Выбрать главу

Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem.

– O tak – dorzucił. Następnie podszedł do przeszklonej szafki i przywołał mnie, mówiąc, że to prawdziwa duma kolekcji i dowód o bardziej trwałym charakterze.

Jego ton i zachowanie wzbudziły moją ciekawość. Zawartość gabloty wyglądała z daleka jak okruchy rzeźb bądź jasne odłamki skalne. Podchodząc bliżej, zobaczyłam jednak, iż nie jest to marmur, lecz gips i wosk, w których odciśnięto twarze, palce, stopy oraz ramiona. Większość była w uderzający sposób zniekształcona. Niektóre popękały albo pożółkły ze starości bądź w wyniku działania światła. Pod każdym widniał dokładny opis.

Ponownie spojrzałam na pana Hithera.

– Naturalnie wie pani, jak przebiega proces? – spytał. – Cóż, jest bardzo prosty, a zarazem nader zmyślny! Przywołuje się ducha i przygotowuje dwa wiadra – jedno z wodą, drugie z roztopionym woskiem. Duch podaje dłoń, stopę, czy co tam: kończynę najpierw zamacza się w wosku, a zaraz potem w wodzie. I duch odchodzi, pozostawiając odlew. Oczywiście – dodał przepraszająco – nie wszystkie są doskonałe. I nie wszystkie duchy są wystarczająco materialne, byśmy próbowali dokonać odcisku w gipsie.

Zaiste, wszystkie przedmioty w gablocie sprawiały wrażenie przerażająco niedoskonałych, rozpoznawalnych jedynie za sprawą groteskowych szczegółów – takich jak paznokieć stopy, zmarszczka, odcisk rzęs nad wybałuszonym okiem – niekompletnych, wygiętych lub osobliwie zamazanych, tak jakby duchy odchodziły z powrotem w zaświaty, unosząc fragment ciepłego wosku.

– Proszę spojrzeć na ten niewielki odlew – powiedział pan Hither. – Rączka zmarłego niemowlęcia. Widzi pani te małe, kochane paluszki, łokieć z dołeczkiem?

Poczułam się nieswojo. Zupełnie jakbym ujrzała noworodka, który przyszedł na świat przed czasem, groteskowy i niekompletny. Siostra matki urodziła takie dziecko, gdy byłam mała; do dziś pamiętam szepty dorosłych, które prześladowały mnie, zsyłając niespokojne sny. Pospiesznie przeniosłam spojrzenie na najniższy, najciemniejszy zakątek gabloty. Tam jednak tkwiła rzecz najobrzydliwsza ze wszystkich. Był to odcisk ręki, ręki mężczyzny – woskowa dłoń, karykaturalnie obrzmiała i spuchnięta – pięć tłustych palców oraz żylasty przegub, połyskujący w świetle, jakby ktoś przed chwilą zanurzył go w wodzie. Odlew noworodka wywołał we mnie mdłości. Lecz na widok owej ręki mało nie zatrzęsłam się od stóp do głów.

Wówczas mój wzrok padł na informację pod spodem – i zadrżałam jak osika.

"Ręka ducha nazywającego siebie Peter Quick – głosił napis – zmaterializowanego przez pannę Selinę Dawes".

Spojrzałam przelotnie na pana Hithera, który nadal kiwał głową nad pulchnym łokciem noworodka, po czym mimowolnie stanęłam bliżej gabloty. Widok nabrzmiałego wosku nasunął wspomnienie smukłych palców Seliny oraz jej kruchych nadgarstków nad burą wełną robótki. Zestawienie wypadło piorunująco. Uświadomiłam sobie, że stoję pochylona nad gablotą, matując szkło przyspieszonym oddechem. Wyprostowałam się, musiałam jednak uczynić to zbyt gwałtownie, gdyż w następnej chwili poczułam na ramieniu uścisk palców pana Hithera.

– Moja droga, dobrze się pani czuje? – zapytał. Dama przy stole uniosła wzrok, przyciskając do ust brudną rękawiczkę. Jej książeczka znów się zamknęła i poleciała na podłogę.

Wyjaśniłam, że od pochylania zakręciło mi się w głowie, a poza tym bardzo tu ciepło. Pan Hither przyniósł krzesło i kazał mi usiąść – moja twarz ponownie znalazła się blisko gabloty, co wywołało kolejny dreszcz, kiedy jednak dama spytała, czy ma przynieść wodę i zawołać pannę Kislingbury, podziękowałam jej za troskę, prosząc, by nie zadawała sobie trudu. Pan Hither przyglądał mi się uważnie; zauważyłam, że lustruje moją suknię i płaszcz. Teraz myślę, że wiele kobiet w żałobie przestępuje jego progi pod pretekstem zaciekawienia, niektóre może nawet mdleją na widok odlewów. Lecz gdy ponownie skierowałam oczy na eksponaty w gablocie, w głos pana Hithera wkradł się nowy, łagodny ton.

