Выбрать главу

Jeszcze z samochodu zadzwoniłam do knajpki w Caspien i rozmawiałam z Milly. Dowiedziałam się, że do wypadku doszło około szóstej rano, w parku, niedaleko domu lekarza.

– Z tego, co słyszałam – powiedziała kelnerka – to według policji sprawca był pijany albo i coś jeszcze gorszego. Bardzo daleko zjechał z szosy. Straszne, prawda? Niech pani się pomodli za doktora.

Pomodlę się, na pewno.

W domu przebrałam się w wygodny miękki sweter i spodnie od dresu, na nogi wsunęłam klapki. O piątej nalałam sobie kieliszek wina, wyciągnęłam do niego trochę sera i krakersy, a potem rozsiadłam się w fotelu, oparłam nogi na podnóżku i pogrążyłam się w rozmyślaniach.

Widok Maggie, której pozostało tylko kilka miesięcy życia, obudził we mnie ciągle żywe wspomnienie Patricka. Zastanawiałam się, co byłoby gorsze: mieć Patricka przez cztery lata, a potem go stracić? Czy stracić go po kilku dniach zaledwie, zanim stał się centrum mojego życia, źrenicą oka, tak jak Maggie dla Rhody i Marty’ego Bikorskych? Gdyby, gdyby, gdyby… Gdyby chromosomy, które uformowały serce Patricka, były wolne od skaz… Gdyby tę jedną jedyną komórkę rakową, która zaatakowała mózg Maggie, można było zniszczyć…

Oczywiście takie gdybanie nie ma najmniejszego sensu, ponieważ nic nie zmienia. Patrick skończyłby teraz dziesięć lat. Widzę go oczami wyobraźni, znam go sercem, wiem doskonale, jak by wyglądał, gdyby żył. Miałby ciemne włosy, to jasne. Greg, jego ojciec, ma ciemne włosy. Byłby wysoki jak na swój wiek. Greg jest wysoki, a sądząc po moich rodzicach i dziadkach, na mój wzrost wpłynęły jakieś geny recesywne. Miałby niebieskie oczy. Ja mam niebieskie, Greg też patrzy na świat przyćmionym błękitem. Wolę sądzić, że z rysów twarzy Patrick przypominałby bardziej mnie niż Grega, bo jestem podobna do ojca, a on był nie tylko dobrym, przemiłym człowiekiem, ale też jednym z najprzystojniejszych mężczyzn, jacy chodzili po tej ziemi.

Zabawne. Moje dziecko, które żyło tylko kilka dni, jest dla mnie po dziesięciu latach ciągle rzeczywiste i prawdziwe jak żywe, podczas gdy Greg, z którym przez rok chodziłam do college’u i który przez rok był moim mężem, zatarł mi się w pamięci jak nieistotny fakt. Jeżeli już w ogóle o nim myślę, to jedynie wówczas, kiedy się zastanawiam, jak mogłam być tak głupia, żeby nie zauważyć, że zawsze był pozerem. Znacie ten stary plakat: „On nie jest dla mnie ciężarem, to mój brat”? A może by tak: „On nie jest dla mnie ciężarem, to mój syn”. Śliczne maleństwo, ważące zaledwie dwa kilogramy i trzysta pięćdziesiąt gramów, ale jego chore serce okazało się dla ojca zbyt wielkim ciężarem.

Mam nadzieję, że zyskam kiedyś drugą szansę. Chciałabym założyć rodzinę. Powtarzam sobie, żebym następnym razem miała oczy szeroko otwarte i nie popełniła po raz drugi tego samego błędu. To moja wada, fakt. Za szybko oceniam ludzi. Instynktownie polubiłam Marty’ego Bikorsky’ego. Było mi go żal. Dlatego pojechałam się z nim zobaczyć. I wierzę, że nie podłożył ognia.

Moje myśli podryfowały w stronę Nicholasa Spencera. Poznałam go dwa lata temu i od razu instynktownie polubiłam. Mało tego: uwielbiałam go. Teraz widzę jedynie czubek góry lodowej, maleńki fragment ludzkiego nieszczęścia, które spowodował. Nie tylko odebrał ludziom poczucie finansowego bezpieczeństwa, ale, co gorsza, nadzieję, że jego szczepionka wyleczy z raka ich umierających ukochanych.

Chyba że sytuacja wygląda zupełnie inaczej.

Mężczyzna o brązowych włosach z rudym połyskiem, ten który zabrał dokumentację doktora Spencera, mógłby być elementem innej wersji. Na pewno. Czy możliwe, że doktor Broderick padł ofiarą ataku, ponieważ zdołałby go rozpoznać?

