– Kobiety były dziś bardzo zdenerwowane, prawda? Biedactwa, po takiej awanturze to normalne.
Naraz uświadomiłam sobie własną niegodziwość. Jak mogłam zostawić Selinę samą, po tym wszystkim, co mi powiedziała! I to z powodu małej plamy zaschniętego wosku! Ale nie śmiałam do niej wrócić. Z wahaniem przystanęłam przy kracie, czując na sobie łagodne spojrzenie ciemnych oczu pani Jelf. Odpowiedziałam, że istotnie były zdenerwowane, a Dawes – Selina Dawes – wydawała się najbardziej poruszona ze wszystkich.
– Cieszę się, że spośród wszystkich strażniczek to właśnie pani sprawuje nad nią pieczę, pani Jelf – dodałam.
Skromnie spuściła wzrok, zapewniając, że ma nadzieję jednakowo służyć pomocą wszystkim więźniarkom.
– Co do Seliny Dawes… cóż, panno Prior, może pani być pewna, że dopóki ja tu jestem, włos jej z głowy nie spadnie.
Włożyła klucz do zamka i dostrzegłam w cieniu blady zarys jej dużej dłoni. Znowu pomyślałam o strudze wosku i fala mdłości powróciła.
Zapadł zmrok, gęstniejąca mgła zacierała kontury ludzi i przedmiotów. Kiedy po długich poszukiwaniach dorożki usiadłam wreszcie w powozie, oblepiona mgłą suknia zdawała się ciążyć ku podłodze. Opary wędrują coraz wyżej. Tak wysoko, że widzę, jak przenikają przez zasłony. Gdy Ellis na polecenie matki przyszła zawołać mnie na kolację, zobaczyła, jak stałam obok lustra, uszczelniając okiennice zwitkami papieru. Zapytała, co robię; przeziębię się i pokaleczę dłonie.
Odrzekłam, że boję się, iż mgła w ciemności wpełznie do pokoju i mnie udusi.
25 stycznia 1873
Dziś rano poszłam do pani Brink i oznajmiłam, że muszę jej coś wyznać. Zapytała, czy to dotyczy duchów, a kiedy potwierdziłam, zaprowadziła mnie do swojego pokoju i usiadłyśmy, trzymając się za ręce. "Miałam gościa, pani Brink" – powiedziałam. Zmieniła się na twarzy; wiedziałam, o kim pomyślała, i zawołałam czym prędzej: "Nie, to nie była ona, tylko całkiem nowy duch. To był mój przewodnik, pani Brink, atrybut, na który czeka każde medium. Przyszedł, wreszcie mi się pokazał!". "On do ciebie przyszedł" – odezwała się zakłopotana, na co pokręciłam głową, zapewniając, że w zaświatach płeć traci swe ziemskie znaczenie. Jednakże ów duch był za życia mężczyzną, dlatego nawiedza mnie właśnie w tejże postaci. "Przybył, by głosić prawdy spirytyzmu. I pragnie czynić to w pani domu, pani Brink!".
Myślałam, że się ucieszy, ale nie. Wyrwała mi ręce i stanąwszy do mnie tyłem, powiedziała: "Ach, wiem co to znaczy, panno Dawes! To koniec naszych wspólnych seansów! Wiedziałam, że wkrótce panią utracę. Ale nigdy nie sądziłam, że nastąpi to w taki sposób!".
Wówczas zrozumiałam, dlaczego strzegła mnie tak zazdrośnie, prezentując jedynie garstce przyjaciółek. Ze śmiechem ujęłam jej ręce. "Ejże, jak to tak? Czyż mojej mocy nie starczy dla całego świata i pani poza tym? Czy Margery boi się, że mateczka znów ją opuści i więcej nie wróci? Ba, myślę, że jej mateczce będzie łatwiej przyjść, gdy znajdzie się ktoś, kto weźmie ją za rękę i poprowadzi! Jeżeli wszakże odrzucimy pomoc przewodnika, mój talent może okrutnie ucierpieć. Wtenczas trudno byłoby przewidzieć konsekwencje".
Spojrzała na mnie z pobladłą twarzą i zapytała szeptem: "Co mam robić?". Przekazałam jej to, co miałam do przekazania: że powinna zaprosić na jutrzejszy seans sześcioro lub siedmioro przyjaciół, i należy przenieść kotarę do drugiej alkowy, albowiem miałam wizję, że magnetyzm jest tam lepszy niż w pierwszej. Trzeba również przygotować słój nafosforyzowanego oleju, w świetle którego zobaczymy ducha, ja zaś mam dostać do jedzenia tylko odrobinę białego mięsa i kapkę czerwonego wina. Wiem, że to widowisko będzie wspaniałe i zadziwiające, zapewniłam ją na koniec.
Jednakże wcale nie byłam tego pewna i okropnie się bałam. Ale pani Brink zadzwoniła po Ruth i przekazała jej moje słowa, po czym wysłała ją z zaproszeniami do przyjaciółek. Po powrocie oznajmiła, że siedem dam zgłosiło chęć przybycia, a pani Morris zapytała, czy może przyprowadzić siostrzenice, dwie panny Adair, które bawią właśnie u niej i również pragnęłyby się przyłączyć. Tym sposobem gości będzie dziewięcioro; nigdy nie uczestniczyłam w równie licznych zgromadzeniach. Pani Brink zobaczyła moją minę. "Jakże to, boi się pani? – spytała. – Po tym wszystkim, co mi pani powiedziała?", a Ruth dodała: "Czego tu się bać? Będzie wspaniale".
