– Ktoś w jego firmie odwala krecią robotę – stwierdził Ken. – Minął miesiąc z niedużym okładem i zdarzyła się katastrofa lotnicza. – Włożył okulary na nos, widomy znak, że dąży do podsumowania. – A teraz widziano go w Szwajcarii. W dodatku jego przyjaciółeczka zniknęła.
– I niezależnie od tego, jak przedstawisz sprawę, nadal brakuje paru milionów dolarów – dorzucił Don.
– Carley, mówiłaś, że widziałaś się z żoną doktora Brodericka. Wyciągnęłaś od niej jakieś informacje? – spytał Ken.
– Rozmawiałyśmy zaledwie chwilę. Wiedziała, że byłam u jej męża w zeszłym tygodniu, i chyba usłyszała od niego pochlebną opinię na mój temat. Obiecała znaleźć dla mnie czas, jak tylko jej mężowi się poprawi. Do tej pory pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, że doktor Broderick będzie mógł powiedzieć nam coś w końcu na temat tamtego krytycznego dnia.
– Wypadek samochodowy Brodericka, katastrofa lotnicza, skradzione zapiski lekarza, zaginione wyniki badania rezonansem magnetycznym, podpalony dom, zniknięcie sekretarki, oszukana szczepionka na raka, a z drugiej strony – lek, który być może trzynaście lat temu wyleczył dziecko ze stwardnienia rozsianego – wyliczał Don, wstając. – I pomyśleć, że to wszystko zaczęło się od przekrętu finansowego.
– Jedno mogę stwierdzić z całą pewnością – odezwał się Ken. – Jeszcze się nie zdarzyło, żeby zastrzyk z jakiegoś przestarzałego leku wyleczył chorego ze stwardnieniem rozsianym.
Zadzwoniła moja komórka, odebrałam pośpiesznie. Lynn. Ponieważ dowiedziała się, że Nicka widziano w Szwajcarii, a z drugiej strony dotarły do niej szokujące wieści o romansie męża z asystentką, prosiła mnie o pomoc w przygotowaniu oświadczenia dla mediów. Zarówno Charles Wallingford, jak i Adrian Garner nalegali, by zrobiła to możliwie najszybciej.
– Carley, nawet gdyby informacje o Nicku w Szwajcarii okazały się nieprawdziwe, to fakt, że miał romans ze swoją asystentką, skutecznie uchroni mnie przed podejrzeniami o współudział w kradzieży. Ludzie będą mnie teraz postrzegali jako pokrzywdzoną żonę, a przecież tego właśnie chcemy, prawda?
– Chcemy poznać prawdę, Lynn – odparłam, a potem, choć niechętnie, to jednak zgodziłam się zjeść z nią lunch w „The Four Seasons”.
29
W „The Four Seasons” było, jak zwykle o trzynastej, dość tłoczno, ponieważ jest to ulubiona pora jedzenia lunchu co najmniej połowy wszystkich tych, którzy w ogóle jadają lunch. Zauważyłam wiele znanych twarzy: osób, które widuje się w „Timesie” w części „Style” oraz na stronach poświęconych biznesowi i polityce.
Przy wejściu gości witali współwłaściciele: Julian oraz Alex. Zapytałam o stolik pani Spencer, na co usłyszałam:
– Ach, tak, oczywiście. Rezerwacja była na pana Garnera. Wszyscy już są. Czekają w sali basenowej.
Aha. Czyli nie będzie to siostrzana sesja w formie burzy mózgów pod tytułem: „Jak ratować nadwątloną reputację”.
Poprowadzono mnie marmurowym korytarzem do właściwej sali. Ciekawe, dlaczego Lynn nie powiedziała mi o Wallingfordzie i Garnerze. Czyżby się obawiała, że jej odmówię? Nic z tego, droga Lynn. Bardzo chętnie przyjrzę się im z bliska, zwłaszcza Wallingfordowi. Ale też powściągnę dziennikarskie zapędy. Zamierzałam zamienić się w słuch i zapomnieć języka w gębie.
Sala basenowa wzięła swoją nazwę od sporego kwadratowego basenu na środku pomieszczenia, wdzięcznie okolonego drzewami symbolizującymi jedną z pór roku. Aktualnie wiosnę przedstawiały długie smukłe jabłonie z gałęziami ciężkimi od kwiecia. Wnętrze urocze, naprawdę prześliczne. Gotowa byłam iść o zakład, że przypieczętowano tutaj uściskiem dłoni równie wiele decydujących ustaleń, co w gabinetach zarządów.
Eskorta przekazała mnie w ręce pierwszego kelnera, a ten powiódł do odpowiedniego stolika.
Nawet z daleka widać było wyraźnie, że Lynn wygląda prześlicznie. Ubrana była w czarny kostium z białym lnianym kołnierzem oraz mankietami. Nie widziałam jej stóp, ale z dłoni zniknęły bandaże. W niedzielę nie miała na sobie żadnej biżuterii, teraz natomiast na jej serdecznym palcu błyszczała szeroka złota obrączka. Ludzie przechodzący do swoich stolików zatrzymywali się i pozdrawiali ją serdecznie.
