– Doprawdy, Margaret! – powiedziała. – Masz tyle pięknej biżuterii, a nosisz takie starocie!
– Dostałam go od taty – zaoponowałam. Nie powiedziałam jej o ukrytym wewnątrz kosmyku jasnych włosów, nie wie, że go mam.
– Takie brzydactwo! – zawołała.
Skoro zależy mi na pamiątce po ojcu, to dlaczego nie noszę broszek ani pierścionków, które kazała wykonać po jego śmierci? Bez słowa ukryłam medalion pod koszulą nocną. Jego chłód przejął mnie dreszczem.
Pijąc chloral, zobaczyłam, jak lustruje obrazki przypięte nad sekretarzykiem i dziennik. Był zamknięty, ale między kartkami tkwił wsunięty ołówek.
– Co to jest? – spytała. – Co ty tam piszesz?
Oświadczyła, że niezdrowo jest siedzieć zbyt długo nad dziennikiem; zmęczy mnie to i przygna dawne, mroczne myśli. Po co dajesz mi środek nasenny, pomyślałam, skoro nie chcesz, żebym się zmęczyła? Ale nie powiedziałam tego głośno. Schowałam dziennik i po wyjściu matki wyjęłam go ponownie.
Dwa dni temu pan Barclay sięgnął po odłożoną przez Priscillę książkę, po czym wyśmiał jej treść. Nie lubi kobiet piszących. Jego zdaniem kobiety potrafią jedynie tworzyć "dzienniki serca". Nie mogę uwolnić się od tego określenia. Rozmyślam o swym ostatnim dzienniku, który nosił ślady mej własnej krwi i płonął tak długo, jak ponoć płonie ludzkie serce, kiedy je spalić. Ten dziennik będzie inny. Pragnę, aby moje zapiski nie przywołały dawnych refleksji, lecz – podobnie jak chloral – trzymały je z dala ode mnie.
Ach, i byłoby tak, gdyby dzisiejsza wizyta w Millbank nie nasunęła mi dziwacznych wspomnień. Ponownie sporządziłam wierną relację, opisując krok po kroku pobyt w żeńskim więzieniu, lecz zamiast koić, owo zajęcie wyostrzyło mój umysł i przepływające myśli nadziewają się nań jak na rożen. "Proszę nas wspomnieć, kiedy następnym razem nie będzie pani mogła zasnąć", powiedziała Dawes w ubiegłym tygodniu, zatem czynię to teraz. Myślę o uwięzionych w mroku kobietach, które zamiast leżeć nieruchomo, niespokojnie krążą po swoich celach. Szukają sznurów, które mogłyby obwiązać wokół własnej szyi. Ostrzą noże, żeby się okaleczyć. Jane Jarvis, prostytutka, woła White przebywającą dwa piętra niżej, a Dawes półgłosem recytuje wyuczony tekst. Słowa zaczynają do mnie docierać i przyłączam się do niej w posępnym duecie.
12 października 1872
Częste pytania i odpowiedzi na temat sfer, autorstwa eksperta w tej dziedzinie
Dokąd wędruje duch po opuszczenia ciała, w którym się znajdował?
Wędruje do sfery najniższej, dokąd przechodzą wszystkie nowe dusze.
Jak tam trafia?
W towarzystwie jednego z przewodników tudzież duchów opiekuńczych, które zwiemy aniołami.
Jaka wydaje się najniższa sfera duchowi świeżo przybyłemu z ziemi?
Wydaje mu się miejscem wielkiego spokoju i wesela, jasności, kolorów etc. Mieści w sobie wszelkie pozytywne cechy.
Przez kogo nowy duch zostaje przyjęty i powitany?
Jak już wspomniano, duch dociera tam w towarzystwie przewodnika, który prowadzi go do miejsca, gdzie czekają nań przyjaciele i członkowie rodziny, którzy trafili tam przed nim. Witają go z uśmiechem, a następnie prowadzą do zbiornika lśniącej wody, gdzie może zażyć kąpieli. Dają mu odzież, aby się okrył i pokazują dom, w którym ma zamieszkać. Odzież i dom są piękne i przepysznie wykonane.
Na czym polegają obowiązki ducha w najniższej sferze?
Jego obowiązkiem jest oczyścić swe myśli przed podróżą do kolejnej sfery.
Ile jest sfer, które musi minąć na swej drodze?
Siedem. Najwyższa z nich to dom MIŁOŚCI, którą zwiemy BOGIEM!
Czy duchy osób umiarkowanie religijnych, życzliwych, prawych etc. mogą liczyć na pomyślne przebycie drogi z jednej sfery do drugiej?
