Zapytałam, co zrobić, aby się przed tym ustrzec. Pan Hither odparł, że należy wykazać ostrożność w doborze przyjaciół.
– Ileż dziewcząt zostało doprowadzonych do rozpaczy – ba, nawet szaleństwa! – wskutek niewłaściwego użycia ich mocy! Każe im się przywoływać duchy dla rozrywki, czego w żadnym razie czynić nie należy. Każe im się zbyt często uczestniczyć w seansach, w przypadkowym gronie, co je męczy i prowadzi do demoralizacji. Niekiedy za czyimś podszeptem robią to w samotności: trudno o gorszy sposób wykorzystania ich talentów. Znałem kiedyś człowieka, młodzieńca ledwie, z bardzo dobrej rodziny. Poznałem go, gdyż trafił pod opiekę mojego znajomego księdza, który pracował w szpitalu. Znaleziono go bliskiego śmierci, z paskudną raną na szyi. Opowiedział memu przyjacielowi zadziwiającą historię. Był biernym skrybą; zna pani to określenie? Za namową bezmyślnego kolegi siadał z kartką i piórem, a po pewnym czasie za sprawą mimowolnych ruchów ręki mógł zapisywać wiadomości z zaświatów…
Zdaniem pana Hithera jest to niezwykła umiejętność często wykorzystywana przez media, oczywiście w granicach zdrowego rozsądku. Ów młodzieniec okazał się wszakże bardzo nierozważny. Czynił to sam, nocą, przez co wiadomości poczęły napływać coraz szybciej. Zdarzało się, że budziły go ruchy ręki bezładnie drgającej na kołdrze. Trwało to dopóty, dopóki nie włożył w nią pióra i nie pozwolił pisać wówczas zapełniała zdaniami kartki, ściany pokoju, a nawet jego własne ciało! Pisał, aż palce pokrywały mu się pęcherzami. Początkowo sądził, że wiadomości pochodzą od jego zmarłych krewnych, ale żadna poczciwa dusza nie dręczyłaby medium tak bezlitośnie. Wszystko było dziełem jednego, złośliwego ducha.
Duch ów ujawnił się wreszcie w przerażający sposób.
– Przybrawszy postać ropuchy, wstąpił w ciało młodzieńca, o tutaj – pan Hither lekko dotknął swojego barku – tuż przy szyi. Nieszczęśnik znalazł się w jego mocy, panno Prior. Był całkowicie bezradny wobec podszeptów, które zmuszały go do najstraszliwszych czynów… Była to istna tortura. Wreszcie duch kazał młodzieńcowi wziąć brzytwę i odciąć sobie palec. Mężczyzna posłusznie chwycił brzytwę, lecz zamiast odciąć palec, przystawił ją sobie do szyi. Rozumie pani, usiłował pozbyć się ducha, w wyniku czego trafił do szpitala. Tam go odratowano, lecz nadal pozostawał w mocy siły nieczystej. Wrócił do dawnych nawyków i koniec końców uznano go za niespełna rozumu. O ile wiem, obecnie przebywa w zakładzie dla obłąkanych. Nieszczęsny! Jego losy potoczyłyby się inaczej, gdyby tylko poszukał ludzi podobnych do siebie, którzy ofiarowaliby mu mądrą radę…
Pamiętam, że przy ostatnich słowach zniżył głos, spoglądając na mnie znacząco, jakby dając do zrozumienia, że ma na myśli Selinę Dawes, o którą tak wypytywałam ostatnim razem. Przez chwilę staliśmy w milczeniu. Patrzył na mnie z wyczekiwaniem, wyraźnie zaciekawiony, co odpowiem. Nie było mi to jednak dane, gdyż przerwała nam panna Kislingbury, która zajrzała do czytelni, wołając pana Hithera.
– Chwileczkę, panno Kislingbury! – odrzekł, po czym kładąc mi dłoń na ramieniu wyszeptał: – Szkoda, że nie możemy dłużej rozmawiać, prawda? Proszę znów do nas zajrzeć. Porozmawiamy przy najbliższej okazji, kiedy nie będę zajęty, dobrze?
Ja również żałowałam, że mnie opuszcza. Chętnie poznałabym jego opinię na temat Seliny. Chciałabym wiedzieć, jak to jest widzieć czerwień, o której tyle opowiadał. Wiem, że początkowo bardzo się bała, choć kiedyś wyznała, że miała szczęście, albowiem otaczali ją mądrzy ludzie, którzy potrafili wykorzystać jej talent i ukierunkowali go należycie.
