Nick Spencer ożenił się z Lynn nieco ponad dwa lata przedtem, nim Vivian zaczęła u niego pracować. Głowę daję, że jego małżeństwo wkrótce stało się czystą fikcją.
– Będę z panią zupełnie szczery – podjął Allan Desmond. – Jeżeli… a u mnie to słowo zawiera ogromne powątpiewanie, jeżeli Vivian rzeczywiście wdała się w romans z Nicholasem Spencerem, na pewno nie stało się to natychmiast. Zaczęła u niego pracować pół roku po śmierci Joela. Przyjeżdżała do domu na weekend nie rzadziej niż raz w miesiącu. Zawsze przynajmniej jedno z nas spędzało z nią czas: żona albo ja, albo któraś z jej sióstr. Jeśli już coś nas niepokoiło, to raczej fakt, że Vivian nigdzie nie wychodziła. Namawialiśmy ją, by się przyłączyła do grupy wzajemnego wsparcia, zapisała na jakieś kursy… jednym słowem, żeby zaczęła widywać się z ludźmi.
Podano nasze kanapki. Nie muszę zapewniać, że wyglądały absolutnie cudownie. Oczyma wyobraźni widziałam też na każdej z nich ostrzegawczą tabliczkę: „Uwaga, tysiąc kalorii. Zatyka żyły. Czy pamiętasz o poziomie cholesterolu?”.
Odkroiłam kawałek i nadziałam na widelec. Boskie. Bardzo rzadko pozwalam sobie na taką rozpustę. Trudno. Nie miałam siły się tym martwić.
– Pewnie w którymś momencie ten obraz się zmienił? – podrzuciłam.
Allan Desmond pokiwał głową.
Ucieszyłam się, gdy formułując dalszą odpowiedź, odruchowo zaczął jeść.
– Mniej więcej pod koniec zeszłego lata Vivian odżyła. Wydawała się szczęśliwsza, mimo wszelkich kłopotów z badaniami nad szczepionką. Oczywiście, nie wdawała się w szczegóły, jak się domyślałem, były to informacje poufne. Wspomniała jedynie, że Nicholas Spencer jest wyraźnie zmartwiony.
– Czy kiedykolwiek w jakikolwiek sposób dała do zrozumienia, że między nią a Spencerem jest coś więcej niż układ służbowy?
– Nigdy. Ale Jane, nasza starsza córka, ta, z którą panią dzisiaj rozmawiała, czegoś się jednak domyśliła. Powiedziała kiedyś coś w rodzaju… „Viv dosyć się już nacierpiała… Oby jej starczyło rozumu na to, żeby się nie zakochać w żonatym szefie”.
– Czy spytał pan Vivian o jej uczucia w stosunku do Nicholasa Spencera?
– Kiedyś w żartach zapytałem ją, czy ma kogoś na oku. Nawtykała mi od nieuleczalnych romantyków i zapewniła, że w razie gdyby ktoś się pojawił, na pewno da mi znać.
Allan Desmond był gotów zacząć zadawać mi pytania, czułam to wyraźnie, wobec czego szybko rzuciłam jeszcze jedno:
– Odsuwając na bok kwestie romantyczne, czy Vivian kiedykolwiek mówiła panu o swoim stosunku do Nicholasa Spencera?
Zmarszczył lekko brwi, a potem spojrzał mi prosto w oczy.
– Ostatnie pół roku, może osiem miesięcy mówiła o nim jak o świętym. Jakby był zdolny czynić cuda. Dlatego, gdyby nam przysłała wiadomość, że jedzie do niego do Szwajcarii, to choć nie pochwalałbym takiego obrotu spraw, z całą pewnością bym ją zrozumiał. – W oczach zabłysły mu łzy. – Bardzo bym chciał otrzymać taką wiadomość, ale to próżna nadzieja. Niezależnie od tego, gdzie Vivian jest, jeśli żyje, o co gorąco modlę się do Boga, na pewno nie może się z nami skontaktować. Inaczej dawno by to zrobiła.
Wierzyłam mu. Podczas gdy stygła nam kawa, opowiedziałam o spotkaniu z Vivian, o jej planach zamieszkania z rodzicami, aż znajdzie sobie nowy dom. I o jej telefonie, kiedy stwierdziła, że chyba potrafi zidentyfikować człowieka, który przejął zapiski doktora Spencera.
– I wkrótce potem zniknęła – powiedział.
Pokiwałam głową.
