Выбрать главу

– Gdy tylko pan to powiedział, zaczęłam marzyć o śniadaniu – uśmiechnęła się Nerissa.

Wyjechali z lasu i ruszyli kłusem przez park. Podziwiając z daleka dom, Nerissa pomyślała, że chyba nigdzie na świecie nie ma tak bajecznych widoków. Sam książę także wyglądał jakby wyszedł z kart bajki i wydawał się najbardziej godnym właścicielem tego miejsca.

– Czy myśli pani o moim domu? – zapytał po chwili milczenia.

– Tak – odparła – a także o panu.

– I do jakiego wniosku pani doszła?

– Że znalazłam się w krainie z moich snów!

Książę roześmiał się.

– To jeden z najmilszych komplementów, jakie kiedykolwiek mi powiedziano, a sny czasem się sprawdzają.

Nerissa znów popatrzyła na dom.

– Sądzę, że ktokolwiek zbudował Lyn, musiał włożyć w to dzieło nie tylko swe myśli, ale również serce i duszę. Inaczej ten dom nie byłby tak idealny; ludzki, a zarazem boski!

Mówiła już bardziej do siebie niż do księcia i dopiero, gdy dostrzegła jego spojrzenie, pomyślała, że może była zbyt szczera.

– Przepraszam – powiedziała prędko – ale pytał pan o moje odczucia.

– Właśnie to chciałem usłyszeć – odparł spokojnie.

W milczeniu dojechali do wejścia.

Wystawa koni była dla Harry’ego rajem na ziemi, a ponieważ spędzili z Nerissą wiele czasu na oglądaniu koni i towarzyszących wystawie imprez, był w siódmym niebie.

Dopiero gdy słońce chyliło się ku zachodowi, Delfina, która chyba rozmyślnie unikała siostry, podeszła do niej mówiąc:

– Nerisso, jest ktoś, kto bardzo pragnie cię poznać, więc obiecałam, że zostaniesz przedstawiona.

Obok niej stał wysoki jegomość o wojskowej posturze, z podkręconym wąsikiem. Nerissa widziała go już wczorajszego wieczoru w domu i nie uznała za szczególnie miłego.

Przy kolacji siedział niedaleko niej i, zaśmiewając się, czynił głośne uwagi o innych gościach, zniżając w odpowiednich momentach głos i zasłaniając usta ręką. Uznała to za bardzo złe maniery, których nie pochwalałaby jej matka.

Delfina dokonała prezentacji:

– Oto sir Montague Hepban, a to, jak dobrze wiesz, Montague, moja siostra, Nerissa.

– Którą bardzo pragnąłem poznać – dokończył sir Montague. – Wczorajszego wieczoru miałem nadzieję z panią zatańczyć, ale, niestety, zniknęła pani i szukałem na próżno.

Delfina roześmiała się.

– To niepodobne do ciebie, Montague – powiedziała. – Myślałam, że zawsze osiągasz swój cel.

– Zawsze – przyznał Montague – o ile mam dość czasu.

Delfina pozostawiła ich samych.

– Czy nie ma pani już dość tej prezentacji koniny? – zapytał – bo ja tak, więc proponuję, abyśmy poszli gdzieś usiąść. Chciałbym porozmawiać i mieć szansę powiedzieć, jak bardzo jestem urzeczony pani śliczną twarzyczką.

Jego słowa wydały się Nerissie nieszczere i, jak mawiał Harry, obleśne. Nie miała wątpliwości, że wcale nie pragnie towarzystwa sir Montague’a, choć on na pewno nie opuści jej przez resztę popołudnia. Trudno było się go pozbyć, znając tak niewiele osób, a on, choć rozmawiał niemal ze wszystkimi, których spotykali, nie przystawał, tylko trzymając ją pod ramię przeciskał się przez tłum, zmierzając ku domowi.

– Nie chcę wracać – powiedziała prędko. – Jestem pewna, że nie widziałam jeszcze wielu rzeczy.

– Oboje widzieliśmy już dość – nalegał stanowczo sir Montague – a główne imprezy już się skończyły. Jak pani widzi, książę wręcza nagrody z nadętą, dobroduszną miną, jak zwykle przy takich okazjach.

Może miał to być żart, ale dziewczyna uznała go za niegrzeczny. Szła w milczeniu, czując, że jej upór byłby krępujący, a po tylu godzinach spędzonych na wystawie była zgrzana i zmęczona.

– W domu znajdziemy coś chłodnego do picia – mówił sir Montague – a potem, o ile nie zmęczyło pani zwiedzanie, zobaczymy orchidee w palmiarni. Uważam, że kwiaty, które nosiła pani wczoraj we włosach znalazły idealne miejsce, by złożyć tam swe delikatne płatki.

