Выбрать главу

Dawno już nie czułam takiej mieszanki lęku i niecierpliwego wyczekiwania. Chociaż chętnie pisywałam do kącika porad finansowych, dawało mi to za mało satysfakcji. Gdyby to była rubryka w codziennej gazecie, to co innego, ale cotygodniowy dodatek, zwykle mocno spóźniony w stosunku do wydarzeń, nie stanowi wielkiego wyzwania dla kogoś, kto opanował podstawy księgowości. I chociaż od czasu do czasu jako wolny strzelec pisywałam do różnych czasopism o ludziach finansjery, ciągle mi było mało.

Zadzwoniłam do Boca. Mama przeprowadziła się po ślubie do Roberta, ponieważ od niego roztaczał się wspaniały widok na ocean, a poza tym jego dom był większy. Tylko jedno mi się w tym wszystkim nie podobało: kiedy wpadałam ją odwiedzić, nocowałam w „pokoju Lynn”.

Co wcale nie oznaczało, że kiedykolwiek tam nocowała. Jeśli zaglądała do ojca, meldowali się z Nickiem w wynajętym apartamencie w Boca Raton Resort. Natomiast dla mnie przeprowadzka mamy oznaczała tyle, że kiedy przyjeżdżałam do niej na weekend, mieszkałam w pokoju, który aż krzyczał, że urządziła go dla siebie Lynn, jeszcze przed ślubem z Nickiem. Spałam w jej łóżku, w jej bladoróżowej pościeli, na jej poduszkach w poszwach obrzeżonych koronką, a po wyjściu spod prysznica owijałam się kosztownym ręcznikiem z jej inicjałami.

O wiele lepiej sypiało mi się na rozkładanej kanapie w dawnym mieszkaniu. Ważnym plusem nowej sytuacji był oczywiście fakt, że mama była teraz ogromnie szczęśliwa, a i ja szczerze polubiłam Roberta Hamiltona. Mamy wybranek to spokojny sympatyczny mężczyzna, całkowicie pozbawiony choćby śladu arogancji, którą kłuła w oczy jego córka przy naszym pierwszym spotkaniu. Dowiedziałam się od mamy, że Lynn próbowała go wyswatać z jedną z bogatych wdów z Palm Beach, ale okazał brak zainteresowania.

Podniosłam słuchawkę, wcisnęłam jedynkę. Automatyczne wybieranie numeru zrobiło swoje. Odebrał Robert. Oczywiście bardzo się martwił o Lynn, więc z przyjemnością go zapewniłam, że nic jej nie będzie i za kilka dni wyjdzie ze szpitala.

Pomijając fakt, że niepokoił się o córkę, wyraźnie gnębiło go coś jeszcze. Wreszcie zebrał się w sobie:

– Carley, ty znałaś Nicka. Czy twoim zdaniem był oszustem? Boże jedyny, ulokowałem w Gen-stone prawie wszystkie oszczędności! Chyba nie namawiałby własnego teścia do inwestowania w trefny interes?

* * *

Następnego ranka, gdy usiadłam po drugiej stronie biurka Willa Kirby’ego, pierwsze pytanie zwaliło mnie z nóg.

– O ile mi wiadomo, jesteś przybraną siostrą Lynn Spencer?

– To prawda.

– We wczorajszych wiadomościach pokazywali cię przed szpitalem. Szczerze mówiąc, zmartwiłem się, że nie będziesz mogła podjąć się zadania, które chciałbym ci zlecić, ale Sam twierdzi, że nie utrzymujesz z tą kobietą bliskich kontaktów.

– Rzeczywiście. Szczerze mówiąc, byłam mocno zaskoczona, że chciała się ze mną zobaczyć. No, ale faktycznie miała powód. Prosi mnie o udowodnienie, że nie miała nic wspólnego z przekrętami męża.

Powiedziałam mu też, że Spencer namówił ojca Lynn do zainwestowania w Gen-stone lwiej części życiowych oszczędności.

– Byłby z niego prawdziwy drań, gdyby naciągał własnego teścia – zgodził się Kirby.

Wreszcie oświadczył, że mnie zatrudnia i że pierwszym moim zadaniem będzie sporządzenie dogłębnej charakterystyki Nicholasa Spencera. Miał okazję zapoznać się z moimi wcześniejszymi artykułami przedstawiającymi sylwetki różnych finansistów, przyznał, że mu się podobały.

– Będziesz pracowała w zespole – oznajmił. – Don Carter jest specjalistą od kwestii finansowych, Ken Page to nasz ekspert medyczny. Ty naszkicujesz tło dotyczące osobowości i spraw prywatnych. A na koniec we troje zrobicie z całości zgrabny tekst. Don właśnie ustala spotkania z prezesem zarządu Gen-stone i kilkoma dyrektorami, powinnaś dotrzymać mu towarzystwa w czasie tych wizyt. – Kirby wskazał leżące na biurku kopie kilku moich artykułów. – Oczywiście nie widzę przeciwwskazań, żebyś robiła także to, co do tej pory. Idź teraz, poznaj Cartera i doktora Page’a, a potem zajrzyj do kadr, powinnaś wypełnić parę druczków.