– Dziwne, prawda? – zapytał. – Ale czyż nie są cudowne?

Nie odpowiedziałam, niech sobie myśli, co chce. Ponownie opowiedział mi o procedurze sporządzania odlewów i poczułam, że się uspokajam. Spytałam, czy media przywołujące duchy to osoby bardzo mądre.

– Rzekłbym raczej: potężne niż mądre – oświadczył z namysłem. – W kwestii umysłu nie różnią się zapewne od pani czy mnie.

Wyjaśnił, że z tego powodu wielu niedowiarków uważa spirytyzm za domenę pospólstwa. Duchy nie zawracają sobie głowy wiekiem, pozycją społeczną ani żadnymi "doczesnymi kryteriami", toteż dar przywoływania owych istot jest rozsiany wśród ludzi niczym ziarno na polu. Mogłabym odwiedzić możnego dżentelmena i zastać jego służącą na pastowaniu butów pana: z nich dwojga to ona mogłaby wykazać się większą wrażliwością.

– Proszę spojrzeć – dorzucił, ponownie wskazując gablotę. – Panna Gifford, autorka tego odlewu, była pokojówką. Poznała swą moc, dopiero kiedy wyszło na jaw, że jej pani ma guza. Wówczas coś kazało jej położyć ręce na ciele chlebodawczyni, co doprowadziło do uzdrowienia. Albo pan Severn. Ten szesnastoletni młodzieniec przywołuje duchy, odkąd skończył dziesięć lat. Widywałem media trzy- i czteroletnie. Słyszałem o niemowlętach, które dawały znak z kołyski, sięgały po pióra i pisały, że duchy sprawują nad nimi pieczę…

Raz jeszcze spojrzałam na półki. Wiedziałam bowiem, co mnie tu sprowadziło i czego szukam. Złożywszy rękę na piersi, wskazałam podbródkiem woskowe dłonie Petera Quicka. A Selina Dawes, spytałam. Czy pan Hither coś o niej wie?

Zaczął mówić od razu, a dama przy stole uniosła głowę. Ależ naturalnie! Czyż nie doszły mnie słuchy o nieszczęściu biednej panny Dawes? Zamknęli ją w więzieniu! Ze smutkiem potrząsnął głową.

Rzeczywiście, potwierdziłam, chyba coś o tym słyszałam. Nie wiedziałam jednak, że Selina Dawes jest tak słynną osobistością.

Osobistością? Cóż, szerszym kręgom zapewne nie jest znana. Ale w światku spirytystów… zaiste, wszyscy z tego kręgu musieli zadrżeć na wieść o losie nieszczęsnej panny Dawes! Każdy spirytysta pilnie śledził przebieg jej procesu i ronił łzy, usłyszawszy wyrok; płakał – albo powinien był zapłakać – nad nią i samym sobą.

– Wedle prawa jesteśmy prostakami i włóczęgami – zakończył gorzko. – Rzekomo praktykujemy wróżenie z ręki oraz inne podejrzane sztuczki. Za co skazano pannę Dawes? Za napaść, czyż nie? I oszustwo? Kalumnie!

Poróżowiał z przejęcia. Żar towarzyszący jego wypowiedzi wprawił mnie w najwyższe zdumienie. Zapytał, czy znam szczegóły aresztowania i uwięzienia panny Dawes. Kiedy odpowiedziałam, że z przyjemnością uzupełniłabym swą wiedzę na ten temat, podszedł do biblioteczki, a następnie powiódł palcami po skórzanych grzbietach i wyciągnął jedną książkę.

– Proszę spojrzeć – powiedział. – To "Spirytysta", jedna z naszych gazet. Mam tu zeszłoroczne numery, od lipca do grudnia. Kiedy to panna Dawes została aresztowana?

– Sądzę, że w sierpniu – wtrąciła dama w brudnych rękawiczkach. Podsłuchała naszą rozmowę i spoglądała na nas uważnie. Pan Hither kiwnął głową, po czym przewrócił kartki.

– Tutaj – oznajmił po chwili. – Niech pani spojrzy, moja droga.

Popatrzyłam na wskazany nagłówek. SPIRYTYŚCI WNOSZĄ PETYCJE NA RZECZ PANNY DAWES. "Medium zatrzymane przez policję. Zeznania spirytystów odrzucone". Poniżej zamieszczono streszczenie sprawy, opisano zatrzymanie medium, panny Dawes, co nastąpiło po nagłej śmierci jej patronki, pani Brink, podczas prywatnego seansu w posiadłości denatki w Sydenham. Uczestniczka seansu, panna Madeleine Silvester, doznała bliżej niesprecyzowanych obrażeń. Zamieszanie miało wyniknąć za sprawą Petera Quicka, ducha przywołanego przez pannę Dawes, bądź inną istotę nieziemską podeń się podszywającą…