– Gdy wrócimy, chciałabym się udać do mojego pokoju i przebrać się – zapowiedziała Nerissa. – Dziś było gorąco i o niczym bardziej nie marzę niż o chłodnej kąpieli przed kolacją.

– Szkoda, że nie mam tego przywileju, aby panią przy tym widzieć – westchnął sir Mintague.

Nerissa zamarła w bezruchu.

Uznała jego słowa za obraźliwe, mimo że wypowiedziane były żartobliwym tonem.

Potem stwierdziła, że to jej wina, gdyż nie powinna przecież wspominać o kąpieli.

– Musi mi pani o sobie opowiedzieć – powtarzał sir Montague. – Aż trudno uwierzyć, że istnieją kobiety tak młodziutkie i śliczne. Niczym Persefona przynosi pani wiosnę wszystkim, którzy panią oglądają.

Sir Montague wziął ją pod rękę, a Nerissa poczuła odrazę do palców, które jej dotykały i uznała, że jej towarzysz zbytnio się spoufala. Była jednak zmuszona wejść z nim po schodach. Gdy chciała udać się na górę, jak zamierzała, on stanowczo poprowadził ją w stronę salonu.

– Już panu powiedziałam, panie Montague, że pragnę się przebrać.

– Nie ma pośpiechu – odparł. – Nie pozwolę odejść kobiecie, której tak długo szukałem. Proszę usiąść i opowiedzieć mi o sobie.

– Nie mam nic do opowiedzenia – oświadczyła Nerissa. – Czy zna pan moją siostrę od dawna?

– Pani siostra błyszczy niczym gwiazda na londyńskim firmamencie. Rzuciła nas wszystkich na kolana.

– Jest bardzo piękna.

– Tak jak i pani!

Sir Montague pociągnął ją ku kanapie, a ponieważ nie mogła opierać się bez niezręcznej szarpaniny, usiadła. On zaś spoczął obok, żenująco blisko, i oparł ramię o poręcz kanapy, dotykając jej ramion. Siedząc sztywno, postanowiła odwrócić jego uwagę:

– Może warto byłoby napić się herbaty? Czuję się bardzo spragniona.

– Ja też, skoro już pani o tym wspomniała – powiedział sir Montague – ale to zajmie nam mnóstwo czasu, a jestem pewien, że gdzieś w tym pokoju stoi taca z grogiem. Nasz gospodarz jest bardzo hojny, co mnie cieszy, gdyż nie grozi nam pragnienie.

Podniósł się i podszedł do stolika w kącie. Znalazł tam tacę z karafkami, a także butelkę szampana w naczyniu z lodem. Nalał dwa kieliszki i przyniósł je Nerissie. Dziewczyna zastanawiała się, jak zakończyć tę rozmowę unikając niezręcznej sytuacji. Sir Montague znów usiadł i wzniósł kieliszek.

– Za pani piękne oczy! Oby spojrzały na mnie z łaskawością, o jakiej marzę. – Nerissa odwróciła wzrok. – Mówię szczerze. Odkąd panią ujrzałem, wiem, że spotkałem tę, której szukałem przez całe życie.

– Jestem przekonana, że to nieprawda – powiedziała Nerissa. – Właściwie wczoraj nie poświęcił mi pan wiele uwagi, a wcale nie sądzę, aby później chciał pan ze mną zatańczyć.

Bardzo dokładnie pamiętała, jak zachowywał się wówczas sir Montague. Przypominała sobie, że popisywał się przed siedzącą po jego prawej ręce damą, wyjątkowo atrakcyjną, rudowłosą, ze szmaragdowym diademem na głowie. Potem, jak pamiętała, gdy panowie powrócili do dam, on od razu podszedł do tamtej pani i najwyraźniej miał jej wiele do powiedzenia. Więc dlaczego, zastanawiała się Nerissa, zachowywał się teraz w ten sposób?

Nagle domyśliła się przyczyny. To za namową Delfiny, która poprosiła go, by trzymał ją z dala od księcia! Niestety, siostra pewnie dowiedziała się o ich wspólnej przejażdżce o poranku.

Ta teoria wydawała się dość nieprawdopodobna, więc Nerissa pomyślała, że sama ją wymyśliła. Jednak intuicja utwierdzała ją w przekonaniu, że ma rację. Ogarnęło ją przerażenie.

Odstawiła kieliszek, wysączywszy tylko niewielki łyk, i wstała, zanim sir Montague zdołał ją powstrzymać.