Przynajmniej tak mówiła. Lecz kogo naprawdę miała? Ciotkę, która zrobiła z niej dziwoląga. Panią Brink z Sydenham, która sprowadzała do niej nieznajomych i powiesiła kotarę, aby sadzać za nią Selinę, przywiązaną do krzesła. Dama ta zazdrośnie trzymała ją przy sobie przez wzgląd na zmarłą matkę, nieświadomie wydając dziewczynę na pastwę Petera Quicka.
Cóż takiego jej zrobił, do czego zmusił, że znalazła się w Millbank?
Kto teraz sprawuje nad nią pieczę? Panna Haxby, panna Ridley, panna Craven. W całym więzieniu nie ma ani jednej życzliwej duszy poza dobrą panią Jelf.
Z sąsiedniego pomieszczenia usłyszałam głosy pana Hithera, panny Kislingbury oraz jeszcze jednej osoby, lecz drzwi do czytelni pozostały zamknięte. W dalszym ciągu stałam przed gablotą z eksponatami; pochyliłam się, żeby lepiej je widzieć. Ręka Petera Quicka wciąż spoczywała na najniższej półce, tępo zakończone palce i obrzmiały kciuk tkwiły tuż przy szybie. Ostatnim razem ta dłoń wydała mi się dotkliwie namacalna, dziś jednak stanęłam z boku, by spojrzeć na nią z innej perspektywy. Odlew kończył się dokładnie na wysokości nadgarstka. Wewnątrz był pusty. Na zażółconej powierzchni wosku wyraźnie dostrzegłam załamania oraz wgłębienia kłykci.
Dotąd myślałam, że to ręka; gwoli ścisłości jest to rodzaj rękawiczki. Zrzucona przed chwilą, nie ostygła jeszcze od ciepła palców. Poczułam się nieswojo, sama w pustej sali. Opuściwszy czytelnię, wróciłam do domu.
Przyszedł Stephen i właśnie słyszę, jak rozmawia z matką podniesionym, zirytowanym głosem. Jutro miała się odbyć rozprawa, ale jego klient uciekł do Francji i policja jest bezradna. Stephen straci wynagrodzenie. Ponownie słyszę jego głos, bardziej donośny niż przedtem.
Dlaczego głosy mężczyzn niosą się wyraźnie, podczas gdy głosy kobiece tak łatwo stłumić?
24 listopada 1874
Wybrałam się do Millbank i Seliny. Najpierw odwiedziłam jedną lub dwie kobiety, ostentacyjnie zapisując ich słowa w notatniku, po czym udałam się do niej. Od razu spytała, co myślę o kwiatach. Przysłała je, żeby przypomnieć mi o Włoszech, o tamtejszych upalnych dniach.
– Duchy je przyniosły. Postoją miesiąc i nie zwiędną. Wyznałam, że budzą mój strach.
Spędziłam z nią pół godziny. Wreszcie rozległo się trzaśniecie furty prowadzącej do sektora i z korytarza dały się słyszeć czyjeś kroki.
– Panna Ridley – powiedziała cicho Selina. Stanęłam przy kracie i gdy strażniczka przechodziła obok, dałam jej znak, żeby mnie wypuściła.
– Do widzenia, Dawes – powiedziałam.
Selina stała z dłońmi splecionymi przed sobą i potulnym wyrazem twarzy.
– Do widzenia, panno Prior – odrzekła, dygając. Wiem, że zrobiła tak przez wzgląd na strażniczkę.
Patrzyłam, jak panna Ridley zamyka kratę i przekręca klucz w opornym, więziennym zamku. Wiele bym dała, aby był to mój klucz.
2 kwietnia 1873
Peter mówi, że trzeba mnie wiązać. Zjawiwszy się dziś wieczorem, mocno ścisnął mnie za rękę i wyszedł zza kotary. "Nie mogę wejść pomiędzy was – powiedział – dopóki nie wypełnię danego mi zadania. Wiecie, że mam głosić prawdy spirytyzmu. Niestety, w tym mieście jest dużo niedowiarków, którzy wątpią w istnienie duchów. Wyszydzają oni talenty mediów, uważając seanse za czcze przebieranki. Owa atmosfera zwątpienia i niewiary nie sprzyja naszym odwiedzinom". Wówczas pani Brink odpowiedziała: "Tutaj nie ma niedowiarków, Peter, możesz przyjść do nas, jak zwykłeś przedtem", na co odrzekł: "Nie, najpierw muszę zrobić coś jeszcze. Spójrzcie na medium i napiszcie o tym, wówczas może niedowiarki przejrzą na oczy". I chwyciwszy kotarę, odsunął ją powoli…
Nigdy dotąd tego nie robił. Mimo transu poczułam na sobie spojrzenia obecnych. "Widzicie ją?" – zapytała jakaś kobieta.