– Dlaczego mielibyśmy przed kimkolwiek chylić głowy? – zapytała swego odbicia w lustrze.
Dumna z czcigodnych przodków zrobiła wyniosłą minę
Do ostatniej chwili zanosiło się, że nie będą gotowi na piątkowy poranek, kiedy to miał zajechać powóz z Lyn. Nerissa domyśliła się, że powóz i stangreci zatrzymają się na noc u markiza, aby rano nie musieli jechać z tak daleka.
Jak zwykle musiała dopilnować wielu rzeczy. Aby zakończyć niezbędne przygotowania pracowała całą czwartkową noc. Ubranie ojca pochodziło od dobrego krawca, lecz oczywiście widać na nim było przebyte lata. Oznaczało to długie godziny czyszczenia i prasowania, aby garnitur odzyskał nieco dawnego blasku.
Nie trzeba chyba mówić, że Marcus Stanley nie był w najmniejszym stopniu zainteresowany przygotowaniami. Interesowało go wyłącznie, jak dopracować ostatni rozdział, aby pozostało tylko wpisać informacje o Lyn i tym samym uzupełnić opis architektury elżbietańskiej.
Jednak gdy założył swoje najlepsze ubranie i zawiązał pieczołowicie odprasowany i wymodelowany krawat, Nerissa uznała, że nawet Delfina nie będzie mogła mu nic zarzucić.
– Znakomicie się prezentujesz, tato – powiedziała Nerissa całując go w policzek.
– Tak jak i ty – pochwalił ją, zaskoczony.
Nerissa nie mogła się powstrzymać i zawirowała dokoła prezentując muślinową sukienkę z niebieskimi wstążeczkami. Potem włożyła pelerynkę podróżną w identycznym odcieniu błękitu, co ozdoby na drogim, szykownym kapeluszu.
Ale najbardziej podniecony był Harry, gdy przed dom zajechał powóz zaprzężony w sześć koni.
– Sądziłem, że będą tylko cztery – powiedział zdumionym głosem.
– Lyn jest daleko stąd – odparła Nerissa – a podejrzewam, że jego książęca wysokość nie chce, abyśmy się spóźnili.
Bagaże złożono z tyłu, oni sami zaś usadowili się na wygodnym szerokim siedzeniu.
– Jak to dobrze, że wszyscy jesteśmy szczupli – zauważył Harry. – Nie cierpię podróżować tyłem do koni.
– Ja też – przyznała Nerissa – chociaż mnie do tego zmuszałeś, gdy byłam mała, a nie sądzę, abyś teraz był bardziej uprzejmy.
Harry roześmiał się.
– Pamiętaj, że wszyscy musimy być w szczytowej formie, jeśli idzie o zachowanie, gdyż siostra Delfina chętnie wytknie nam wszelkie błędy. Przeraża mnie, że wystąpimy w roli zapyziałych na prowincji krewnych, których trzeba się wstydzić.
Przestraszona Nerissa modliła się w duchu, aby nie popełnić błędu. Starała się przypomnieć sobie wszystko, co kiedyś opowiadała jej matka o życiu w wielkich domach i zachowaniu na przyjęciach. Jednak przez całą drogę narastał w niej lęk. Wreszcie, o umówionej porze, wjechali w okazałą bramę z kutego żelaza. Mieli teraz przed sobą długą aleją lipową, a na jej końcu dom, o którym Nerissa tak wiele słyszała, nie mając nadziei zobaczyć go na własne oczy.
Nigdy nie widziała budowli tak bajecznie pięknej, ogromnej, a zarazem sprawiającej wrażenie niematerialnej, ulotnej, jakby miała za chwilę rozpłynąć się w powietrzu.
– Rzeczywiście spora rezydencja! – podziwiał Harry niezbyt pewnym tonem.
– I jaka piękna! – zawołała Nerissa. – Mam tylko nadzieję, że zdążymy do niej dojechać, zanim zniknie jak fatamorgana.
Harry roześmiał się, i, rozumiejąc odczucia siostry, uścisnął jej dłoń.
– Ty też pięknie wyglądasz – zapewnił – więc głowa do góry i pamiętaj, że po powrocie mamy kupić dwa konie.
– Nie mogę się ich doczekać.
– Tutaj będzie mnóstwo takich rumaków, które chętnie widzielibyśmy u siebie.
Z daleka było widać, że dobiegają końca przygotowania do jutrzejszej wystawy.
Wzdłuż miniaturowego toru wyścigowego przejeżdżali stępa jeźdźcy, którzy chcieli dokładnie obejrzeć przeszkody, obok zaś kończono stawianie namiotów i budek. Minęli to wszystko i skierowali się do wejścia pałacu Lyn.
