Выбрать главу

Sarah Waters

Niebanalna więź

Przełożyła Magdalena Gawlik-Małkowska

Tytuł oryginału: Affinity

Copyright © Sarah Waters 1999

Dla Caroline Halliday

Podziękowania

Przesyłam podziękowania Laurze Gowing, Judith Murray, Hanyi Yanagihara, Julie Grau, Sally Abbey, Sally O-J, Judith Skinner, Simeonowi Shoulowi, Kathy Watson, Leonowi Feinsteinowi, Desie Philippi, Carol Swain, Judy Easter, Bernardowi Golfierowi, Joy Toperoff, Alanowi Melzakowi oraz Ceri Williams.

Praca nad "Niebanalną więzią" została częściowo sfinansowana przez London Arts Board New London Writers Award, za co również jestem głęboko wdzięczna.

3 sierpnia 1873

Nigdy w życiu tak się nie bałam. Zostawili mnie w ciemności; piszę przy nikłym świetle padającym z okna. Zaprowadzili do mojego pokoju, drzwi zamknęli na klucz. Kazali to zrobić Ruth, ale odmówiła. "Jak to – spytała – mam zamknąć własną panią, która niczemu nie zawiniła?". Wreszcie lekarz zabrał jej klucz i sam zamknął drzwi, a następnie odprawił Ruth. W domu huczy od głosów, wszyscy powtarzają moje imię. Gdy przymykam oczy i nasłuchuję, zdaje mi się, że to zwykła noc. Jakbym czekała, aż przyjdzie pani Brink i zaprowadzi mnie na dół, a Madeleine lub inna dziewczyna będzie się rumienić i myśleć o Peterze, o jego czarnym, sumiastym wąsie i lśniących rękach.

Ale pani Brink leży samotnie w wystygłym łożu, a Madeleine rozpaczliwie szlocha na dole. Peter Quick zaś odszedł, tym razem chyba na zawsze.

Był zbyt szorstki, a Madeleine zbyt lękliwa. Kiedy jej powiedziałam, że wyczuwam jego obecność, zadygotała jak osika i z całej siły zacisnęła powieki. "To tylko Peter – tłumaczyłam. – Przecież się go nie boisz, prawda? Zobacz, przyszedł, popatrz na niego, otwórz oczy". Ale ona nie chciała i powtarzała w kółko: "Och, tak strasznie się boję! Och, panno Dawes, proszę sprawić, by nie podchodził bliżej!".

Cóż, słyszałam podobne słowa od wielu dam, które po raz pierwszy miały z nim do czynienia na osobności. Słysząc to, wybuchnął śmiechem. "Jakże to – spytał. – Przebyłem taką drogę, żeby teraz dać się odesłać? Czy ty wiesz, ile trudu kosztuje mnie taka podróż, ile muszę wycierpieć z twojego powodu?". Madeleine zaczęła płakać, niektóre płaczą, naturalnie. "Peter – powiedziałam – bądź miły, Madeleine tylko się boi. Okaż nieco zrozumienia, a z pewnością pozwoli ci podejść bliżej". Kiedy jednak ostrożnie wyciągnął dłoń w jej kierunku, dziewczyna krzyknęła, po czym zbladła jak płótno i zesztywniała. "Cóż to ma być, gtupia? – zapytał Peter. – Wszystko psujesz. Chcesz poczuć się lepiej, czy nie?". Lecz ona tylko ponownie krzyknęła, po czym rzuciła się na podłogę i zaczęła wierzgać. Nigdy nie widziałam, aby kobieta reagowała w ten sposób. "Peter, na miłość boską!" – zawołałam. Rzucił mi przelotne spojrzenie. "Uspokój się, ty mała suko" – powiedział. Złapał ją za nogi i położył moje ręce na ustach dziewczyny. Chciałam ją tylko uciszyć, kiedy jednak cofnęłam dłonie, miałam na nich krew. Musiała przygryźć sobie język albo uderzyć się w nos. Zrazu nie wiedziałam nawet, że to krew; była czarna, a zarazem gęsta i ciepła niczym lak.

Pomimo krwi w ustach Madeleine nie przestawała krzyczeć. Wreszcie hałas zwabił panią Brink. Z korytarza dobiegły jej kroki, a następnie przestraszony głos: "Co się stało, panno Dawes? – zawołała. – Czy jest pani ranna?". Słysząc ją, Madeleine wykręciła się jak piskorz, krzycząc donośnie: "Pani Brink, pani Brink, oni chcą mnie zamordować!".

