Выбрать главу

– Było mi bardzo miło, ale naprawdę muszę już iść i sprawdzić, czy wrócił mój ojciec. Wiem, że zwiedzanie wystawy go zmęczyło, a jest parę spraw, które muszę z nim omówić.

– Ja mam z panią nie mniej do omówienia – odparł sir Montague – więc upewnię się, czy przy kolacji będziemy siedzieć obok siebie, a potem możemy pójść potańczyć. Albo, jeśli pani woli, pokażę pani zakątki tego domu, których dotąd pani nie widziała.

– Dziękuję, to bardzo miło z pańskiej strony – powiedziała Nerissa wymijająco.

Zdążył już podnieść się z kanapy i podejść do drzwi, zagradzając jej drogę.

– Zanim pani odejdzie, chcę wyznać, jak bardzo podziwiam jej urodę, i jak powabnymi znajduję pani usta. – Dziewczyna zamarła w bezruchu, po czym chciała cofnąć się, lecz nie zdążyła, bo on już ją objął. – Mam uczucie – mówił Montague – że nikt pani nie całował i chcę być tym pierwszym.

– Nie, nie, proszę tego nie robić! – protestowała Nerissa. – Usiłowała się wyrwać, odpychając go obiema rękami, lecz zdawała sobie sprawę z siły jego ramion i miała przerażające uczucie, że znalazła się w pułapce bez wyjścia. – Proszę, proszę… Nie wolno panu tego robić!

– Nie powstrzyma mnie pani. Chcę pocałunku, Nerisso, bardzo dawno niczego tak nie pragnąłem.

Trzymał ją przy sobie, lecz ona wciąż odwracała głowę to w jedną, to w drugą stronę. Ze zgrozą zdała sobie sprawę, że nie ucieknie, a pocałunek jest tylko kwestią sekund.

– Proszę mnie puścić! – wołała.

A gdy przyciągnął ją jeszcze bliżej, zaczęła krzyczeć.

– Jesteś moja, mała boginko wiosny! – mówił sir Montague.

Nerissa znów krzyknęła. Wtem od drzwi rozległ się chłodny, wręcz lodowaty głos.

– Co tu się dzieje i kto krzyczy? – pytał książę.

Nerissa wiedziała, że jest uratowana. Sir Montague puścił ją, ona zaś wyrwała się i pobiegła ku swemu wybawcy, który stał w progu, imponujący i groźny. Bezwiednie wyciągnęła ku niemu rękę, wciąż roztrzęsiona z trwogi. Przez chwilę nikt się nie odzywał, w końcu przemówił książę:

– Dziwiłem się właśnie, dlaczego opuścił pan wystawę tak wcześnie, i Sylwia także się nad tym zastanawiała!

– Jak pan wie, Lynchester, wszystko ma swoją miarę! – powiedział Montague butnie.

– Najwyraźniej tego właśnie zdania jest panna Stanley – stwierdził książę.

Na dźwięk swego nazwiska Nerissa, czując się już bezpieczna przed zakusami sir Montague’ego, uznała, że nie powinna dłużej pozostawać w pokoju.

Cichutko coś powiedziała, odsunęła się od księcia i wyszła. Obaj panowie wsłuchiwali się w cichnące w oddali odgłosy kroków. Potem książę powiedział:

– Ona jest za młoda na pana zapędy, Montague, i proponuję, abyś zostawił ją w spokoju.

– Oczywiście, skoro pan nalega. Właściwie to nie był mój pomysł, tylko Delfiny Bramwell. Sądzę, że jest zaniepokojona, gdyż pan patrzy w innym kierunku, niż ona się spodziewała.

Sir Montague nie czekając na odpowiedź wyszedł nonszalancko z pokoju, jak zawsze, gdy był zakłopotany. Książę nawet nie obejrzał się za nim, tylko podszedł do okna i stał wyglądając na dwór.

Rozdział piąty

Schodząc na kolację, Nerissa czuła się zażenowana. Najchętniej pozostałaby w pokoju, by nie spotkać się z księciem, który mógłby wytknąć jej nierozwagę z powodu pójścia samej do salonu z nowo poznanym człowiekiem. Wiedziała, że nigdy nie zdoła wyjaśnić, jak trudno byłoby jej odmówić, nie robiąc sceny. A przecież sytuacja, jaka powstała, przeszła nawet najgorsze oczekiwania. Dziewczyna czuła się upokorzona.