Oboje zostawiliśmy niedojedzone kanapki. Na pewno oboje mieliśmy przed oczami obraz tej pięknej młodej kobiety, której dom nie był jej twierdzą.
To skojarzenie podsunęło mi pewien pomysł.
– Ostatnio było wyjątkowo wietrznie. Czy Vivian miała jakiś kłopot z frontowymi drzwiami?
– Dlaczego pani o to pyta? – zdziwił się Allan Desmond.
– Zostały na oścież otwarte. Wyglądało to niemal jak celowe działanie, by przyciągnąć uwagę któregoś z sąsiadów. I tak się właśnie stało. Tymczasem, jeżeli drzwi się dobrze nie zatrzasnęły i otworzył je wiatr, nieobecność Vivian prawdopodobnie miała pozostać niezauważona możliwie najdłużej, przynajmniej cały następny dzień.
Wrócił do mnie obraz stojącej na progu kobiety, patrzącej, jak odjeżdżam.
– Rzeczywiście… – zastanowił się Allan Desmond. – Frontowe drzwi trzeba było porządnie docisnąć, dopiero wtedy zamek zaskakiwał.
– Załóżmy więc, że nikt celowo nie zostawił ich otwartych, tylko otworzył je wiatr. Czy wobec tego przewrócony stolik i lampa na podłodze miały sugerować włamanie i porwanie?
– Zdaniem policji Vivian chciała stworzyć wrażenie, iż padła ofiarą przestępstwa. A kiedy dzwoniła do pani w poniedziałek, jakie robiła wrażenie?
– Była poruszona – uznałam. – I smutna.
Wyczułam ich obecność, zanim ich zobaczyłam. Jednym z mężczyzn o ponurych twarzach był śledczy Shapiro. Drugi okazał się zwykłym mundurowym. Podeszli do stolika.
– Dzień dobry – odezwał się Shapiro. – Chcielibyśmy zamienić z panem dwa słowa na osobności.
– Znaleźliście ją? – spytał Allan Desmond.
– Można powiedzieć, że złapaliśmy ślad. Niejaka Dorothy Bowes, przyjaciółka pańskiej córki, mieszkająca trzy posesje dalej, dziś rano wróciła z urlopu. Vivian Powers miała klucze od jej domu. Z garażu pani Bowes zniknął samochód. Czy pańska córka miała jakieś problemy natury psychiatrycznej?
– Jeżeli uciekła, to ze strachu – powiedziałam. – Jestem tego pewna.
– Tylko dokąd? – zapytał cicho Allan Desmond. – I co ją aż tak przestraszyło?
Chyba mogłabym podsunąć mu odpowiedź. Vivian podejrzewała, że telefon Nicka Spencera był na podsłuchu. Prawdopodobnie tuż po tym, gdy nagrała mi informację na automatycznej sekretarce, zdała sobie sprawę, że jej rozmowy także są kontrolowane. To by tłumaczyło paniczną ucieczkę, ale nie brak kontaktu z rodziną. I natychmiast zabrzmiało mi w głowie pytanie jej ojca: gdzie się podziała? I czy ktoś ją śledził?
35
Przyjście policjantów zakończyło naszą rozmowę, nie zajmowałam już czasu Allanowi Desmondowi. Gdy zbliżali się do stolika, przy którym siedziałam z ojcem Vivian, oboje się obawialiśmy, że przynoszą smutne wieści. Na szczęście nadal pozostała nam nadzieja.
Zostali z nami kilka minut i staraliśmy się umiejscowić wydarzenia w czasie. Vivian najwyraźniej uciekła do domu przyjaciółki, skąd wzięła samochód. Przynajmniej tam dotarła bezpiecznie.
Zatelefonowała do mnie w poniedziałek około czwartej, ponieważ domyśliła się, kto wziął zapiski od doktora Brodericka. Z tego, co mówił Allan Desmond, jej siostra, Jane, próbowała się do niej dodzwonić tego wieczora około dziesiątej. Nie zastała Vivian w domu, więc założyła… miała nadzieję, że siostra zaczęła się z kimś widywać. Wcześnie rano sąsiad wyprowadzający psa zauważył otwarte drzwi.
Zapytałam policjantów, czy ich zdaniem Vivian mogła usłyszeć albo zobaczyć kogoś na tyłach domu i wtedy uciekła frontowymi drzwiami, w pośpiechu potrącając stół, przewracając go i zrzucając lampę.