Koniec spotkania. Sięgnął po słuchawkę, ale kiedy wstawałam, jeszcze się do mnie odezwał.

– Cieszę się, że do nas przystałaś. – Uśmiechnął się lekko. – Zaplanuj sobie podróż do Connecticut, zdaje się, że gdzieś stamtąd pochodził Spencer. Podobało mi się w twoich pracach między innymi to, że rozmawiałaś z mieszkańcami rodzinnych miejscowości ludzi, o których pisałaś.

– Spencer pochodzi z Caspien – odrzekłam. – To niewielka miejscowość pod Bridgeport.

Doskonale pamiętałam opowieści o Nicku Spencerze, pracującym w domowym laboratorium razem z ojcem lekarzem. Miałam nadzieję, że po przyjeździe do Caspien przekonam się, iż przynajmniej to było prawdą. I wtedy właśnie zastanowiłam się, dlaczego nie potrafię uwierzyć w jego śmierć.

Nietrudno było odpowiedzieć na to pytanie. Lynn wydawała się bardziej zainteresowana ratowaniem własnego wizerunku niż losem Nicholasa Spencera i nie sprawiała wrażenia wdowy pogrążonej w żałobie. Albo wiedziała, że jej mąż nie umarł, albo jego śmierć w ogóle jej nie obchodziła. Miałam zamiar dotrzeć do prawdy.

5

Odniosłam wrażenie, że praca z Kenem Page’em i Donem Carterem będzie mi się podobała. Ken okazał się wielkim ciemnowłosym facetem o szczękach buldoga. Kiedy go zobaczyłam, zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy przypadkiem pracownicy „Wall Street Weekly” nie są dobierani pod kątem gabarytów. Zaraz jednak poznałam Dona Cartera: niewysokiego schludnego mężczyznę o jasnobrązowych włosach i orzechowych oczach. Obu dałabym około czterdziestki.

Ledwo przywitałam się z Kenem, gdy przeprosił mnie i biegiem ruszył na korytarz, bo dostrzegł tam przechodzącego Cartera. Skorzystałam z okazji i spokojnie przyjrzałam się dyplomom na ścianie. Robiły wrażenie. Ken był lekarzem medycyny, a także napisał doktorat z biologii molekularnej.

Wrócił po chwili, prowadząc Dona. Umówili spotkanie z przedstawicielami Gen-stone, o jedenastej następnego dnia. Mieliśmy się stawić w głównej siedzibie firmy w Pleasantville.

– Dyrektorzy mają biura w Chrysler Building – powiedział mi Don – ale tak naprawdę pracują w Pleasantville.

Zamierzaliśmy się zobaczyć z prezesem zarządu, Charlesem Wallingfordem, oraz z doktorem Milo Celtavinim, naukowcem odpowiedzialnym za prowadzenie badań i funkcjonowanie laboratorium Gen-stone. Ponieważ i Don, i Ken mieszkali w Westchester County, umówiliśmy się więc od razu na miejscu.

Chwała Samowi Michaelsonowi! Szepnął za mną słówko, bez dwóch zdań. Nie ma co gadać, jeśli człowiek pracuje nad priorytetowym tematem, to chce być pewnym, że robota pójdzie gładko i w zespole nic nie zacznie zgrzytać. Dzięki Samowi wyglądało na to, że nigdy nie usłyszę od swoich kolegów: „Poczekaj, to zobaczysz”. Zostałam przyjęta z otwartymi ramionami.

* * *

Zaraz po wyjściu z budynku redakcji zadzwoniłam z komórki do Sama, aby zaprosić go razem z żoną na kolację w „Il Mulino” w Village. Potem wsiadłam do samochodu i ruszyłam do domu. Zamierzałam zrobić sobie kanapkę, zaparzyć herbatę i spędzić czas lunchu przed komputerem, bo dostałam sporo pytań od czytelników kącika finansowego. Chciałam je posegregować. Pytania często się powtarzają. Co oznacza, oczywiście, że wiele osób jest zainteresowanych tym samym zagadnieniem, a co za tym idzie, zyskuję wskazówkę, które sprawy są najpilniejsze.

Od czasu do czasu, gdy chcę, żeby ludzie dostali informację na konkretny temat, sama rzucam „pytanie od czytelnika”. Uważam, że osoby nieorientujące się zbyt dobrze w kwestiach pieniężnych powinny mimo wszystko mieć pojęcie na temat refinansowania hipoteki w wypadku wyjątkowo niskich rat albo umieć uniknąć pułapki tak zwanych pożyczek bezprocentowych.