Peter nachylił się i uderzył ją w twarz, wtedy ucichła i znieruchomiała. Przyszło mi do głowy, że może naprawdę ją zabiliśmy. "Peter, coś ty narobił – powiedziałam. – Wracaj, skąd przyszedłeś! Musisz stąd odejść". Lecz gdy podszedł do kotary, rozległ się szczęk klamki i do pokoju weszła pani Brink. Otworzyła drzwi swoim kluczem. W ręku trzymała lampę. "Proszę zamknąć drzwi – odezwałam się – tu jest Peter, światło może wyrządzić mu krzywdę". Ale ona zapytała tylko: "Co się tu dzieje? Co jej zrobiliście?". Spojrzała na Madeleine, leżącą na podłodze nieruchomo, z rudymi włosami rozrzuconymi dokoła, potem na moją podartą suknię i zakrwawione dłonie, nie czarne już, lecz szkarłatne. Wreszcie przeniosła wzrok na Petera. Zasłaniał rękami twarz, wołając: "Zabierzcie światło!". Rozchylone poły szaty ukazywały jego białe nogi. Pani Brink stanęła jak wryta, wreszcie lampa w jej dłoni zadrżała. Kobieta krzyknęła, po czym znów popatrzyła na mnie, następnie na Madeleine, i położyła rękę na sercu. "Tylko nie ona! – zawołała, a potem: – Mamo, mamo!". Wreszcie odłożyła lampę na stół i odwróciła twarz do ściany; kiedy podeszłam bliżej, odepchnęła mnie.

Rozejrzałam się za Peterem, lecz on tymczasem zniknął. Na ciemnej, rozedrganej kotarze pozostał tylko lśniący ślad ręki.

To pani Brink umarła, nie Madeleine. Madeleine tylko zemdlała; pokojówka doprowadziła ją do porządku i przeszły do drugiego pokoju. Słyszałam jej kroki i płacz. Tymczasem pani Brink zasłabła nagle, aż wreszcie nie mogła ustać na nogach. Wtedy przybiegła Ruth, pytając, co się stało. Ułożyła nieprzytomną na sofie w bawialni, cały czas ściskając jej rękę i powtarzając: "Zaraz pani przejdzie, jesteśmy tutaj, ja i panna Dawes, nie pozwolimy pani zachorować". Pani Brink wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie mogła. Widząc to, Ruth postanowiła wezwać lekarza. Kiedy ją badał, Ruth z płaczem trzymała panią za rękę, zaklinając się, że jej nie puści. Wkrótce potem pani Brink umarła. Ruth twierdziła, że nie powiedziała przed śmiercią nic więcej, wołała tylko swoją matkę. Zdaniem lekarza konające damy często stają się jak dzieci. Wyjaśnił, że serce pani Brink spuchło i zawsze musiało być bardzo słabe, po czym wyraził zdziwienie, że dożyła tak późnego wieku.

I byłby wyszedł, nie zapytawszy o przyczynę szoku, ale wówczas zjawiła się pani Silvester i kazała mu zbadać Madeleine. Dziewczyna miała na ciele pełno sińców; na ten widok lekarz spoważniał i oznajmił, że sprawa jest dziwniejsza, niż przypuszczał. "Dziwniejsza?- zawołała pani Silvester. – Rzekłabym raczej, że bardzo podejrzana!". Następnie wezwała policjanta, dlatego zamknęli mnie w pokoju. Policjant wypytywał Madeleine, kto zrobił jej krzywdę. Madeleine odpowiedziała, że Peter Quick. "Peter Quick? – zdziwił się policjant. – Peter Quick? Co też panienka opowiada?".

W wielkim domu panuje chłód; jest sierpień, ale mnie dokucza przeraźliwe zimno. Chyba już nigdy się nie rozgrzeję! Nigdy nie odzyskam spokoju i nigdy nie będę sobą. Rozglądam się po pokoju: nic tu nie należy do mnie. Z ogrodu pani Brink dolatuje woń kwiatów, a z toaletki zapach lakierowanego drewna oraz perfum jej matki; widzę kolory dywanu, papierosy, które skręciłam dla Petera, blask klejnotów w szkatułce i własną pobladłą twarz w lustrze, lecz wszystko wydaje mi się obce. Chciałabym zamknąć oczy i ponownie znaleźć się w Bethnal Green obok cioteczki, siedzącej jak zwykle na swym drewnianym krześle. Wolałabym nawet znaleźć się w hotelu pana Vincy'ego, w swoim pokoju z widokiem na ceglaną ścianę za oknem. Wolałabym to sto razy niż siedzieć tu, gdzie jestem teraz.

Już późno, w Cristal Palace zgaszono światła. Dostrzegam tylko czarny, potężny zarys budowli na tle nieba.

Słyszę głos policjanta, pani Silvester krzyczy, doprowadzając Madeleine do płaczu. Pokój pani Brink to jedyne ciche pomieszczenie w domu. Wiem, że ona tam jest, sama w ciemności. Wiem, że leży nieruchomo z rozpuszczonymi włosami, przykryta kocem. Być może nasłuchuje krzyków i szlochów, może nadal pragnie otworzyć usta i przemówić. Wiem, co powiedziałaby, gdyby mogła. Wiem to tak dobrze, że prawie słyszę jej słowa.