Выбрать главу

– Ci mężczyźni z cadillaca, którzy nas ścigali i którzy sprzątnęli gliny…

– Są z Geneplan – powiedziała Rachael. Wciąż była pełna nerwowego podniecenia i znów zaczęła chodzić po pokoju. – Poznałam ten samochód. Należy do Ruperta Knowlsa. To właśnie Knowls finansował przedsięwzięcie. Był najważniejszym po Ericu udziałowcem.

– Taki bogaty człowiek ryzykuje swe dobre imię i wolność, strzelając do stróżów prawa?

– Tak. Wszystko po to, by zachować tajemnicę. Tak mi się przynajmniej wydaje. Zacznijmy od tego, że nie jest on szczególnie drobiazgowym człowiekiem, więc w takiej jak ta sytuacji nie przejmuje się już zupełnie niczym.

– W porządku. Tak więc wypracowali technikę pozwalającą przedłużać życie oraz niewiarygodnie szybko wracać do zdrowia. Co jeszcze?

Śliczna buzia Rachael była blada jak ściana. Nagle pociemniała, jakby padł na nią jakiś cień, chociaż żadnego cienia nie było.

– Jeszcze… zaczęli eksperymentować na zwierzętach, głównie na białych myszach.

Ben wyprostował się w fotelu i odstawił na bok puszkę dietetycznej coli. Z zachowania przyjaciółki wywnioskował, że zbliża się w swej opowieści do samego sedna.

Rachael umilkła na chwilę i sprawdziła, czy wychodzące na galeryjkę drzwi od pokoju są zamknięte na zasuwkę. Drzwi były zabezpieczone przed otwarciem od zewnątrz, ale mimo to – po chwili zastanowienia – wzięła stojące przy stole krzesło, ustawiła je na dwóch nogach i oparła o klamkę dla większego bezpieczeństwa.

Ben uznał jej poczynania za nadmiar ostrożności, ale widział, że znajduje się ona na krawędzi obłędu, i nie zareagował.

Rachael usiadła na brzegu łóżka.

– Wstrzykiwali myszom różne rzeczy. Pracowali na mysich genach zamiast na ludzkich. Przekształcali organizmy nieszczęsnych zwierząt w ten sam sposób, w jaki chcieli później zmieniać kod genetyczny człowieka, aby zapewnić mu długowieczność. No i te myszy, które przecież żyją krótko, zaczęły żyć coraz dłużej, nawet dwukrotnie dłużej niż normalne, i wcale nie padały. Potem żyły już trzy… cztery razy tyle co zwykłe i były wciąż młode. Niektóre z nich poddawano różnego rodzaju kontuzjom, nakłuciom, poparzeniom, zdzierano im naskórek, łamano kości, a one zdrowiały w oszałamiającym tempie. Niszczono im nerki, a gryzoniom nie było nic, wprost przeciwnie – rozkwitały. Regenerowały się płuca myszy zatruwanych toksycznymi gazami, oślepione zwierzęta odzyskiwały wzrok. A potem…

Głos jej się załamał. Spojrzała na umocnione drzwi, później na okno, spuściła głowę i zamknęła oczy. Ben czekał. Nie podnosząc powiek, Rachael odezwała się wreszcie:

– Zgodnie ze standardową procedurą zabili kilka myszy i odłożyli je na bok, by później wykonać sekcję i dokładne testy tkanek. Niektóre z nich zabito, wywołując embolię przez wstrzyknięcie powietrza, inne – robiąc im zastrzyki z formaldehydu. I nie było żadnych wątpliwości co do tego, że zwierzęta nie żyją. Ale wkrótce… te, których nie poddano jeszcze sekcji… zaczęły… wracać. W ciągu paru godzin. Leżały w kuwetach i nagle rozległy się piski i ciałkami myszy wstrząsnęły drgawki. Ich oczy były jeszcze kaprawe, a organizmy słabe, ale już… wracały do życia. Nie minęło wiele czasu, gdy stanęły na nogi, rozbiegły się bezładnie po swoich klatkach i jadły, absolutnie żywe… Nikt tego nie przewidział, absolutnie nikt. Och, pewnie że przed śmiercią myszy wykształciły niezwykle mocny układ odpornościowy, naprawdę zadziwiające zdolności samoregeneracji organizmu, a czas ich życia przedłużył się aż nazbyt widocznie, lecz… – Rachael uniosła głowę, otworzyła oczy i spojrzała na Bena. – Lecz kto by przypuszczał, że gdy raz przekroczy się linię śmierci… można ją przejść z powrotem?

