Kupiłam parę szarych rękawiczek z koźlej skórki, żałując, że nie mogę dokupić jeszcze tuzina, by ogrzać zmarznięte dłonie Seliny.
Matka zapewne była zdania, że poczyniłyśmy ogromne postępy. Dzisiaj rano podczas śniadania dostałam od niej prezent w srebrnej kasetce. Była to kolekcja zamówionych przez nią bilecików wizytowych. Wzdłuż brzegów biegnie czarny zawijas, pośrodku zaś widnieją nasze imiona, jej wyżej, moje pod spodem, wydrukowane nieco mniej wyszukaną czcionką.
Na ich widok poczułam, jak mój żołądek zaciska się niczym pięść.
Przez blisko dwa tygodnie nie jeździłam do więzienia ani nawet o nim nie wspominałam, wszystko po to, aby jej towarzyszyć. Sądziłam, że odgadła moje intencje i należycie je doceniła. Kiedy jednak wręczyła mi wizytówki, pytając, czy pojadę z nią w odwiedziny, czy też wolę zostać w domu i poczytać, odrzekłam, że najpewniej wybiorę się do Millbank. Spojrzała na mnie ostro i z niekłamanym zdumieniem.
– Do Millbank? – powtórzyła. – Myślałam, że już z tym skończyłaś.
– Skończyłam? Jak mama mogła tak pomyśleć?
Hałaśliwie zatrzasnęła kasetkę.
– Zrobisz, jak zechcesz – oświadczyła. Odrzekłam, że będę postępować tak, jak przed wyjazdem Priscilli.
– Przecież nic prócz tego nie uległo zmianie, prawda?
Nie odpowiedziała.
Jej świeża nerwowość, tydzień spędzony na cierpliwym składaniu wizyt oraz lekturze "Małej Dorrit" i wstrętne, niedorzeczne przekonanie, że skończyłam z wypadami do Millbank bynajmniej nie poprawiły mi nastroju. Samo więzienie, jak zwykle po dłuższej przerwie, wydało mi się szczególnie posępne, kobiety zaś zgnębione jak nigdy. Ellen Power ma gorączkę i kaszel. Kaszląc, dygocze cała i pluje krwią. Jak widać, dodatkowe mięso i czerwona flanela od dobrej pani Jelf nie przyniosły spodziewanych rezultatów. "Czarnooka Sue", młoda Cyganka od przerwanej ciąży, nosi na twarzy brudny bandaż i musi jeść baraninę palcami. Po niespełna trzytygodniowym pobycie w Millbank, tknięta rozpaczą lub szaleństwem, próbowała wyłupić sobie nożem oko. Podobno je przebiła, powodując trwałą ślepotę. W celach nadal panuje przejmujący ziąb. Zapytałam pannę Ridley, czemu służy przetrzymywanie kobiet w tak nieludzkich warunkach. Rozprzestrzenianiu chorób? W czym ma im pomóc?
– Nie jesteśmy tu po to, aby im pomagać, łaskawa pani – odparła – tylko po to, aby je ukarać. Na świecie żyje zbyt wiele cnotliwych kobiet dotkniętych nędzą, głodem lub chorobą, byśmy zawracały sobie głowę tymi niegodziwymi. – Dodała też, że byłoby im cieplej, gdyby tylko "szyły dostatecznie żwawo".
Jak już wspomniałam, odwiedziłam Power, potem Cook i jeszcze jedną kobietę, Hamer, na końcu zaś zajrzałam do Seliny. Słysząc moje kroki, uniosła głowę; kiedy ponad zgarbionym ramieniem strażniczki napotkała mój wzrok, jej oczy rozbłysły. Wówczas zrozumiałam, ile wysiłku kosztował mnie pobyt nie tylko z dala od Millbank, ale z dala od niej. Poczułam lekki dreszcz emocji. Chyba takie właśnie doznania towarzyszą kobiecie, gdy po raz pierwszy czuje w łonie ruchy dziecka.
Czy owo nieme, tajemne uczucie w moim przypadku cokolwiek znaczy?
Przestałam się nad tym zastanawiać.
Powitała mnie z taką radością!
– Zeszłym razem okazałaś mi wiele cierpliwości – powiedziała. – A potem, kiedy nie zjawiałaś się tak długo… wiem, że nie minęło wiele czasu, ale godziny w Millbank dłużą się niemiłosiernie. Kiedy nie przychodziłaś, obawiałam się, że zmieniłaś zdanie i postanowiłaś więcej mnie nie odwiedzać…
Przypomniałam sobie ostatnią wizytę, niepokój, jaki we mnie zasiała. Odpowiedziałam, że nie wolno jej tak myśleć; mówiąc to, omiotłam spojrzeniem kamienną podłogę celi: tym razem nie było na niej żadnych plam. Wyjaśniłam, że nie mogłam przychodzić. Obowiązki na pewien czas zatrzymały mnie w domu.
Skinęła głową, ale minę miała niewesołą. Zapytała, czy ma wielu przyjaciół. Powiedziała, że na moim miejscu też wolałaby spędzać czas z nimi zamiast przychodzić do Millbank.