Jakiś czas później wyszłam z domu. Wybrałam się do Village, tam zjadłam linguini z sosem z krewetek, do tego zieloną sałatę, a wszystko popiłam bezpretensjonalną małą czarną. Pomogło mi to na ból głowy, który właśnie zaczął mi grozić, ale niestety nic nie dało, jeśli chodzi o ściśnięte serce. Przytłaczała mnie świadomość, że doktor Broderick może zapłacić życiem za moją wizytę.

Mimo wszystko udało mi się zasnąć.

Obudziłam się w lepszej formie. Uwielbiam niedzielne poranki, czytanie gazet w łóżku, nad filiżanką kawy. W końcu jednak włączyłam radio, żeby posłuchać serwisu informacyjnego o dziewiątej. Z samego rana jakieś dzieciaki z Portoryko, łowiące ryby z łodzi niedaleko miejsca, gdzie rozbił się samolot Nicholasa Spencera, wyciągnęły z wody nadpalony i poplamiony krwią kawałek niebieskiej sportowej koszuli. Spiker podał, że zaginiony finansista, Nicholas Spencer, podejrzewany o sprzeniewierzenie milionów dolarów swojej medycznej firmy badawczej, wylatując z lotniska Westchester County, miał na sobie właśnie niebieską sportową koszulę. Znaleziona przez dzieci szmatka zostanie poddana testom i będzie porównana z podobnymi koszulami od Paula Stuarta z Madison Avenue, gdzie Spencer zazwyczaj kupował ubrania. Zespół nurków podejmie poszukiwania ciała, koncentrując się na wspomnianej okolicy.

Zadzwoniłam do apartamentu Lynn i od razu się zorientowałam, że ją obudziłam. Głos miała zaspany, nawet zły, ale szybko zmieniła ton, gdy zdała sobie sprawę, kto dzwoni. Przekazałam jej wiadomości z radia, a ona długi czas milczała.

– Carley – szepnęła wreszcie – byłam zupełnie pewna, że znajdą go żywego, że to wszystko tylko koszmarny sen, z którego obudzę się znowu przy nim…

– Jesteś sama? – spytałam.

– Oczywiście – odparła z oburzeniem. – Za kogo ty mnie…?

– Lynn – przerwałam jej – chodziło mi o to, czy jest z tobą gospodyni albo ktoś inny, kto ci pomaga, póki nie wyzdrowiejesz. – Teraz to ja odezwałam się ostrym tonem. Dlaczego, na litość boską, miałabym insynuować, że ma jakiegoś faceta?

– Och, Carley, wybacz – zreflektowała się szybko. – Moja gospodyni ma zwykle wolne w niedziele, ale dzisiaj przyjdzie, tylko trochę później.

– Przyjechać do ciebie?

– Przyjedź.

Umówiłyśmy się, że będę około jedenastej.

Właśnie wychodziłam z domu, kiedy zadzwonił Casey.

– Znasz najnowsze wieści na temat Spencera?

– Tak.

– Chyba raczej skończą się domysły, że malwersant żyje.

– Chyba tak. – W myślach zobaczyłam twarz Nicholasa Spencera. Nie wiedzieć czemu, aż dotąd oczekiwałam, że ten człowiek pojawi się znienacka i wszystko naprawi. Że cała ta skandaliczna historia okaże się straszną pomyłką. – Właśnie jadę do Lynn.

– Ja też stoję w drzwiach. Nie będę cię zatrzymywał. Pogadamy później.

* * *

Przypuszczam, że w głowie ciągle miałam obraz wyciszonej, smutnej Lynn, natomiast zobaczyłam coś całkiem innego. Gdy dotarłam na miejsce, zastałam w salonie, oprócz mojej przyszywanej siostry, Charlesa Wallingforda oraz jeszcze dwóch mężczyzn, którzy okazali się prawnikami Gen-stone.

Lynn była ubrana w prześlicznie skrojone beżowe spodnie oraz pastelową bluzkę z jakimś nadrukiem. Blond włosy sczesała z twarzy. Makijaż miała lekki, ale było to prawdziwe dzieło sztuki. Po grubych bandażach na rękach zostały tylko pojedyncze szerokie opatrunki z gazy, przyklejone do dłoni plastrami. Na nogach miała przezroczyste klapki ze specjalną wyściółką chroniącą poparzone stopy.

Niezgrabnie pocałowałam ją w policzek. Wallingford przywitał mnie lodowato, a obaj prawnicy, konserwatywnie ubrani i wyglądający bardzo poważnie, uprzejmie mnie wysłuchali, gdy się przedstawiłam.