Dłonie Bena zaczęły się trząść, a po plecach przeszedł mu zimny dreszcz. Zdał sobie sprawę, co te słowa naprawdę znaczą, i jaką wagę mają ostatnie wydarzenia.

– Tak – powiedziała Rachael, odgadując myśli i uczucia, które teraz kłębiły się w umyśle i sercu przyjaciela.

Ben przytłoczony był dziwną mieszaniną przerażenia, grozy i dzikiej radości: przerażenie wynikało z wyobrażenia sobie myszy lub człowieka powracających z krainy śmierci; grozę wywoływała myśl, że być może geniusz ludzkości zerwał dręczące nas kajdany śmiertelności; radość zaś spowodowana była perspektywą powstania społeczeństw na zawsze wolnych od groźby utraty najbliższych, pozbawionych odwiecznych obaw o zdrowie i życie.

Jakby czytając w jego myślach, Rachael rzekła:

– Może pewnego dnia… może już niedługo… odejdzie w niepamięć strach przed trumną. Ale jeszcze nie teraz. Jeszcze trochę. Ponieważ przełom wywołany projektem „Wildcard” nie jest całkowity… Myszy, które wracały do życia, były… dziwne.

– Dziwne?

Zamiast wyjaśniać szczegółowo ten niejednoznaczny wyraz, Rachael kontynuowała:

– Z początku badacze myśleli, że nietypowe zachowania myszy wynikają z jakiegoś uszkodzenia mózgu, może nawet nie tyle tkanki mózgowej, ile podstawowej chemii mózgu, którego nie można było naprawić nawet przy niebywałych zdolnościach samoregulujących. Ale to nie było to. Myszy nadal potrafiły przebiegać skomplikowane labirynty i powtarzać inne złożone sztuczki, których nauczono je przed śmiercią…

– Tak więc wspomnienia, wiedza, a może nawet osobowość w jakiś sposób przetrwały krótki okres niebytu między śmiercią a zmartwychwstaniem.

Rachael przytaknęła ruchem głowy.

– Co oznacza, że w ich mózgach nawet po śmierci utrzymuje się pewne niewielkie natężenie, wystarczające jednak do tego, by zachować nienaruszoną pamięć do chwili… zmartwychwstania. To tak jak z komputerem, gdy spadnie napięcie. Może on wówczas – dzięki słabemu dopływowi prądu z wewnętrznych baterii – nie wymazać ze swej pamięci wprowadzonego materiału.

Ben otrząsnął się z resztek senności.

– Dobra, a więc myszy potrafiły pokonywać labirynty, ale w ich zachowaniu było coś dziwnego. A dokładnie co? Co takiego?

– Czasami popadały w dezorientację. Dużo częściej zaraz po powrocie do życia niż po upływie pewnego czasu. Obijały się o pręty swych klatek lub goniły w kółko własne ogony. Ten rodzaj nienormalnego zachowania powoli ustępował. Ale pojawiały się inne, jeszcze bardziej przerażające reakcje… I te już nie ustępowały.

Na zewnątrz zapiszczały opony jakiegoś samochodu, który zatrzymał się na parkingu przed motelem. Rachael trwożnie rzuciła okiem na zabarykadowane drzwi. Spokojne pustynne powietrze przyniosło odgłosy otwierania i zatrzaskiwania drzwiczek auta. Ben napiął mięśnie i wyprostował się w fotelu jeszcze bardziej. Czyjeś kroki rozległy się echem w mroku nocy. Ktoś szedł w przeciwną stronę niż pokój Rachael i Bena. W innym skrzydle hotelowego kompleksu otwarły się i zamknęły drzwi innego pokoju.

Rachael opuściła ramiona z widoczną ulgą.

– Myszy są urodzonymi tchórzami, jak zapewne wiesz. Nigdy nie walczą ze swoimi wrogami. Nie mają ku temu możliwości fizycznych. Ich bronią jest unik, ucieczka, ukrycie się. One nawet między sobą nie walczą o dominację lub terytorium. Są potulne i bojaźliwe. Ale myszy, które wróciły do życia, wcale ich nie przypominały. Te walczyły ze sobą i zaatakowały zwierzęta, które nie zostały uśmiercone. Próbowały nawet gryźć badających je naukowców, choć mysz nie ma szansy, by zrobić człowiekowi krzywdę, i zwykle jest tego świadoma. Te zaś wpadły w szał, tłukły w drzwi klatek, rzucały się w powietrze, jakby walcząc z niewidzialnymi wrogami, czasami nawet drapały pazurkami jedna drugą. Niektóre z tych paroksyzmów trwały krócej niż minutę, ale większość z nich tak długo, aż gryzonie padały wreszcie ze zmęczenia.