Nie wiem, czy to ona świetnie grała, czy też ja byłam klinicznym przypadkiem braku ciepłych siostrzanych uczuć, ale kiedy zobaczyłam, jak dzielnie się uśmiecha i po dziewczęcemu kręci głową, gdy pewien broker, wysoko postawiony w hierarchii firmy, sięgnął po jej dłoń, pogarda mało mi nie wypłynęła uszami.
– Ciągle jeszcze boli – wyjaśniła Lynn czarującym tonem.
Akurat w tym samym momencie kelner odsunął dla mnie krzesło. Bardzo byłam zadowolona, że moja przyszywana siostra patrzyła akurat w przeciwną stronę. Uwolniło mnie to od konieczności odprawienia rytuału całowania powietrza przy jej policzkach.
Adrian Garner i Charles Wallingford zdobyli się na zwyczajową próbę odsunięcia krzeseł od stołu i powstania na moje powitanie. Oszczędziłam im wysiłku, protestując zgodnie z oczekiwaniami, więc usiedliśmy wszyscy jednocześnie.
Muszę przyznać, że obaj panowie robili wrażenie. Wallingford był bezsprzecznie przystojnym mężczyzną o subtelnych rysach twarzy, świadczących o łączeniu się wielu pokoleń błękitnej krwi. Orli nos, lodowato niebieskie oczy, ciemnobrązowe włosy siwiejące na skroniach, doskonale utrzymane ciało i piękne dłonie. Esencja patrycjusza. Jego ciemnoszary garnitur w niemal niedostrzegalne cieniuteńkie prążki pochodził, moim zdaniem, od Armaniego. Obrazu dopełniał stonowany czerwony krawat w szare wzory, wyeksponowany na śnieżnobiałej koszuli. Zauważyłam, iż niektóre kobiety, mijając nasz stolik, obrzucały prezesa Gen-stone bardzo przychylnymi spojrzeniami.
Adrian Garner był pewnie z grubsza w tym samym wieku co Wallingford, ale na tym kończyło się wszelkie podobieństwo. Był raczej niższy, a zgodnie z tym, co zauważyłam w niedzielę, ani w jego ciele, ani w twarzy nikt by się nie doszukał owej subtelności tak oczywistej i jawnej u tamtego. Cerę miał rumianą, jak gdyby wiele czasu spędzał na świeżym powietrzu. Dzisiaj jego głęboko osadzone brązowe oczy spoglądające zza okularów patrzyły wyjątkowo przenikliwie. Gdy zwracał wzrok na mnie, odnosiłam wrażenie, że czyta mi w myślach. Otaczała go wszakże aura władzy, pomimo pospolitej sportowej marynarki w kolorze złotego brązu, połączonej z brązowymi ciemnymi spodniami, które także wyglądały, jakby zostały zamówione w katalogu wysyłkowym.
Obaj z Wallingfordem pili szampana, a na moje przyzwalające skinienie kelner napełnił także mój kieliszek. Wtedy zobaczyłam, jak Garner rzucił poirytowane spojrzenie w stronę Lynn, która ciągle jeszcze rozmawiała z facetem z firmy maklerskiej. Chyba poczuła jego wzrok na sobie, bo szybko skończyła rozmowę, odwróciła się do nas i odegrała radość na mój widok.
– Carley, ogromnie się cieszę, że zgodziłaś się przyjść, chociaż tak późno cię zaprosiłam. Na pewno rozumiesz, co się ze mną dzieje!
– Rzeczywiście.
– Popatrz, jak się szczęśliwie złożyło, że Adrian namówił mnie do zmiany treści poprzedniego oświadczenia dla mediów, pamiętasz, w niedzielę, kiedy sądziliśmy, że znaleziono skrawek koszuli Nicka. A teraz słyszę, że Nick jest w Szwajcarii! Na dodatek jego asystentka zniknęła… Doprawdy, sama już nie wiem, co mam o tym wszystkim myśleć.
– Ale tego akurat nie powiesz – stwierdził Wallingford stanowczo. Przeniósł spojrzenie na mnie. – Wszystko, co pani teraz powiem, jest poufne – oświadczył. – Postanowiliśmy na własną rękę przeprowadzić dochodzenie w firmie. Dla znacznej liczby pracowników nie ulega wątpliwości fakt, iż Nicholas Spencer i Vivian Powers byli sobie… bardzo bliscy. Pozostała w pracy przez kilka ostatnich tygodni, ponieważ chciała śledzić postępy dochodzenia w sprawie katastrofy lotniczej. Prokuratura robi swoje, oczywiście, ale my, swoją drogą, zatrudniliśmy agencję detektywistyczną. Spencerowi najbardziej odpowiadałoby uznanie go za zmarłego, tymczasem, skoro był widziany w Europie, gra się skończyła. W tej chwili jest uważany za uciekiniera. Należy również przyjąć, iż pani Powers także zniknęła z własnej woli. Skoro powszechnie wiadomo, że Spencer przeżył katastrofę lotniczą, ta pani nie ma już żadnego powodu, aby pozostawać w firmie. Przy tym, gdyby nie zniknęła na czas, władze z pewnością chciałyby ją przesłuchać.