– Usiądźmy może – zaproponowałam i w tej samej chwili poczułam się jak idiotka. W końcu to jednak ja tu byłam gościem.
Nakłoniłam ich do mówienia o Nicholasie i Janet Spencerach bez najmniejszego wysiłku.
– Byli tacy szczęśliwi – opowiadała Rosa Gomez, a twarz jej się rozchmurzyła na wspomnienie dawnych dni. – A kiedy urodził im się Jack, to pomyślałaby pani, że nie ma innego dziecka na całym świecie. Biedny chłopaczek, stracił oboje rodziców. Byli wspaniałymi ludźmi.
Łzy zalśniły jej w oczach. Niecierpliwie otarła je wierzchem dłoni. Dowiedziałam się, że Spencerowie kupili dom kilka miesięcy po ślubie, a zaraz potem zatrudnili Gomezów.
– Wtedy mieszkaliśmy w głównym domu – ciągnęła Rosa. – Jest tam bardzo miłe mieszkanko przy kuchni. Ale kiedy pan Spencer ożenił się po raz drugi, pani siostra…
Przybrana!!!
Chciałam to wrzasnąć na całe gardło.
– Muszę pani przerwać – odezwałam się zamiast tego całkiem spokojnie. – Powinnam wyjaśnić, że pani Spencer i ja nie jesteśmy rodzonymi siostrami. Jej ojciec i moja mama pobrali się dwa lata temu. Wprawdzie jesteśmy przybranymi siostrami, ale nie łączą nas żadne bliskie więzi. Przyszłam do państwa jako dziennikarka, a nie krewna pani domu.
Tyle jeśli chodzi o działanie w imieniu i na korzyść Lynn. Musiałam usłyszeć od tych ludzi prawdę, a nie grzeczne, starannie wyważone słowa. Manuel Gomez spojrzał na żonę i przeniósł wzrok na mnie.
– Pani Lynn Spencer nie chciała nas w tamtym domu. Wolała, jak wielu innych pracodawców, żeby służba mieszkała osobno. Przekonała pana Spencera, że pięć pokoi gościnnych w dużym domu to więcej niż dość dla wszelkich gości, jakich chcieliby zapraszać. Pan nie miał nic przeciwko temu, abyśmy się przeprowadzili do tego domku, a my byliśmy zachwyceni, że możemy zamieszkać w takim pięknym miejscu. Jack mieszkał, oczywiście, z rodzicami.
– Czy Nicholas Spencer był blisko związany z synem? – spytałam.
– Bardzo – odparł Manuel stanowczo. – Ale dużo podróżował, a nie chciał zostawiać Jacka pod opieką niani.
– A kiedy ożenił się po raz drugi, Jack nie chciał mieszkać w domu razem z panią Lynn Spencer – stwierdziła Rosa bez ogródek. – Powiedział mi kiedyś, że ona go nie lubi.
– Naprawdę?
– Naprawdę. Proszę pamiętać, że znaliśmy go od urodzenia. Dobrze mu było z nami. Traktował nas jak rodzinę. A w ojcu… – Uśmiechnęła się do wspomnień i pokręciła głową. – W ojcu miał najlepszego przyjaciela. Jaka to straszna tragedia dla tego dziecka. Najpierw matka, teraz ojciec… Rozmawiałam niedawno z babcią Jacka… Mówi, że chłopiec nie wierzy w śmierć ojca.
– Dlaczego? – spytałam szybko.
– Pan Nicholas był doskonałym pilotem, latał już w college’u. Jack uchwycił się nadziei, że ojciec jakoś wydostał się z samolotu przed katastrofą.
Proroctwo niewiniątka?
Dłuższą chwilę słuchałam, jak Manuel i Rosa jedno przez drugie opowiadali anegdoty o dawnych latach spędzonych z Nickiem i Janet oraz Jackiem, aż wreszcie przeszłam do pytań, które musiałam zadać.
– Dostałam list elektroniczny od kogoś, kto twierdzi, że na chwilę przed wybuchem pożaru z domu wyszedł jakiś mężczyzna. Czy któreś z państwa coś o tym wie?
Oboje wyglądali na wstrząśniętych.
– My nie mamy poczty elektronicznej – odrzekł Manuel. – A gdybyśmy zobaczyli kogoś przed wybuchem pożaru, na pewno powiedzielibyśmy o tym policji. Sądzi pani, że list wysłał podpalacz?
– Możliwe – przytaknęłam. – Różni wariaci chodzą po świecie. Nie wiem natomiast, dlaczego ten list został wysłany do mnie, a nie do policji.
– Czuję się winny, że nie pomyśleliśmy o sprawdzeniu garażu – przyznał się cicho Manuel. – Zazwyczaj pani Spencer nie wracała do domu w środku nocy, czasami się to jednak zdarzało.
– Jak często Spencerowie tutaj bywali? – zapytałam. – Co weekend, w tygodniu czy nieregularnie?
