"Pomagała pani wielu damom, prawda?" – "Owszem".
"Czy poda nam pani ich nazwiska?" [Świadek się waha.] – "Tak nie można. To ich prywatna sprawa".
"Ma pani rację, panno Dawes. To bardzo prywatna sprawa. Zaiste tak prywatna, że mój znakomity kolega Williams nie znalazł ani jednej damy skorej do zeznawania przed sądem na pani korzyść. Czy to nie dziwne?" [Świadek milczy.]
"Jak duży jest dom pani Brink w Sydenham, panno Dawes? Ile ma pokoi?" – "Około dziewięciu lub dziesięciu".
"O ile wiem, trzynaście. Ile pokoi zajmowała pani w Holborn?" – "Jeden, proszę pana".
"Jakie stosunki łączyły panią z panią Brink?" – "Co pan ma na myśli?".
"Profesjonalne? Uczuciowe?" – "Uczuciowe. Pani Brink była bezdzietną wdową. Ja jestem sierotą. Darzyłyśmy się sympatią".
"Zapewne traktowała panią jak przybraną córkę?" -"Być może".
"Czy wiedziała pani, że jej patronka ma słabe serce?" – "Nie".
"Nigdy o tym z panią nie rozmawiała?" – "Nie".
"Czy kiedykolwiek wspominała o testamencie?" – "Nie, nigdy".
"Mniemam, że spędzałyście wiele godzin razem?" – "Można tak powiedzieć".
"Jej pokojówka Jennifer Wilson zeznała, że co wieczór spędzała pani co najmniej godzinę w pokoju pani Brink". – "W jej imieniu prowadziłam wówczas konsultacje z duchami".
"Co wieczór spędzałyście godzinę na konsultacjach z duchami?" – "Tak".
"Może z jednym duchem?" – [Świadek się waha.] "Tak".
"Jakich kwestii dotyczyły owe konsultacje?" – "Nie mogę powiedzieć. To była prywatna sprawa pani Brink".
"Czy duch nie wspominał o słabym sercu lub testamencie?" [Śmiech.] – "Nie".
"Co pani miała na myśli, mówiąc pani Silvester, że Madeleine Silvester jest niemądra i przez nią straciła pani wszystko?" – "Nie przypominam sobie, abym coś takiego powiedziała".
"Sugeruje pani, iż pani Silvester skłamała przed sądem?" – "Nie, po prostu nie pamiętam, że coś takiego mówiłam. Targały mną obawy o stan pani Brink. Nie powinien pan z tego żartować".
"Bała się pani, że pani Brink umrze?" – "Oczywiście".
"Dlaczego umarła?" – "Miała słabe serce".
"Przecież panna Silvester zeznała, że jeszcze dwie, trzy godziny przed śmiercią pani Brink wydawała się zupełnie zdrowa i spokojna. Wygląda na to, że zaniemogła, dopiero otworzywszy drzwi pani pokoju. Co ją tak przeraziło?" – "Zobaczyła pannę Silvester leżącą na podłodze i nagabywaną przez ducha".
"Nie zobaczyła pani, przebranej za ducha?" – "Nie. Zobaczyła Petera Quicka i ten widok wyprowadził ją z równowagi".
"Pana Quicka, powiada pani. Czy to tenże sam pan Quick, którego «materializowała» pani podczas seansów?" – "Tak".
"Którego «materializowała» pani w poniedziałek, środę i piątek oraz w inne dni podczas prywatnych posiedzeń z damami w ciągu półrocznego pobytu w Sydenham?" – "Tak".
"Czy «zmaterializuje» pani dla nas pana Quicka, panno Dawes?" – [Świadek się waha.] "Nie mam tu koniecznych instrumentów".
"Co takiego byłoby pani potrzebne?" – "Zasłona. Należałoby również zgasić światła. Nie, to niemożliwe".
"Niemożliwe?" – "Nie".
"Pan Quick jest zdumiewająco nieśmiały. A może boi się, że siądzie na ławie oskarżonych zamiast pani?" – "Nie może pojawić się w miejscu o tak silnej atmosferze nieufności i sceptycyzmu. Żaden duch nie zdołałby tego dokonać".
"Wielka szkoda, panno Dawes. Wobec braku jego świadectwa stawiane pani zarzuty są bowiem niepodważalne. Matka powierza pani pieczy wrażliwe dziewczę, które zostaje wyprowadzone z równowagi i potraktowane tak haniebnie, iż widok was obu okazuje się ponad siły pani czcigodnej patronki". – "Wszystko pan przekręca. Panna Silvester po prostu przelękła się Petera Quicka. Sama panu o tym mówiła!".