Ludzie o dobrym i szlachetnym usposobieniu uczynią to bez trudu, bez względu na ich ziemskie pochodzenie. Ludzie o niskich pobudkach, mściwi i popędliwi, napotkają na swej drodze rozmaite – tutaj papier jest przedarty, chyba chodzi o słówo "przeszkody". Ludzie nikczemni nie mają wstępu nawet do opisanej wyżej najniższej sfery. Znajdą się w ciemności i będą harować dopóty, dopóki nie okażą żalu za grzechy, a także nie odpokutują za zło, które wyrządzili. Ów proces może potrwać nawet tysiące lat.
Jak wygląda relacja pomiędzy medium a wspomnianymi sferami?
Medium nie posiada prawa wstępu do owych sfer, niekiedy staje tylko u ich bram i z daleka ogląda cuda w nich zawarte. Czasem pozwala mu się również zajrzeć do piekieł.
Co jest prawdziwym domem medium?
Prawdziwym domem medium nie jest ani ten świat, ani następny, jeno owo mgliste, dyskusyjne miejsce znajdujące się pomiędzy nimi.
Tutaj pan Vincy wkleit notkę: "Jesteś medium poszukującym własnego domu? Znajdziesz go w…" – tu umieścił adres swego hotelu. Dostał tę książkę od pewnego dżentlemena w Hackney i zamierza przekazać ją jegomościowi z Farrington Road. Przyniósł mi ją ukradkiem ze słowami: "Zważ, pani, że nie pokazuję jej byle komu. Nie trafi na przykład w ręce panny Sibree. Trzymam owe książki jedynie dla osób, które darzę specjalnymi względami".
Aby uchronić kwiat przed zwiędnięciem: Dodać do wody nieco gliceryny. Dzięki temu płatki nie opadną ani nie zbrązowieją.
Aby przedmiot fosforyzował: Zakupić pewną ilość fosforyzującej farby, najlepiej w sklepie, gdzie nas nie znają. Rozcieńczyć farbę odrobiną terpentyny i namoczyć w niej paski muślinu. Muślin wysuszyć, a następnie strząsnąć zeń proszek, którym można pokryć każdy przedmiot. Woń terpentyny można zatuszować kroplą pachnidła.
15 października 1874
Do Millbank. Przy bramie wewnętrznej zastałam grupę strażników z męskiego więzienia oraz dwie strażniczki – pannę Ridley i pannę Manning, w narzuconych płaszczach z grubego sukna i w kapturach. Na mój widok panna Ridley skinęła głową. Wyjaśniła, że czekają na przyjazd skazanych z policyjnych aresztów i innych więzień; ona i panna Manning mają odebrać kobiety. Zapytałam, czy mogę poczekać z nimi. Nigdy nie widziałam, jak postępują z nowymi więźniami. Postaliśmy chwilę. Strażnicy chuchali w zziębnięte dłonie. Naraz od strony domku dozorcy dobiegło wołanie, po którym dał się słyszeć stukot kopyt oraz zgrzyt kół i na żwirowy dziedziniec Millbank wtoczył się posępny wóz bez okien – furgon więzienny. Panna Ridley i starszy strażnik powitali woźnicę, po czym otworzyli drzwi pojazdu.
– Najpierw wypuszczą kobiety – powiedziała do mnie panna Manning. – Proszę spojrzeć, idą. – Podeszła bliżej, szczelniej otulając się płaszczem. Ja jednak nie ruszyłam się z miejsca, wiedziona chęcią dokładniejszego przyjrzenia się nowo przybyłym.
Było ich cztery – trzy młode dziewczęta oraz kobieta w średnim wieku, z posiniaczonym policzkiem. Wszystkie trzymały przed sobą ręce skute kajdankami; chwiejnie zeskakiwały z wozu i niepewnie toczyły wzrokiem po bladym niebie, upiornych wieżach i żółtych murach Millbank. Jedynie na najstarszej widok ów zdawał się nie robić żadnego wrażenia. Jak się okazało, widywała go nieraz, kiedy bowiem stanęły w nierównym szeregu, zobaczyłam, jak panna Ridley mruży oczy.
– Ty znowu tutaj, Williams? – odezwała się, i posiniaczona twarz kobiety pociemniała.
Szłam z tyłu, za panną Manning. Młodsze kobiety nadal rozglądały się lękliwie; jedna szepnęła coś sąsiadce, czym naraziła się na połajanki. Ich niepewność przypomniała mi moją pierwszą wizytę w więzieniu, niespełna miesiąc temu. W ciągu tego czasu przywykłam do bliźniaczych korytarzy, które początkowo powodowały dezorientację, do strażniczek oraz wszelakich krat, wrót i zamków, których łoskoty różniły się w zależności od ich wielkości i przeznaczenia. Owa szczególna myśl wzbudziła we mnie na poły satysfakcję, na poły niepokój. Wspomniałam bowiem słowa panny Ridley o tym, jak po omacku znalazłaby drogę. Jakże się wówczas nad nią litowałam: w moich oczach była niewolnicą Millbank na równi ze swymi podopiecznymi.