Dlatego niemal z radością przyjęłam fakt, iż wchodzimy do budynku dla kobiet wejściem, którego nie znałam, i mijamy szereg pomieszczeń, których dotąd nie było mi dane ujrzeć. W pierwszym z nich zastałyśmy pracownicę odpowiedzialną za sprawdzenie papierów nowych skazanych i wprowadzenie danych do pokaźnego dziennika. Ona również popatrzyła srogo na więźniarkę z siniakiem.
– Ty nie musisz się przedstawiać – powiedziała, zapisując coś na kartce. – Co tym razem, panno Ridley?
Panna Ridley zajrzała do swoich dokumentów.
– Kradzież – odrzekła krótko. – I okrutna napaść na policjanta, który złapał ją na gorącym uczynku. Cztery lata.
Kobieta przy biurku pokręciła głową.
– Przecież w zeszłym roku wyszłaś na wolność, Williams. O ile dobrze pamiętam, miałaś nadzieję na posadę u pewnej katolickiej damy. Co się stało?
Panna Ridley odpowiedziała, że do kradzieży doszło właśnie w domu owej damy, policjant zaś został pobity jednym z przedmiotów do niej należących. Kiedy wszystkie szczegóły zostały skrzętnie zapisane, rejestratorka kazała Williams odejść na bok i gestem przywołała następną skazaną. Była to ciemnowłosa dziewczyna o cygańskim wyglądzie. Rejestratorka zanotowała coś w swoim zeszycie.
– Kolej na ciebie, Czarnooka Sue – powiedziała wreszcie łagodnie. – Jak się nazywasz?
Dziewczyna nazywała się Jane Bonn, miała dwadzieścia dwa lata i trafiła do Millbank za spędzenie płodu.
Kolejna – zapomniałam jej nazwisko – liczyła sobie lat dwadzieścia cztery i była uliczną złodziejką.
Trzecia miała lat siedemnaście, włamała się do sklepowej piwnicy i podłożyła ogień. Pod gradem pytań wybuchła płaczem, po czym uniosła rękę do twarzy i jęła żałośnie pocierać mokre oczy i nos. Panna Manning podała jej chustkę.
– Nie płacz – odezwała się. – Płaczesz, bo jesteś wystraszona. – I pogłaskała dziewczynę po kędzierzawych włosach. – Już dobrze.
Panna Ridley spoglądała na to bez słowa. Rejestratorka westchnęła tylko, znalazła w zeszycie błąd i gorliwie rzuciła się, aby go poprawić.
Po dopełnieniu formalności nowo przybyłe zostały zaprowadzone do kolejnego pomieszczenia. Nikt nie dał mi do zrozumienia, abym udała się do swych zwykłych zajęć, dlatego postanowiłam uczestniczyć w procedurze do końca. W pomieszczeniu znajdowała się ławka, na której polecono usiąść skazanym, oraz jedno jedyne krzesło. Krzesło złowróżbnie stało pośrodku, tuż obok niewielkiego stolika. Na stoliku leżały nożyczki oraz grzebień; na ich widok obie młode więźniarki zadrżały.
– Tak jest – powiedziała szyderczo starsza więźniarka – trzęście się. Tutaj obetną wam włosy. – Panna Ridley natychmiast ją uciszyła, ale słowa tamtej zrobiły swoje i dziewczęta wyglądały na jeszcze bardziej przerażone niż przedtem.
– Proszę – krzyknęła jedna z nich – niech pani nie obcina mi włosów! Błagam panią!
Panna Ridley podniosła nożyczki i kilkakrotnie przecięła nimi powietrze.
– Pomyślałby kto – odezwała się, spoglądając prosto na mnie – że zamierzam wykłuć im oczy, prawda, panno Prior? – Wskazała nożyczkami na jedną z rozdygotanych dziewcząt – podpalaczkę – gestem każąc jej usiąść na krześle. – Podejdź no tutaj – poleciła, a gdy tamta się zawahała, powtórzyła: – Tutaj! – tak groźnym tonem, że nawet mnie przeszły ciarki po grzbiecie. – A może mam zawołać kilku dozorców, żeby cię przytrzymali za ręce i nogi? Właśnie skończyli u mężczyzn, nie będą się patyczkować.
