Przez chwilę oboje milczeli. W pokoju zaległa głęboka, grobowa cisza. Wreszcie odezwał się Benny:
– Mimo tych dziwnych zachowań zwierząt doświadczalnych Eric ze swym zespołem badawczym musieli być zapewne strasznie podnieceni. O mój Boże, oni mieli nadzieję, że wydłużą czas życia, a tymczasem pokonali śmierć! Tak więc spieszno im było z rozwinięciem podobnych metod manipulacji genetycznej na istotach ludzkich.
– Tak.
– Mimo nie wyjaśnionych skłonności myszy do nagłego popadania w szał i ekstazę.
– Tak.
– Zakładali, że taki problem nigdy nie pojawi się u człowieka… lub że będzie go można w toku prac wyeliminować.
– Tak.
– Prace posuwały się… powoli – kontynuował Ben. – Dla Erica stanowczo zbyt wolno. Dążąc do pozostania wiecznie młodym, opętany wprost tą ideą, panicznie bojący się śmierci, zdecydował, że nie będą czekać na sprawdzone i bezpieczne metody.
– Tak.
– To właśnie miałaś na myśli, gdy w biurze Erica spytałaś Vincenta Baresco, czy twój mąż złamał główną zasadę? A dla genetyka lub innego specjalisty w dziedzinie nauk biologicznych złamanie głównej zasady polega na… No właśnie, na czym? Na eksperymentowaniu na istotach ludzkich bez uprzedniego wypróbowania wszystkich ryzykownych i niebezpiecznych metod na zwierzętach doświadczalnych, bez wcześniejszego wyjaśnienia wszelkich wątpliwości.
– Dokładnie na tym – przyznała Rachael. Splotła ręce na kolanach, by powstrzymać ich drżenie, ale dłonie wciąż uderzały jedna o drugą. – Ale Vincent nie wiedział, że Eric ją złamał, choć ja wiedziałam. To musiał być dla nich niemały szok, gdy dowiedzieli się, że zniknęły zwłoki Erica. Wtedy dopiero zrozumieli, iż zrobił coś najbardziej szalonego, lekkomyślnego, trudnego do wybaczenia.
– I co teraz? – spytał Ben. – Czy chcą mu pomóc?
– Nie. Oni chcą go zabić. Chcą, żeby znów był martwy.
– Dlaczego?
– Ponieważ on nie wróci do siebie w pełni, nigdy nie będzie tym, kim był przedtem. Nie wszystko przecież zostało dopracowane.
– Czyli Eric zrobił z siebie zwierzę doświadczalne?
– Prawdopodobnie tak. Dziwne, brutalne i niebezpieczne zwierzę doświadczalne.
Ben miał w pamięci bezsensowne zniszczenia, których dokonano w Villa Park, oraz ślady krwi w bagażniku forda.
– Pamiętaj – powiedziała Rachael – że Eric przez całe życie był bezwzględny i z trudem hamował gwałtowne wybuchy gniewu. Myszy, w przeciwieństwie do niego, początkowo zachowywały się spokojnie. Jaki może być Eric teraz? Przypomnij sobie, co zrobił z Sarah Kiel.
Ben pamiętał nie tylko skatowaną dziewczynę, ale i zdemolowaną kuchnię w Palm Springs, i wbite w ścianę noże.
– Zabójstwa dokonywane przez Erica w ataku szału – ciągnęła Rachael – mogą przekonać policję, że on jednak żyje, i wtedy wyjdzie na jaw sprawa „Wildcard”. Dlatego wspólnicy Erica chcą go zlikwidować ostatecznie, żeby nie mógł się już zregenerować i powrócić jeszcze raz do życia. Nie zdziwiłabym się, gdyby porąbali jego ciało na kawałki, spalili na popiół, a szczątki rozrzucili w różnych, oddalonych od siebie, miejscach.
O Boże, pomyślał Ben, czy to wszystko prawda, czy scenariusz dreszczowca?
– Ciebie też chcą zabić, bo wiesz o „Wildcard”? – spytał.
– Tak. Ale nie jest to jedyny powód. Istnieją jeszcze co najmniej dwa inne motywy, dla których chcieliby mnie dostać w swoje ręce. Po pierwsze, są chyba przekonani, że wiem, gdzie Eric mógł się zamelinować.
– Ale ty tego nie wiesz?
– Tylko przypuszczam. Sarah Kiel też podsunęła mi pewną ewentualność. Nie mam jednak pewności.
– A jaki jest trzeci motyw?
