Выбрать главу

Przysunęła się nieco bliżej i położyła rękę na piersi.

– Kiedy pani do mnie przychodzi, panno Prior – powiedziała – czuję pani smutek. Jakby wypełniała mnie ciemność, o tutaj. Ach, cóż to za ból! Zrazu pomyślałam, iż spustoszył panią do cna, pozostawiając opróżnioną jak wydmuszka. Moim zdaniem pani też myśli, że tak jest. Ale pani nie jest pusta. Przeciwnie, pani zawartość tkwi nienaruszona, tyle że zamknęła się pani na cztery spusty. Cóż się tam kryje takiego, co nie może ujrzeć dziennego światła? – Postukała się w pierś. Następnie uniosła drugą rękę i delikatnie dotknęła mnie w tym samym miejscu, gdzie przed chwilą dotykała siebie…

Wzdrygnęłam się, jakby przeszedł mnie prąd. Otworzyła szeroko oczy, na jej ustach zamajaczył uśmiech. W wyniku zwykłego acz niezwykle osobliwego zbiegu okoliczności odnalazła pod suknią medalion, po czym obrysowała palcem jego kształt. Łańcuszek napiął się wyczuwalnie. Ów gest zdał mi się tak intymny i bezpośredni, że pisząc to teraz, odnoszę wrażenie, iż powiodła palcem w górę, a następnie wsunęła mi dłoń pod kołnierzyk i zdjęła medalion. Ale nie, ręka pozostała na mojej piersi, a jej nacisk wzmógł się nieco. Dawes stała nieruchomo, z lekko przechyloną głową, jakby słuchała tętna wyczuwalnego pod złotem.

Na jej twarzy nastąpiła teraz kolejna zmiana.

– On mówi: "Zawiesiła na szyi brzemię swej miłości i nie chce go zdjąć" – wyszeptała. – "Powiedz jej, że musi je zdjąć". – Skinęła głową. – Uśmiecha się. Czy był mądry jak pani? O tak! Lecz teraz już dowiedział się wielu nowych rzeczy i… ach, jak pragnie, aby pani też mogła je poznać! Ale co on robi? – Wyraz jej twarzy znów uległ zmianie. – Z płaczem potrząsa głową i mówi: "Nie w ten sposób! Ach, Peggy, to nie był właściwy sposób! Dołączysz do mnie, ale nie tak!".

Drżę, zapisując te słowa, wówczas jednak drżałam jeszcze bardziej, czując na sobie jej dłoń i patrząc na odmienioną twarz.

– Dosyć! – powiedziałam i odepchnąwszy jej rękę, odsunęłam się o krok. Chyba wpadłam na kratę, która zaklekotała donośnie. Przycisnęłam dłoń do piersi w miejscu, gdzie przed chwilą mnie dotykała. – Dosyć – powtórzyłam.

– To nonsens!

Twarz jej pobladła; Dawes spoglądała na mnie ze zgrozą, jakby zobaczyła wszystko na własne oczy – krzyki i lamenty, doktora Ashe'a i matkę, gorzki fetor morfiny oraz język spuchnięty od rurki. Przyszłam tu, myśląc wyłącznie o niej, ta kobieta zaś ponownie rzuciła mi w twarz mą własną słabość. I to ona patrzyła na mnie teraz ze współczuciem!

Nie mogłam znieść tego spojrzenia. Odwróciłam się i stanęłam twarzą do kraty. Kiedy zawołałam panią Jelf, mój głos zabrzmiał piskliwie.

Strażniczka zjawiła się natychmiast, jakby czekała gdzieś w pobliżu, po czym bez słowa otworzyła celę, rzucając mi przez ramię zalęknione spojrzenie. Być może uderzyło ją dziwne brzmienie mego głosu. Wyszłam na korytarz. Dawes podniosła włóczkę i machinalnie przeciągała ją między palcami. Stała z twarzą uniesioną ku mnie, jej oczy spoglądały przenikliwie. Pragnęłam rzucić jakąś zdawkową uwagę. Obawiałam się jednak, że wówczas ponownie się odezwie – powie coś o ojcu, za niego, jako on – opowie o jego smutku, gniewie i zażenowaniu.

Dlatego odwróciłam głowę i odeszłam.