– Pierwsza pani Spencer uwielbiała ten dom. Państwo przyjeżdżali tu co weekend, a pani często zostawała na tydzień czy dwa, jeśli pan Spencer był w podróży. Natomiast pani Lynn Spencer zamierzała sprzedać i ten dom, i nowojorski apartament. Powiedziała panu Spencerowi, że chce zacząć wszystko od początku, a nie mieszkać w miejscu urządzonym według gustu innej kobiety. Nawet się o to pokłócili.
– Roso, nie powinnaś plotkować – ostrzegł żonę Manuel.
Wzruszyła ramionami.
– Mówię samą prawdę. Dom jej się nie podobał. Pan Spencer poprosił, żeby zaczekała na zatwierdzenie szczepionki przez Instytut Żywności i Leków, zanim zaangażuje się w jakieś projekty budowlane. Ostatnio pojawiły się kłopoty ze szczepionką i pan chodził bardzo zmartwiony. Dużo podróżował. Kiedy wracał do domu, często od razu jechał do Greenwich, żeby być z Jackiem.
– O ile wiem, Jack mieszka z dziadkami. Czy przyjeżdżał tutaj na weekendy, jeśli Nicholas Spencer był w domu?
– O, nieczęsto. Zawsze robił się bardzo cichy przy nowej pani Spencer. Ona nie potrafi postępować z dziećmi. Jack stracił matkę, kiedy miał pięć lat. Pani Lynn Spencer przypominają z wyglądu, ale oczywiście nią nie jest. Przez to jest mu trudniej. Myślę, że to podobieństwo go denerwuje.
– Czy powiedzieliby państwo, że Lynn i pan Spencer byli sobie bardzo oddani? – Wiedziałam, że zaczynam być, delikatnie mówiąc, niedyskretna, ale musiałam zyskać pojęcie o ich układach.
– Cztery lata temu, jak tylko się pobrali… to tak – przyznała Rosa. – Przynajmniej jakiś czas. Ale zdaje mi się, że to nie trwało długo. Ona często przyjeżdżała tutaj ze swoimi gośćmi, kiedy pan był w podróży albo w Greenwich, z Jackiem.
– Powiedziała pani, że pani Spencer nie miała w zwyczaju przyjeżdżać tu późną nocą, ale czasami się to zdarzało. Czy wtedy najpierw do państwa dzwoniła?
– Czasami rzeczywiście dzwoniła wcześniej i uprzedzała, żeby przygotować jej jakieś przekąski albo kolację na zimno. Bywało też, że rano dostawaliśmy telefon już z głównego budynku, dowiadywaliśmy się, że pani jest i o której sobie życzy śniadanie. Normalnie i tak szliśmy tam około dziewiątej i zaczynaliśmy sprzątanie. O taki duży dom trzeba dbać stale, wszystko jedno, czy ktoś w nim akurat przebywa, czy nie.
Najwyższy czas się zbierać. Czułam, że Manuel i Rosa Gomez nie chcą przedłużać bolesnego rozstania z domem. A przecież tak niewiele dowiedziałam się o życiu mieszkających tu ludzi.
– Nie zauważyłam na terenie posiadłości żadnych kamer – rzuciłam na koniec.
– Przedtem państwo mieli labradora, dobry był z niego stróż – wyjaśnił Manuel. – Teraz Shep mieszka razem z Jackiem w Greenwich, bo pani Lynn Spencer nie życzyła sobie psa. Mówiła, że jest uczulona.
Bez sensu. Przecież w mieszkaniu jej ojca w Boca Raton widziałam mnóstwo zdjęć coraz doroślejszej Lynn z najróżniejszymi psami i końmi.
– Gdzie trzymano tego psa? – spytałam.
– Właściwie zawsze był w ogrodzie, chyba że czasem zdarzyła się wyjątkowo zimna noc.
– Szczekał na obcych?
Uśmiechnęli się oboje.
– O, tak – powiedział Manuel. – Pani Spencer narzekała, że Shep jest strasznie hałaśliwy.
Strasznie hałaśliwy, bo obwieszczał wszystkim o jej późnych powrotach, czy dlatego, że alarmował, gdy pojawiali się inni nocni goście? Wstałam.
– Bardzo dziękuję, że poświęcili mi państwo tyle czasu. Żałuję, że sprawy ułożyły się tak fatalnie.
– Ja się modlę – oznajmiła Rosa. – Modlę się, żeby Jack miał rację i żeby pan Spencer przeżył. Modlę się też, żeby ta szczepionka w końcu się udała i żeby się skończyły wszystkie kłopoty z pieniędzmi. – W oczach kobiety znowu pojawiły się łzy i potoczyły po policzkach. – I modlę się o cud. Matka Jacka już nie wróci, ale modlę się, żeby pan Spencer zszedł się z tą śliczną kobietą, która u niego pracuje.