– W pewnym sensie właśnie o to pytam.
Streściłam mu w zarysach swój dzień.
– Moim zdaniem – zakończyłam – Marty Bikorsky jest niewinny, a z Vivian Powers dzieje się coś złego. Ten facet, który twierdzi, że widział Nicka Spencera w Zurychu, może mieć rację, ale bardzo, bardzo trudno byłoby to udowodnić.
– Gliny oczywiście znajdą faceta, który przysyła ci e-maile?
– Chyba że trafiłam na jakiegoś cybergeniusza. W każdym razie tak twierdzą.
– Więc jeśli to nie jakiś wariat, to z tego co mówiłaś, wkrótce może nastąpić przełom, który zadziała na korzyść Bikorsky’ego. A z innej beczki, gdybyśmy się w niedzielę nie wybrali do Greenwich, co chciałabyś robić? Może przy ładnej pogodzie pojechalibyśmy sobie gdzieś brzegiem oceanu i zjedli obiad w jakiejś sympatycznej restauracyjce?
– Czy twoi przyjaciele odwołali przyjęcie? Zdawało mi się, że to jakaś rocznica albo urodziny?
Zawahał się wyraźnie.
– Nie, nie odwołali, ale kiedy zadzwoniłem do Vince’a i powiedziałem, że możesz ze mną przyjść, zacząłem mu opowiadać o twojej nowej pracy, no i o tym, że piszesz o Nicholasie Spencerze.
– I…?
– Coś zazgrzytało. Gdy wcześniej mówiłem, że postaram się ciebie zaprosić, widział w tobie dziennikarkę prowadzącą kącik porad finansowych. Wyobraź sobie, rodzice pierwszej żony Nicka Spencera, Reid i Susan Barlowe, mieszkają z Vince’em po sąsiedzku, no i oczywiście też przychodzą na to przyjęcie. I tak jest im teraz bardzo ciężko…
– To u nich mieszka syn Nicka, dobrze pamiętam?
– Tak. Mało tego, Jack Spencer jest najlepszym przyjacielem syna Vince’a.
– Posłuchaj, nie chcę, żeby cię przeze mnie ominęło przyjęcie. Wypisuję się z tej imprezy.
– Nie ma mowy – odparł tonem nieznoszącym sprzeciwu.
– Możemy się spotkać w sobotę, w poniedziałek albo kiedykolwiek indziej. Ale, szczerze mówiąc, oddałabym prawą rękę, żeby móc porozmawiać z byłymi teściami Nicka. Nie chcą udzielać wywiadów, a moim zdaniem nie pomagają tym swojemu wnukowi. Daję słowo honoru, że nawet nie napomknę o Nicku Spencerze, nie zadam ani jednego pytania ani wprost, ani owijając w bawełnę. Jeżeli będą mieli ochotę, mogą później do mnie zadzwonić.
Milczał.
– Casey, Vivian Powers, asystentka Nicka, zniknęła. – Mówiłam napiętym głosem. – Opowiadałam ci, co się stało z doktorem Broderickiem. Nadal jest w stanie krytycznym. Dom w Bedford spłonął. Nick cały czas utrzymywał ścisły kontakt z byłymi teściami. Powierzył im swojego syna. Może usłyszeli od niego coś, co rzuciłoby na tę sprawę trochę światła?
– To rzeczywiście ma sens – przyznał spokojnie. – Porozmawiam z Vince’em. Z tego, co od niego słyszałem, państwo Barlowe sami czują się już skołowani tymi wszystkimi rozbieżnymi doniesieniami na temat Spencera. Jeżeli wkrótce nie dojdzie do jakiegoś definitywnego wyjaśnienia zagadki, jego syn, Jack, zacznie chyba mieć problemy psychiczne. Może Vince przekona ich, żeby z tobą porozmawiali.
– Trzymam kciuki.
– Dobra. To tak czy inaczej, jesteśmy umówieni na niedzielę.
– Wspaniale, panie doktorze.
– Jeszcze jedno.
– Aha.
– Zadzwoń do mnie, jak się dowiesz, kto ci przysłał te e-maile. Moim zdaniem masz rację. Jestem gotów się założyć, że wszystkie pochodzą z tego samego źródła i nie podoba mi się wzmianka o dniu sądu. Facet robi wrażenie wariata, a jeśli jakiś świrus wziął cię na celownik, jest się czego obawiać. Bądź ostrożna.
Mówił to tak poważnie, że poczułam się w obowiązku go rozweselić.
– Nie sądź, a nie będziesz sądzony – rzuciłam.
– Mądrej głowie dość dwie słowie – sparował. – Dobrej nocy, Carley.