Gdyby tylko wiedziała, jak niemrawo i jednostajnie płyną moje dni! Usiadłam na krześle, opierając rękę o stół. Wytłumaczyłam jej, że Priscilla wyszła za mąż, w związku z czym byłam teraz bardziej potrzebna matce.
Pokiwała głową.
– Twoja siostra wyszła za mąż. Czy to dobre małżeństwo? – Odpowiedziałam, że bardzo dobre.
– Musisz być z tego powodu bardzo szczęśliwa. – Uśmiechnęłam się bez słowa. Podeszła nieco bliżej.
– Myślę, Auroro, że chyba trochę zazdrościsz siostrze. – Odrzekłam, że tak, istotnie.
– Ale nie dlatego, że ma męża, o nie! – wyjaśniłam. – Dlatego, że… jak to określić? Ponieważ "awansowała", podobnie jak twoje duchy. Poszła o krok dalej, podczas gdy ja tkwię w punkcie wyjścia bardziej niż kiedykolwiek.
– Dokładnie tak jak ja – zauważyła. – Jak wszystkie kobiety w Millbank.
Przytaknęłam. Tylko każda z nich miała w perspektywie koniec wyroku…
Opuściłam wzrok, czując na sobie jej spojrzenie. Poprosiła, abym opowiedziała coś więcej o siostrze. Odrzekłam, że uzna mnie za samolubną.
– Ach! – zawołała natychmiast. – Nawet nie przyszłoby mi to do głowy.
– Ależ tak. Czy uwierzysz, że nie mogłam na nią patrzeć, kiedy wyjeżdżała na miesiąc miodowy. Nie mogłam jej uściskać ani pożegnać. Wtedy rzeczywiście byłam zazdrosna! Zupełnie jakby w moich żyłach nie płynęła krew, tylko ocet! – Urwałam.
Nadal studiowała mnie badawczo. Wreszcie powiedziała cicho, że w Millbank mogę bez przeszkód zdradzać swe najskrytsze tajemnice. Tutaj usłyszą mnie tylko nieme ściany – i ona, nakazem zmuszona do milczenia. Mówiła to już wcześniej, lecz dopiero teraz uderzyło mnie znaczenie tych słów; gdy się wreszcie odezwałam, czułam, jakby zdania, nawleczone dotąd w mej piersi na niewidzialną nitkę, wydzierano ze mnie przemocą.
– Moja siostra pojechała do Włoch, Selino – wyrzuciłam z siebie. – Też miałam tam kiedyś jechać, wraz z ojcem i… i przyjaciółką.
Oczywiście nigdy dotąd nie wspominałam w Millbank o Helen. Teraz powiedziałam tylko, że planowaliśmy wizytę w Rzymie i Florencji, że ojciec pragnął zajrzeć do tamtejszych archiwów i galerii, a moja przyjaciółka i ja miałyśmy mu pomagać. Wyznałam, że Włochy stały się moją obsesją, rodzajem symbolu.
– Chcieliśmy pojechać tam przed ślubem Priscilli, żeby nie zostawiać matki samej. Teraz Priscilla wyszła za mąż. I pojechała do Włoch, nie oglądając się na moje uczucia. A ja…
Pomimo że nie płakałam od wielu miesięcy, ku swemu przerażeniu poczułam ze wstydem, że łzy cisną mi się do oczu. Zwróciłam twarz ku zawilgoconej ścianie. Kiedy ponownie odwróciłam się do Seliny, stała bardzo blisko mnie. Nachylona nad stołem, opierała twarz na rękach.
Podobnie jak Helen przed tygodniem, powiedziała, że jestem bardzo odważna. Słysząc to ponownie, mało nie wybuchnęłam śmiechem. Odważna! Zaiste, mężnie znoszę własne utyskiwanie! Najchętniej wyparłabym się samej siebie, ale nie, nie mogę, nie wolno mi nawet tego…
– Odważna – powtórzyła, potrząsając głową – ponieważ przychodzisz tutaj, do Millbank, do tych, które na ciebie czekają…
Stała blisko mnie, wokół nas panował przenikliwy ziąb. Czułam płynące od niej ciepło. Nie odrywając ode mnie spojrzenia, wyprostowała się i przeciągnęła.
– Zazdrościsz siostrze – ciągnęła. – Czy tak naprawdę masz jej czego zazdrościć? Na czym polegają jej dokonania? Uważasz, że wspięła się o szczebel wyżej, ale czy rzeczywiście? Czy aby nie zrobiła dokładnie tego, co wszyscy wokół? Po prostu zyskała więcej tego samego. Czy wymagało to szczególnej mądrości?
Pomyślałam o Pris, która – podobnie jak Stephen – zawsze lepiej porozumiewała się z matką, podczas gdy ja wolałam ojca. Wyobraziłam ją sobie za dwadzieścia lat, jak strofuje córki. Odparłam, że ludzie nie oczekują mądrości, przynajmniej nie ze strony kobiet.