Piszę przy świecy, wątły płomień pełga, kapiąc woskiem. Noc jest zimna, wiatr hula pod drzwiami i unosi dywan. Matka i Pris śpią w swoich łóżkach. Pewnie cała Cheyne Walk śpi, może nawet całe Chelsea. Oprócz mnie, mnie i Vigers, która kręci się na górze, w dawnym pokoju Boyd. Co takiego usłyszała, że nie może spać? Kiedyś sądziłam, że nocą dom nieruchomieje; obecnie dobiega mnie chyba tykanie każdego zegara i repetiera, skrzypienie każdego schodka i deski. Spoglądam na widoczne w szybie odbicie własnej twarzy: wydaje się obca, więc przezornie odwracam głowę. Boję się też wyjrzeć w noc napierającą na okno, albowiem kryje w sobie Millbank wraz z rzeszą zalegających w nim cieni. Gdzieś tam w mroku spoczywa Selina. "Selina" – każe mi napisać swoje imię; każdy ruch pióra czyni ją bardziej rzeczywistą i namacalną. Jest w jednym z cieni. Ma otwarte oczy i patrzy prosto na mnie.
26 listopada 1872
Szkoda, że cioteczka nie może mnie teraz zobaczyć. Mieszkam w Sydenham, w domu pani Brink! Sprowadziła mnie tu w ciągu jednego dnia, mówiąc, że nie pozwoli, bym spędziła u pana Vincy'ego choćby godzinę dłużej. "Droga wolna, łaskawa pani – odparł pan Vincy. – Mam nadzieję, że przysporzy pani samych kłopotów". Panna Sibree pożegnała mnie ze łzami w oczach, ale powiedziała, że na pewno jeszcze o mnie usłyszą. Pani Brink ulokowała mnie we własnym powozie, a kiedy zajechałyśmy na miejsce, myślałam, że zemdleję, ponieważ jej dom to najwspanialsza rezydencja, jaką kiedykolwiek widziałam. Jest otoczony ogrodem, a do drzwi prowadzi żwirowa ścieżka. "Zbladłaś jak ściana, drogie dziecko – zawołała pani Brink. – Wkrótce się przyzwyczaisz". Następnie wzięła mnie za rękę i oprowadziła po domu, pytając: "Poznaje… pamięta?". Odparłam, że nie jestem pewna, gdyż myśli mam jakby za mgłą, na co odpowiedziała: "To przyjdzie z czasem".
Potem przyprowadziła mnie do pokoju, który kiedyś należał do jej matki, odtąd zaś miał należeć do mnie. Jest tak duży, że zrazu wzięłam go za kolejny salon. Wtedy zobaczyłam łóżko, podeszłam bliżej i dotknęłam kolumny. Chyba musiałam znowu zblednąć, bo pani Brink zawołała: "Och! To nazbyt wiele! Czy mam panią odwieźć z powrotem do Holborn?".
Odrzekłam, żeby w ogóle nie brać tego pod uwagę. Początkowa słabość jest zjawiskiem naturalnym, z całą pewnością minie. "Wobec tego dam pani godzinę, żeby mogła ochłonąć – postanowiła. Potem mnie pocałowała. – Uważa pani, że wolno mi to zrobić?" – spytała. Pomyślałam o wszystkich zapłakanych damach, które trzymałam za ręce w ciągu ostatnich sześciu miesięcy, o panu Vincym, który dotykał mnie bezustannie i wystawał pod moimi drzwiami. Od śmierci cioteczki nikt jednak mnie nie ucałował.
Uświadomiłam to sobie dopiero, gdy usta pani Brink musnęły mój policzek.
Kiedy opuściła pokój, podeszłam do okna, które wychodziło na park i Cristal Palace. Wbrew krążącym opiniom ten ostatni nie jest szczególnie imponujący. Ale w porównaniu z Holborn i tak nie mam na co narzekać! Napatrzywszy się do woli, pospacerowałam po pokoju, po czym, skuszona rozmiarami podłogi, odtańczyłam polkę. Zawsze chciałam zatańczyć polkę w dużym pokoju. Tańczyłam tak około kwadransa, zdjąwszy uprzednio buty, żeby pani Brink niczego nie usłyszała. Następnie rozejrzałam się dokoła.
Szczerze powiedziawszy, z uwagi na wielość szafek i komód wypełnionych najróżniejszymi drobiazgami jest to pomieszczenie dość osobliwe. Czego tam nie ma? Koronki, papiery, rysunki, chusteczki, guziki i tak dalej. Jest i garderoba pełna sukien, niezliczonych pantofli oraz półek z pończochami i saszetkami lawendy, toaletka ze szczotkami, na wpół zużytymi flakonami perfum oraz szkatułką z broszkami, pierścionkami i szmaragdowym naszyjnikiem. Pomimo słusznego wieku wszystko lśni czystością: nie znając pani Brink, ktoś mógłby sobie wyobrażać, iż jej matka jest bardzo schludną niewiastą. Och, nie powinienem dotykać tych rzeczy, pomyślałby niechybnie. Właścicielka może wrócić lada chwila. Podczas gdy tak naprawdę ona nie żyje od czterdziestu lat, więc można by tak stać i oglądać to wszystko, ile dusza zapragnie. Czułam jednak, że nie powinnam tego robić. Co by było, gdybym odwróciła się i zobaczyła ją stojącą w drzwiach?