Gdy zatrzymali się przed najpiękniejszymi, zdaniem Nerissy, drzwiami frontowymi, jakie kiedykolwiek widziała, pomyślała, że czekają ją przeżycia, które musi zapamiętać ze wszystkimi szczegółami, gdyż nie powtórzą się już nigdy.
Później przed oczami Nerissy jak w kalejdoskopie przesuwały się coraz to nowe obrazy. Najpierw przeszli przez wielką sień z galerią minstreli i wspaniałym marmurowym kominkiem, a potem, podziwiając gobeliny na ścianach ruszyli korytarzami do czerwonej biblioteki, gdzie oczekiwał ich książę. Na tle regałów wznoszących się po sam sufit, prezentował się znakomicie.
– Witajcie w Lyn! – powiedział, a Nerissa odczuła ulgę widząc go samego. – Mam nadzieję, że mieliście państwo dobrą podróż.
– Bardzo wygodną – odparł Marcus Stanley. – Dziękujemy za wspaniały obiad.
– Zawsze zabieram ze sobą prowiant – oświadczył wyniośle książę. – To, co podają w przydrożnych gospodach zwykle jest niejadalne. – Zanim ojciec zdążył odpowiedzieć, książę zwrócił się do Nerissy:
– Co pani sądzi o moim domu, panno Stanley?
– Lękam się, że rozpłynie się w powietrzu, zanim zdążę go zwiedzić – odparła dziewczyna.
Książę roześmiał się. Następnie polecił zaprowadzić ich do usytuowanych blisko siebie, przeznaczonych dla nich sypialni. Gdy Nerissa przy pomocy dwóch służących zdjęła suknię podróżną i włożyła prostą popołudniową sukienkę, poproszono ich na podwieczorek do długiej galerii.
Tu zebrała się już większość gości księcia, a wśród nich oczywiście była Delfina.
Nerissie serce zabiło szybciej, gdy zobaczyła, jak siostra żegna dwóch eleganckich młodzieńców, z którymi rozmawiała i podchodzi wołając nieco afektowanym głosem:
– Najdroższy tato! Jak cudownie cię widzieć! Mam nadzieję, że nie jesteś zbyt wyczerpany podróżą.
– Ani trochę – odparł Marcus Stanley. – Jak już zapewniłem naszego gospodarza, ogromnie się cieszę, że tu jestem. Ten dom jest jeszcze wspanialszy i okazalszy niż oczekiwałem.
– Wszyscy się cieszymy – powiedział któryś z gości, wywołując niewielką falę śmiechu.
Nerissa przywitała się z Delfiną, po czym książę przedstawił ją licznemu towarzystwu, a choć nie spamiętała wszystkich nazwisk, ze zdumieniem odkryła, że ludzie okazują jej sympatię, a nawet serdeczność.
– Czy to pani pierwsza wizyta w Lyn? – zapytała starsza dama, która, jak wywnioskowała Nerissa, była ciotką księcia.
– Tak, proszę pani. To cudowne, że możemy odwiedzić najsłynniejszy dom w Anglii.
Dama roześmiała się.
– Musi pani to powtórzyć naszemu gospodarzowi! On woli, gdy chwali się jego dom niż jego osobę, co nie jest rzeczą zwykłą u dzisiejszej młodzieży, spragnionej komplementów.
– Nikt mi nigdy nie prawił komplementów – powiedziała bez namysłu Nerissa – ale gdyby były zbyt osobiste, zapewne czułabym się skrępowana.
Zanim skończyła mówić, zorientowała się, że obok stoi książę.
– Czy ja dobrze słyszę, że nikt nigdy nie powiedział pani komplementu, panno Stanley? – zapytał. – Czy w pani okolicy dżentelmeni są ślepi?
Nerissa spojrzała nań nieco podejrzliwie, po czym stwierdziła:
– To był komplement, i to bardzo zręczny!
Książę roześmiał się.
– Mogę panią zapewnić, że za parę lat będzie pani znudzona pochlebstwami, wypowiadanymi pod swoim adresem, ale na razie proszę się nimi cieszyć i nie przyjmować ich zbyt krytycznie.
– Tutaj nie odważyłabym się niczego krytykować – zapewniła Nerissa. – Proszę mi powiedzieć, kiedy będę mogła obejrzeć cały dom?
Książę popatrzył na nią ze zdumieniem.
– To dość męczące zadanie jak na pierwszy dzień po podróży – powiedział. Pamiętam, że proponowałem pani ojcu, abyśmy odłożyli oględziny Lyn na czas po zakończeniu wystawy koni.