszedł, zobaczył, że jest to zwinięte w kącie ubranie, którego żadne z nich nie zauważyło, gdy wchodzili do garażu: workowate, jasnozielone bawełniane spodnie ze ściągaczem w pasie, takiego samego koloru obszerna koszulka z krótkimi rękawami i para lekkich butów z białego sztucznego tworzywa, na białych gumowych spodach i z białymi szerokimi sznurówkami.
Benny podniósł wzrok znad ubrania i spostrzegł, że twarz Rachael nie jest już blada niczym z wosku, lecz szara. Wyglądała jak pokryta warstwą popiołu.
Ben jeszcze raz spojrzał na pozostawione rzeczy. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że tak ubiera się personel medyczny, zwłaszcza lekarze na bloku operacyjnym. Kiedyś obowiązywał strój biały, ale obecnie przeważał jasny odcień zieleni. Nie nosili go wyłącznie lekarze – również większość pozostałego personelu szpitali wolała ten standard. Co więcej, Benny uświadomił sobie, że tak byli ubrani lekarze sądowi w kostnicy i ich asystenci.
Rachael ze świstem wciągnęła powietrze przez zaciśnięte zęby, wzdrygnęła się i weszła do domu.
Ben był niezdecydowany. Uważnie przyglądał się leżącemu w nieładzie ubraniu i butom, jakby zauroczony szpitalnymi barwami, jakby na wpół zahipnotyzowany ich bogatymi w możliwości interpretacyjne formami. Mózg wprost gotował mu się, serce dygotało, a w płucach brakowało powietrza, gdyż pojął, co oznacza obecność tu tego stroju.
A kiedy wreszcie przyszedł do siebie i dogonił Rachael, poczuł, że pot zalewa mu twarz.
Rachael, jadąc do siedziby Geneplan w Newport Beach, prowadziła zdecydowanie za szybko. Niewątpliwie świetnie opanowała umiejętność kierowania pojazdem, ale mimo to Ben cieszył się, że istniały pasy bezpieczeństwa. Jeździł z nią już wcześniej i wiedział, że prowadzenie samochodu stanowiło dla niej jedną z największych przyjemności. Prędkość ekscytowała ją, a zwrotność sportowego mercedesa wprawiała w zachwyt. Dzisiaj jednak zbytnio się spieszyła, by z jazdy czerpać jakąkolwiek przyjemność. Choć nie była lekkomyślna, to jednak w zakręty wchodziła na dużej prędkości, a pasy ruchu zmieniała tak gwałtownie, że trudno by ją posądzić o bojaźliwość.
– Czy jest coś, co nie pozwala ci skontaktować się z policją? – spytał. – Czy o to chodzi?
– Masz na myśli coś, czego mogłabym się bać z ich strony?
– A nie boisz się?
– Nie – odpowiedziała bez wahania, tonem, który wydawał się szczery.
– No, bo jeśli kiedyś zadałaś się z niewłaściwymi ludźmi, to nigdy nie jest za późno, żeby się wycofać.
– Ależ o czym ty mówisz?!
– W porządku, to właśnie chciałem usłyszeć.
Odbicie przyćmionego światła z deski rozdzielczej w samochodzie było dosyć silne, by ukazać jej twarz, ale zbyt słabe, by odsłonić jej napięcie i niezdrową szarość wywołaną strachem. Wyglądała więc teraz tak, jak ją Ben zawsze widział w wyobraźni, kiedy nie przebywali razem: zapierała dech w piersiach.
W innych warunkach byłaby to cudowna chwila, niczym z marzeń albo jednego z tych wspaniałych starych filmów. W końcu, cóż może być bardziej radosnego i podniecającego niż jazda eleganckim sportowym samochodem z reprezentacyjną kobietą? Nietrudno byłoby sobie teraz wyobrazić, że dążą w jakieś romantyczne miejsce, gdzie mogliby porzucić profilowane fotele i zamienić je na świeżą, chłodną pościel, a szybka jazda stanowiłaby preludium do pełnego namiętności aktu miłosnego.