Wybrała inną sukienkę Delfiny, tym razem z bladoniebieskiej, przejrzystej gazy, a Mary przystroiła ją drobnymi białymi orchideami leciuteńko zabarwionymi na różowo. Były tak piękne, że Nerissa żałowała, iż je ścięto, ponieważ uważała, że kwiaty powinny rosnąć aż do naturalnego końca swego życia. Lecz tylko kwiaty mogły ją uratować przed wyglądem kopciuszka pośród wytwornych dam.

Goście stali w grupkach pod żyrandolami, a światło świec migotało na ich klejnotach, oświetlało piękne twarze i lśniące oczy. Nerissa pomyślała, że chyba nigdzie nie zaproszono szykowniejszych gości, gdyż nawet panowie wyglądali nadzwyczaj elegancko w wysokich, nakrochmalonych krawatach z muślinu i czarnych, jedwabnych spodniach zapiętych pod kolanami.

Prędko podeszła do ojca i dopiero wtedy zauważyła, że rozmawia on z księciem.

– Jestem pewien, Wasza Książęca Mość – mówił Marcus Stanley – że także w tym elżbietańskim domu urządzano liczne uroczystości.

– Chyba o nich nie słyszałem – powiedział książę.

– Odbywały się od początku maja – opowiadał Marcus Stanley – w tym święto plonów, podobne do obecnych dożynek, święta na cześć rozmaitych świętych, a także, jak podejrzewam, święto kwiatów.

Zanim książę zdołał odpowiedzieć, Delfina, która już znalazła się u jego boku, zawołała:

– Jaki wspaniały pomysł! Może jutro wieczorem urządzilibyśmy takie święto? Panie mogłyby wystąpić w kwiatach, które pasowałyby do ich urody.

Podniosła swą piękną twarzyczkę ku księciu, a Nerissa uznała, że siostra z pewnością już widzi się przebrana za różę, jaką zawsze, w swojej opinii, przypominała.

– Nie mam nic przeciw temu – powiedział wolno książę.

Teraz kilka innych dam, przysłuchujących się rozmowie, dołączyło swoje prośby.

– Ależ oczywiście! To byłoby bardzo efektowne, bo gdzież indziej spotka się taki wybór kwiatów, jak w ogrodach i w palmiarni Waszej Książęcej Mości.

– Są do dyspozycji moich gości – oświadczył książę – lecz zabraniam paniom zrywania moich wspaniałych orchidei.

Popatrzył na drobne kwiatki we włosach Nerissy, a dziewczyna zarumieniła się, czując, że nie ma prawa ich nosić.

Przeciw temu zaprotestowała Delfina.

– Och, Talbocie – zawołała – obiecywałeś mi, że będę mogła nosić twoje gwiaździste orchidee, gdy zakwitną, a wczoraj widziałam rozwijające się pąki.

– Moje orchidee gwiaździste, jak je nazywasz, są tak cenne, że z całego kraju zjeżdżają się naukowcy, by je podziwiać. Nigdzie indziej w Anglii nie udało się ich wyhodować.

– Więc może nie powinniśmy organizować święta kwiatów – zaproponowała Delfina z kwaśną miną.

Podniosły się okrzyki protestu ze strony pozostałych dam.

– Jak możesz być tak niemiła, Delfino – skarżyły się – i pozbawiać nas wspaniałej okazji wystąpienia w przebraniu?

– Poza tym, dodała jedna z dam – jestem pewna, że nasz hojny gospodarz przygotuje nagrody za najpiękniejsze kostiumy.

Rzuciła przy tym przekorne spojrzenie Delfinie, a książę powiedział:

– Jestem gotów ufundować nagrody, lecz oceniać będziemy na podstawie tajnego głosowania wszystkich panów.

Panie pisnęły z radości, a jakiś jegomość powiedział:

– Cieszę się, że przewidziano dla nas jakiś obowiązek! Już obawiałem się, że pozostanie nam tylko przyglądanie się występom pań.

– Głosy panów będą niezmiernie ważne – zapewnił go książę – myślę też, że panu Stanleyowi należą się od nas wszystkich specjalne podziękowania za poddanie pomysłu tak oryginalnej rozrywki.

Jednakże Delfina wciąż się dąsała.

– Marzyłam o twoich orchideach, Talbocie – żaliła się – i nie mogę uwierzyć, że będziesz tak okrutny i zniweczysz moje marzenia.

Mówiła tonem tak miękkim i poufałym, że Nerissa czuła się skrępowana. Odwróciła się więc do ojca ze słowami:

– To był znakomity pomysł, tato, a przy okazji przypomniał mi się sen o kwiatach, jaki śnił mi się pierwszej nocy po przybyciu tutaj.