– Przede wszystkim ja dziedziczę Geneplan – odparła. – A oni nie wierzą, że będę dawała dość pieniędzy na „Wildcard”. Usuwając mnie, zyskają znacznie większą szansę na kontrolowanie korporacji i utrzymanie projektu w tajemnicy. Gdyby udało mi się przed nimi dostać do sejfu Erica, gdybym miała teraz w rękach notatki mego męża, byłby to niezbity dowód na istnienie projektu „Wildcard”. Wtedy nie ważyliby się zrobić mi krzywdy. Ale bez takiego dowodu nie jestem bezpieczna.
Benny wstał i zaczął bezgłośnie przechadzać się po pokoju, w jego umyśle wrzało.
Gdzieś pośród nocy, niezbyt daleko od motelu, długo i żałośnie, a może namiętnie, zamiauczał kot. Jego przeciągła skarga wznosiła się i opadała – wzbudzała grozę.
Wreszcie Ben odezwał się:
– Rachael, dlaczego gonisz Erica? Skąd u ciebie to pragnienie, by dotrzeć do niego, zanim złapią go tamci? Co zrobisz, gdy go już dopadniemy?
– Zabiję go – odparła bez wahania, a ponury wyraz jej zielonych oczu uzupełniony został typową dla niej determinacją w głosie i żelazną stanowczością. – Zabiję go raz na zawsze. Bo jeśli go nie zabiję, on ukryje się i będzie czekał, aż dojdzie do siebie, aż odzyska kontrolę nad sobą. Wtedy zacznie polować na mnie. W chwili śmierci był na mnie wściekły. Zżerała go tak wielka nienawiść, że wypadł na ulicę, nie widząc nadjeżdżającej ciężarówki. Jestem przekonana, że ta nienawiść powróciła mu wraz ze świadomością. Zapewne jestem największą obsesją jego szalonego i pomieszanego umysłu. Sądzę, że nie spocznie, dopóki mnie nie zabije. Lub też dopóki sam nie umrze, tym razem na dobre.
Ben wiedział, że Rachael ma rację. Bardzo się o nią bał. Tęsknota za przeszłością była w nim teraz tak silna jak jeszcze nigdy dotąd. Marzyły mu się mniej skomplikowane czasy. Współczesny świat stawał już na głowie! W nocy ulicami miast rządzili przestępcy. Cała planeta mogła zostać doszczętnie zniszczona w ciągu godziny, gdyby naciśnięto kilka guzików. A teraz jeszcze… doszło do reanimacji nieboszczyków. Ben chciałby wsiąść do wehikułu czasu i przenieść się w lepsze czasy, powiedzmy w lata dwudzieste, kiedy to wciąż było żywe poczucie cudu, kiedy wielka wiara w ludzkie możliwości była niczym nie skażona.
Jednakże… pamiętał radość, jaką wzbudziła w nim Rachael opowieścią o pokonaniu śmierci. Dopiero później zelektryzowała go informacją, że „powracający zza grobu” zmieniają się nie do poznania. Ale trudno oprzeć się prostym prawdom. Benny mógł patrzeć w przeszłość i pragnąć jej całą sentymentalną stroną swej natury, ale jednocześnie był, jak inni jego rówieśnicy, mocno zafascynowany nauką i możliwościami kreowania przez nią świetlanej przyszłości. Może zatem nie był aż tak bardzo nie przystosowany do życia we współczesnym świecie, jak wszystkim wmawiał? Może to doświadczenie uczyło go czegoś o sobie, czego wolałby nie poznawać?
– Czy naprawdę mogłabyś wypalić do niego z pistoletu? – spytał.
– Tak.
– Nie jestem tego taki pewny. Myślę, że ogarnąłby cię paraliż, gdybyś pomyślała o moralnym aspekcie zabicia człowieka.
– To nie byłoby zabicie człowieka. On już nie jest istotą ludzką. On jest trupem. Żywym trupem. Chodzącym trupem. On już nie jest człowiekiem. Jest inny. Zmienił się. Tak jak tamte myszy. On jest teraz przedmiotem, niebezpiecznym przedmiotem. Nie miałabym żadnych wyrzutów sumienia z powodu rozwalenia mu kulą czaszki. Gdyby kiedyś wyszło na jaw, że to ja zrobiłam, nawet nie sądziliby mnie. Nie widzę też żadnych problemów, które mogłyby wywołać w mojej świadomości próbę samooceny moralnej.
– Zapewne dużo o tym myślałaś – powiedział Benny. – Ale dlaczego nie ukryjesz się gdzieś, nie przyczaisz do czasu, aż ci faceci sami go znajdą i zlikwidują za ciebie?
Potrząsnęła głową.