"Przedstawiła nam wersję, którą pani jej podsunęła. Zaiste musiała być przerażona, skoro krzyczała, że chce ją pani zamordować! Niewygodna sytuacja, prawda? Mniemam, że przedsięwzięłaby pani wszelkie środki, by ją uciszyć i uniemożliwić wezwanie pani Brink, ponieważ wówczas ta dama ujrzałaby panią w przebraniu ducha, za pomocą którego mydliła jej pani oczy od miesięcy. Ale ona i tak przyszła. I cóż ujrzała, nieszczęsna! Ów widok złamał jej serce, do tego stopnia, że w rozpaczy wezwała własną zmarłą matkę! Potem przypomniała sobie zapewne, jak ów Peter Quick nawiedzał ją każdego wieczoru, sączył w ucho pochlebstwa, nazywał panią jej przybraną córką, nakłaniał do dawania prezentów i pieniędzy". – "Nie! To nieprawda! Nigdy nie wzywałam przy niej Petera. A prezenty dawała mi z własnej woli, bo mnie kochała".
"Potem zapewne pomyślała o damach, które składały pani wizyty. O tym, jak wkradała się pani w ich łaski, wychwalała pod niebiosa i budziła, używając określenia pani Silvester, niezdrową ekscytację. Jak wyłudzała pani od nich podarunki i pieniądze". – "Nie, nie, to nieprawda!"
"Śmiem twierdzić, że wręcz przeciwnie. Jak inaczej wytłumaczy pani zainteresowanie dziewczyną pokroju Madeleine Silvester, o tyle od pani młodszą i wyżej postawioną, dziewczyną o dużej fortunie i niepewnym zdrowiu, kruchą i bezbronną? Jakiż miała pani interes w owej przyjaźni, jeśli nie majątkowy?" – "Kierowały mną najczystsze i najwznioślejsze pobudki: pragnienie rozwinięcia jej ukrytych talentów".
"I nic poza tym?" – "Nie! Cóż jeszcze mogłoby być?".
W tym momencie z galerii dobiegają okrzyki i gwizdy. Selina mówiła prawdę: gazeta najpierw uczyniła z niej bohaterkę, potem wszakże, w miarę przebiegu rozprawy, ten entuzjazm stopniowo ostygł. "Dlaczego żadna z dam nie zdecydowała się potwierdzić skuteczności metod panny Dawes?", zapytuje dziennikarz z niejakim oburzeniem, by następnie powtórzyć owo pytanie w zgoła odmiennym tonie. Dalej następują zeznania pana Vincy'ego, właściciela hotelu w Holborn, gdzie początkowo mieszkała Selina. "Zawsze uważałem pannę Dawes za wielką spryciarkę". Nazywa ją "przebiegłą", "intrygantką" oraz osobą "skorą do napadów złego humoru".
Gazeta zamieszcza też rysunek przedrukowany z "Puncha". Przedstawia on ostrolice medium zrywające sznur pereł z szyi wylęknionej młodej damy. "Czy perły też muszę zdjąć?", pyta nieśmiałe dziewczę. Rysunek nosi tytuł "Wpływy nie-magnetyczne". Powstał zapewne, gdy Selina z pobladłą twarzą słuchała wyroku albo gdy prowadzono ją w kajdankach do furgonu więziennego tudzież gdy siedziała, drżąc, na krześle podczas więziennych postrzyżyn dokonywanych przez pannę Ridley.
Nie mogłam patrzeć na rysunek. Uniosłam wzrok, po czym natychmiast podchwyciłam spojrzenie kobiety siedzącej na przeciwległym krańcu stołu.
Podczas gdy ja sporządzałam notatki, ona niezmordowanie tkwiła nad książką. Spędziłyśmy obok siebie dwie i pół godziny, a ja ani razu o niej nie pomyślałam. Widząc, że unoszę głowę, uśmiechnęła się skwapliwie. Powiedziała, że w życiu nie spotkała równie gorliwej czytelniczki. W tym pomieszczeniu musi panować szczególna aura, która wywołuje wzmożony zapał do zdobywania wiedzy.
– Czyta pani o biednej pannie Dawes – dorzuciła, wskazując na leżący przede mną tom. – Cóż za niezwykła historia! Pragnie pani wstawić się za nią? Często uczestniczyłam w jej seansach.
Popatrzyłam na nią ze zdumieniem, mało nie wybuchając śmiechem. Pewnie gdybym wyszła teraz na ulicę i rzuciła hasło: "Selina Dawes", każdy miałby mi do przekazania jakiś frapujący szczegół biografii, która doprowadziła ją za bramę Millbank.
O tak, wyjaśniła kobieta na widok mojej miny. Tak, uczestniczyła w seansach w Sydenham. Często widywała pannę Dawes w transie, widziała Petera Quicka, ba, czuła na ręku jego uścisk, a kiedyś nawet musnął ustami jej palce!