26 stycznia 1873
Ponieważ była niedziela, rano jak zwykle poszłam do kościoła z panią Brink. Potem jednak siedziałam w swoim pokoju, zeszłam na dół tylko po kawałek zimnego kurczaka i rybę, którą Ruth przyrządziła specjalnie dla mnie. Po wypiciu kieliszka grzanego wina uspokoiłam się nieco i nasłuchiwałam głosów nadchodzących gości. Lecz gdy pani Brink wprowadziła mnie do salonu i zobaczyłam krzesła ustawione wokół alkowy, zadrżałam pod bacznym wzrokiem dam. "Nie wiem, co się dziś wydarzy – powiedziałam – zwłaszcza, że są tu obcy. Ale mój przewodnik rozkazał mi to zrobić, muszę więc być mu posłuszna". Ktoś zapytał: "Dlaczego przeniesiono kotarę do alkowy z drzwiami?". Pani Brink powiedziała o lepszym magnetyzmie i poprosiła, aby nie zważać na drzwi, ponieważ nie były otwierane, odkąd pokojówka zgubiła klucz. Poza tym są zasłonięte.
Wszyscy spoglądali na mnie w milczeniu. Oznajmiłam, że powinnyśmy usiąść po ciemku i czekać na wiadomość. Po dziesięciu minutach rozległo się pukanie; wyjaśniłam, że to znak, bym zajęła miejsce za kotarą, i kazałam otworzyć słój z olejem. Moja prośba została spełniona i zobaczyłam niebieskawe światło na suficie ponad zasłoną. Następnie kazałam im śpiewać. Odśpiewały całe dwa hymny, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy w ogóle coś z tego wyjdzie i nie wiedziałam, czy się cieszyć, czy martwić. Lecz w chwili kiedy to pomyślałam, coś poruszyło się obok mnie i zawołałam: "Nadchodzi!".
Potem wszystko potoczyło się inaczej, niż oczekiwałam, albowiem ujrzałam mężczyznę: szerokie ramiona, czarne wąsy, czerwone usta. Spojrzałam nań i zapytałam szeptem: "O mój Boże, czy ty istniejesz naprawdę?". Usłyszał mój drżący głos, jego czoło stało się gładkie niczym tafla wody i z uśmiechem skinął głową. Pani Brink zawołała: "Co się stało, panno Dawes, kto tam jest?". "Nie wiem, co odpowiedzieć" – zwróciłam się do niego, na co nachylił się do mego ucha i szepnął: "Powiedz, że to twój pan". Posłusznie powtórzyłam jego słowa, a on wyszedł zza kotary i usłyszałam okrzyki: "O!", "Litości!", "To duch!". "Kim jesteś, duchu?" – zapytała pani Morris. "Moje pozaziemskie imię brzmi Nieodparty, ale za życia nazywałem się Peter Quick. Wy, śmiertelnicy, nazywajcie mnie ziemskim imieniem, albowiem przychodzę do was jako człowiek!". Któraś z dam powiedziała na głos: "Peter Quick", a ja powtórzyłam to za nią, gdyż sama słyszałam owo nazwisko po raz pierwszy.
Usłyszałam, jak pani Brink pyta: "Wejdziesz między nas, Peterze?", ale on nie chciał, stał tylko i odpowiadał na pytania, budząc tym samym wielkie zdumienie, ponieważ udzielał odpowiedzi zgodnych z prawdą. Następnie wypalił podanego papierosa, po czym chwycił szklankę lemoniady, skosztował i zauważył ze śmiechem, że przydałoby się dolać do niej ździebko spirytusu. Gdy ktoś zapytał go, gdzie będzie lemoniada po jego odejściu, odrzekł po chwili namysłu: "W żołądku panny Dawes". Widząc, jak trzyma szklankę, pani Reynolds spytała, czy może ująć go za rękę. Ogarnęły go wątpliwości, lecz wreszcie pozwolił jej podejść bliżej. "I cóż?" – zapytał, a ona odrzekła: "Jest ciepła i twarda!". Wybuchnął śmiechem. "Och, pragnąłbym, aby potrzymała ją pani dłużej. Pochodzę z pogranicza, gdzie nie uświadczysz równie pięknych pań". Powiedział to zwrócony w stronę kptary, nie żeby mi dokuczyć, ale jakby chciał rzec: "Słyszysz? Cóż ona może wiedzieć o tym, kogo uważam za piękność?". Ale pani Reynolds zachichotała uszczęśliwiona. Gdy wrócił za zasłonę i dotknął mojej twarzy, doleciało do mnie echo tego śmiechu. Następnie zawołałam, żeby znowu zaczęły śpiewać. Ktoś się zaniepokoił, czy aby nic mi nie jest, a pani Brink odpowiedziała, że materia duchowa wstępuje we mnie na powrót i nie wolno mi przeszkadzać, dopóki ów proces nie dobiegnie końca.