Kiedy z tą myślą obróciłam się ku wyjściu, istotnie ujrzałam tam jakąś kobietę! Na jej widok serce podeszło mi do gardła…
Ale to była tylko Ruth, pokojówka pani Brink. W przeciwieństwie do Betty porusza się bardzo cicho, jak przystało na pokojówkę wytwornej damy, jak przystało na ducha. "Och – proszę o wybaczenie, panienko! – zawołała, widząc mój strach. – Pani Brink mówiła, że panienka odpoczywa". Przyniosła mi wodę do mycia. Nalewając ją do porcelanowej miednicy matki pani Brink, spytała: "Gdzie suknia, którą panienka włoży na obiad? Mam ją odświeżyć?". Nie patrzyła na mnie, tylko kierowała wzrok w podłogę, mogła jednak zauważyć moje bose stopy. Ciekawe, czy domyśliła się, że tańczyłam. Stała, czekając na suknię, choć oczywiście posiadam tylko jedną lepszą od tej, którą miałam na sobie. "Czy pani Brink oczekuje, że się przebiorę?" – spytałam. "Sądzę, że tak, panienko" – odpowiedziała. Dałam jej przeto swą aksamitną suknię, którą przyniosła po chwili parującą od żelazka.
Siedziałam w tej sukni dopóty, dopóki zegar nie wybił ósmej, albowiem o tej to zdumiewającej godzinie podaje się tu obiad. Ruth przyszła po mnie, rozwiązała szarfę, po czym zawiązała mi ją ponownie, mówiąc: "Proszę, jak panienka ślicznie wygląda". Kiedy weszłyśmy do jadalni, pani Brink zawołała na mój widok: "Jak pani ślicznie wygląda, panno Dawes!". Zobaczyłam, że Ruth uśmiecha się pod nosem. Posadzono mnie przy jednym końcu wielkiego, wypolerowanego stołu, a pani Brink siedziała przy drugim i mówiła przez cały czas: "Ruth, dołożysz pannie Dawes ziemniaków? Panno Dawes, czy Ruth ma dokroić sera?". Pytała, czy mi smakuje i jakie potrawy lubię najbardziej. Podano jajko, kotlet wieprzowy, nerkę, ser oraz figi. Pomyślałam o króliku pani Vincy i roześmiałam się na samo wspomnienie. Kiedy pani Brink zapytała o przyczynę mojej wesołości, odpowiedziałam, że jestem szczęśliwa.
Po obiedzie pani Brink chciała sprawdzić wpływ otoczenia na moją moc, w związku z czym spędziłam kolejną godzinę w transie i była chyba bardzo zadowolona. Powiedziała, że jutro pójdziemy kupić nowe suknie, a pojutrze urządzimy seans dla jej przyjaciół, którzy pragną zobaczyć, na co mnie stać. Ponownie zaprowadziła mnie do tego pokoju i ucałowała. Ruth przyniosła gorącą wodę i zabrała nocnik; uczyniła to dyskretniej niż Betty, co kolejny raz wprawiło mnie w zakłopotanie. Wybiła jedenasta, a ja jestem rozbudzona, jak zawsze po transie, choć wolałabym się tutaj do tego nie przyznawać. W całym wielkim domu panuje niezmącona cisza. Nie ma w nim nikogo prócz pani Brink, Ruth, kucharki, jeszcze jednej służącej i mnie. Jesteśmy jak zakonnice w klasztorze.
Na ogromnym łóżku leży biała, koronkowa koszula nocna matki pani Brink. Pani Brink ma nadzieję, że ją włożę. Nie zdziwię się jednak, jeśli przez całą noc nie zmrużę oka. Stoję przy oknie, spoglądając na światła miasta. Rozmyślam o zmianie, jaką wniósł w moje życie sen pani Brink.
Muszę przyznać, że oświetlony Cristal Palace wygląda nie najgorzej.
Część druga
23 października 1874
W tym tygodniu nastąpiło ochłodzenie. Zima nadeszła szybko, podobnie jak w roku śmierci ojca; patrzyłam, jak miasto ulega przeobrażeniu, tak jak w owych smutnych tygodniach, gdy papa leżał zmożony chorobą. Handlarze obwoźni przytupują nogami owiniętymi w szmaty, przeklinając ziąb; grupki dzieci tulą się do rozłożystych, mokrych boków koni w poszukiwaniu upragnionego ciepła. Ellis mówiła, że dwa dni temu po drugiej stronie rzeki znaleziono matkę z trzema synami, zagłodzonych i zamarzniętych na śmierć. A Arthur opowiada, że gdy przed świtem jedzie Strandem, widzi żebraków skulonych pod oszroniałymi derkami.