Dziewczyna podniosła się z ociąganiem i chwiejnie przycupnęła na krześle. Panna Ridley ściągnęła jej czepek, po czym przeczesała palcami włosy, rozluźniając loki i wyjmując szpilki. Czepek został przekazany rejestratorce, która uczyniła stosowną adnotację w swym wielkim dzienniku, pogwizdując przy tym pod nosem i obracając na języku miętówkę. Miedzianobrązowe włosy dziewczyny były miejscami sztywne i pociemniałe od potu tudzież pomady. Czując, jak opadają jej na kark, ponownie zaczęła płakać, na co panna Ridley powiedziała z westchnieniem:
– Głuptasie, przecież przytnę je tylko do brody. Poza tym kto będzie cię tutaj oglądał?
Jej słowa wywołały oczywiście kolejny potok łez. Obojętna na te lamenty strażniczka rozczesała grzebieniem tłuste kosmyki dziewczyny i chwyciwszy je jedną ręką, zaczęła ciąć. Pomyślałam o własnych włosach, które Ellis rozczesała w podobny sposób nie dalej jak trzy godziny temu. Wydało mi się, jakby każde pasmo stanęło nagle, napinając się na szpilkach. To było straszne, siedzieć tak i patrzeć na błyskające nożyczki, podczas gdy dziewczyna dygotała, rozpaczliwie lejąc łzy. Straszne, a mimo to nie mogłam odwrócić wzroku. Podobnie jak pozostałe trzy więźniarki, mogłam tylko patrzeć, urzeczona i zażenowana. Wreszcie strażniczka uniosła rękę, a obcięte włosy zwisły bezwładnie; kiedy dwa lub trzy luźne pasma opadły na wilgotną twarz dziewczyny, tamte wzdrygnęły się, podobnie jak ja.
Panna Ridley spytała, czy chce, aby zachowano jej włosy. Wygląda na to, że więźniarki mogą prosić o przechowanie obciętych włosów wraz z innymi rzeczami, które odbiorą po odsiedzeniu wyroku. Dziewczyna spojrzała na kosmyki i potrząsnęła głową.
– Dobrze – odrzekła panna Ridley i wrzuciła obcięte pasma do wiklinowego kosza. – W Millbank potrafimy z nich zrobić użytek – rzuciła posępnie pod moim adresem.
Ostrzyżono kolejne kobiety – starsza więźniarka poddała się zabiegowi z manifestacyjnie stoickim spokojem, złodziejka z rozpaczą, a Czarnooka Sue, ta od aborcji, której długie, czarne włosy wisiały niczym kaptur ze smoły albo melasy, szarpała się, kopała i przeklinała. Zawołano rejestratorkę, aby pomogła pannie Manning przytrzymać ją za ręce, panna Ridley zaś zadyszała się i poczerwieniała.
– Już po wszystkim, ty mała dzikusko! – oznajmiła wreszcie. – Proszę, ile miałaś włosów, ledwo obejmuję je ręką! – Uniosła do góry pęk czarnych loków.
Rejestratorka podeszła bliżej i dotknęła ich palcami.
– Piękne! – odezwała się z podziwem. – Prawdziwe hiszpańskie sploty. Musimy przewiązać je nicią, panno Manning. Byłaby z nich śliczna peruka. – Odwróciła się do dziewczyny. – I co tak wytrzeszczasz oczyska? Będziesz nam dziękować, gdy za sześć lat damy ci je z powrotem!
Panna Manning przyniosła sznurek; związano włosy i dziewczyna wróciła na ławkę. Na jej szyi widniała czerwona szrama od nożyczek.
Patrzyłam na to wszystko coraz bardziej zakłopotana. Więźniarki chwilę obrzucały mnie ukradkowymi, lękliwymi spojrzeniami, jakby zachodziły w głowę, jaką też paskudną rolę przyjdzie mi odegrać w tym odrażającym spektaklu. W pewnej chwili panna Ridley upomniała młodą Cygankę:
– Wstydź się, dama wizytująca patrzy! Zobaczysz, że w ogóle cię nie odwiedzi!
Gdy postrzyżyny dobiegły końca i panna Ridley odeszła na bok, aby wytrzeć ręce, podeszłam bliżej, pytając ściszonym głosem, co teraz będzie z kobietami. Wyjaśniła normalnym tonem, że się rozbiorą, wykąpią, a następnie zostaną oddane w ręce więziennego lekarza.