Na dole zobaczyłam pannę Ridley, prowadzącą do cel nowe więźniarki. Gdyby nie siny policzek najstarszej, w ogóle bym ich nie rozpoznała: w identycznych czepkach i sukniach o barwie błota wyglądały jednakowo. Odczekawszy, aż znajdą się na miejscu, wróciłam do domu. Zastałam tam Helen, ale nie miałam ochoty z nią rozmawiać: udałam się na górę i zamknęłam drzwi. Przyszła Boyd – nie, nie Boyd, Boyd już nie ma, to była Vigers, ta nowa – i przyniosła mi wodę do mycia, potem zjawiła się matka z fiolką chloralu. Teraz siedzę zziębnięta do szpiku kości. Vigers dołożyła do ognia za mało drewna; nie wie, że lubię pisać do późna. Posiedzę tak w oczekiwaniu na senność. Przygasiłam lampę; od czasu do czasu kładę ręce na kloszu, aby je ogrzać.

Medalion wisi obok lustra, jedyne źródło blasku wśród tylu cieni.

16 października 1874

Rankiem zbudziłam się oszołomiona po nocy pełnej koszmarów. Przyśniło mi się, że mój ojciec żyje – wyglądając przez okno, zobaczyłam go opartego o balustradę Mostu Alberta. Spoglądał na mnie z rozgoryczeniem. Wybiegłam z domu, wołając: "Na miłość boską, papo, myśleliśmy, żeś martwy!". "Martwy?, powtórzył. Spędziłem dwa lata w Millbank! Kazali mi obracać koło i trzewiki mam zdarte do cna, popatrz". Podniósł nogę, żeby pokazać mi zniszczone podeszwy i widoczne przez nie spękane, poranione stopy. Dziwne, pomyślałam, nigdy dotąd nie widziałam jego stóp…

Niedorzeczny sen, i jakże odmienny od koszmarów dręczących mnie tygodniami po jego śmierci, w których siadałam przy grobie, wołając doń poprzez świeżo poruszoną ziemię, rankiem zaś budziłam się z poczuciem, że wciąż czuję ją pod palcami. Ale tym razem ocknęłam się przerażona i gdy Ellis przyniosła mi wodę do mycia, w obawie przed samotnością nakłoniłam ją do rozmowy. Wreszcie powiedziała, że woda wystygnie mi do reszty, i poszła. Zanurzyłam ręce w misce. Woda nie zdążyła jeszcze ostygnąć, para zasnuła lustro. Przecierając je, swoim zwyczajem rozejrzałam się za medalionem. Zniknął! Nie miałam pojęcia, co się z nim stało. Wiem, że ubiegłego wieczoru powiesiłam go przy lustrze, potem może podeszłam i musnęłam palcami złoty krążek. Nie potrafię powiedzieć, kiedy dokładnie poszłam spać, lecz nic w tym dziwnego – ostatecznie takie jest działanie chloralu! – wszak mam niezbitą pewność, że nie zabrałam go do łóżka. Po cóż miałabym to robić? Mógłby się połamać albo zgubić, zresztą dla pewności starannie przeszukałam pościel.

Od rana czuję się jak naga i jestem niepocieszona. Jego brak doskwiera mi niemalże boleśnie. Pytałam Ellis, Vigers, nawet Pris. Tylko matce nie wspomniałam o zgubie ani słowem. Najpierw oskarżyłaby którąś ze służących, a następnie poszłaby po rozum do głowy (sama mówiła, że medalion jest brzydki, a przecież trzymałam go razem z cenniejszymi rzeczami) i uznałaby, że znów się rozchorowałam. Nikogo nie uderzyło owe osobliwe zniknięcie, tejże właśnie nocy, po dziwnej rozmowie z Seliną Dawes.

Już i mnie samą nachodzą obawy o stan mego zdrowia. Może to wina chloralu. Może wstałam, zdjęłam medalion z lustra i schowałam, zupełnie jak Franklin Blake w "Księżycowym kamieniu". Pamiętam, jak ojciec uśmiechał się, czytając tę scenę, lecz pewna dama, która tego dnia zjawiła się z wizytą, potrząsnęła głową. Podobno jej babka pod wpływem laudanum nocą zraniła się kuchennym nożem i wróciła do łóżka, a krew spłynęła do materaca, nieomal pozbawiając ją życia.

Ja chyba nie byłabym do tego zdolna. Na pewno wzięła go któraś z dziewcząt. Może Ellis niechcący zerwała łańcuszek i boi się przyznać? Jedna z więźniarek w Millbank twierdziła, że popsuła broszkę swej pani i zaniosła ją do naprawy, lecz znaleziono przy niej klejnot i została oskarżona o kradzież. Może Ellis woli uniknąć podobnej sytuacji. Może strach kazał jej wyrzucić uszkodzony medalion. Teraz znajdzie go jakiś zamiatacz ulic i podaruje żonie, a ta podważy wieczko brudnym paznokciem, znajdzie w środku pukiel jasnych włosów i zamyśli się przez chwilę nad tym, z czyjej głowy pochodzi i dlaczego go zachowano…