32
Odkąd strzelba została bezpiecznie ukryta w grobie Annie, Ned poczuł się pewniej. Wiedział, że gliniarze wrócą, więc wcale nie był zaskoczony, gdy znowu zadzwonili do drzwi. Tym razem otworzył bez zwłoki.
Wyglądał lepiej niż we wtorek. Po powrocie z cmentarza we wtorkowe popołudnie ubranie i ręce miał całe ubłocone, ale nic go to nie obchodziło. Otworzył nową butelkę szkockiej, usiadł w fotelu i pił, aż zasnął. Myślał tylko o tym, że gdyby kopał głębiej, dokopałby się do trumny. Mógłby ją otworzyć i wziąć Annie w ramiona.
Wiele go kosztowało, by wygładzić ziemię i odejść. Tak bardzo tęsknił za Annie.
Następnego dnia obudził się przed piątą rano i choć okno było zasłonięte firanką, widział wschód słońca. W pokoju zrobiło się tak jasno, że spostrzegł brud na dłoniach. I pokryte błotem ubranie.
Gdyby wtedy zjawili się gliniarze, zapytaliby na pewno:
– Kopałeś gdzieś, Ned?
A może by nawet pomyśleli o sprawdzeniu grobu Annie i znaleźliby tam strzelbę.
Dlatego właśnie wziął wczoraj prysznic i stał długi czas pod strumieniem wody, szorując się szczotką na długiej rączce, kupioną mu przez Annie. Potem nawet umył głowę, ogolił się i obciął paznokcie. Annie zawsze mu powtarzała, że trzeba wyglądać schludnie.
– Ned, kto ci da pracę, skoro się nie golisz, chodzisz w brudnym ubraniu, a włosy masz jak stóg siana? Czasami wyglądasz tak okropnie, że ludzie się ciebie boją.
W poniedziałek, kiedy pojechał do biblioteki w Hastings, aby wysłać pierwsze dwa e-maile do Carley DeCarlo, zauważył, że bibliotekarka dziwnie mu się przyglądała, jakby się dziwiła jego obecności w takim miejscu.
Potem, w środę, czyli wczoraj, pojechał do Croton, żeby wysłać nowe e-maile. Włożył na siebie czyste rzeczy. Nikt nie zwrócił na niego uwagi.
Dlatego też, chociaż tej nocy spał w ubraniu, i tak wyglądał dużo lepiej niż we wtorek.
Przyszli ci sami dwaj, Pierce i Carson. Od razu zauważyli, że wygląda lepiej. A potem spojrzeli na krzesło, gdzie przedtem leżała sterta brudnych ciuchów. We wtorek, po ich wyjściu, wrzucił wszystko do pralki. Wiedział, że wrócą, a nie chciał, żeby zobaczyli ubrania powalane błotem.
Powiódł wzrokiem za spojrzeniem Carsona. Policjant przyglądał się ubłoconym butom stojącym przy krześle. Cholera! Zapomniał je schować.
– Ned, możemy ci zająć kilka minut? – spytał Carson.
Innymi słowy, usiłował grać przyjaciela. Nie da się wziąć na ten lep. Doskonale wiedział, jak pracują gliny. Nie tak dawno temu przecież wylądował w kiciu, bo się poprztykał w barze z tym kretynem ogrodnikiem, który wysłał go do Spencerów do Bedford. Debil powiedział, że w życiu go więcej nie zatrudni, a gliniarze z początku byli bardzo mili. Tylko potem zwalili na niego całą winę.
– Jasne, wchodźcie – powiedział. Ustawili krzesła tak samo jak poprzednim razem. Poduszka i koc leżały na kanapie, jak wtedy. Ostatnie dwie noce spędził na fotelu.
– Ned – odezwał się detektyw Carson – miałeś rację co do tego mężczyzny, który stał za tobą w aptece Browna. Rzeczywiście nazywa się Garret.
No to co? – chciał odpowiedzieć. Ale tylko słuchał.
– Garret jest przekonany, że zanim odszedł, widział cię siedzącego w samochodzie przed apteką. Tak było?
Przyznać się, że go widziałem? Musiałem go widzieć. Peg śpieszyła się na autobus, na pewno szybko się uwinęła z Garretem.
– Jasne – potwierdził. – Wyszedł zaraz po mnie. Wsiadłem, włączyłem silnik, zmieniłem stację, żeby posłuchać wiadomości o dziesiątej, i odjechałem.
– Dokąd udał się Garret?
– Nie wiem. Zresztą, co mnie to obchodzi? Wyjechałem z parkingu, zawróciłem i pojechałem do domu. Chcecie mnie aresztować za to, że zawróciłem?
– Ogólnie wiadomo, że przy niewielkim ruchu nawet mnie się to kiedyś zdarzyło – rzucił Carson lekko.
No tak, teraz będą odgrywali kolegów. Chcą go przyszpilić. Patrzył na Carsona w milczeniu.