Выбрать главу

Kiedy panna Craven zamknęła pudło i odłożyła je z powrotem na półkę, podeszłam do ściany, przeglądając od niechcenia tabliczki z nazwiskami. Strażniczka ruszyła przed siebie, otwierając wieka i zaglądając do środka.

– To niesamowite – powiedziała – jak żałosne śmieci kryją niektóre z nich.

Stanęłam obok niej i zerknęłam do kolejnego. Zobaczyłam zrudziałą, czarną suknię, płócienne pantofle oraz klucz zawieszony na sznurku. Ciekawe, do jakich drzwi pasował. Panna Craven zamknęła pudło, cmokając pod nosem.

– Nie ma nawet chustki na głowę.

Poszłam za nią, błądząc wzrokiem po pudłach. W jednym z nich znajdowała się bardzo ładna sukienka i aksamitny kapelusz z wypchanym ptakiem błyskającym szklanym oczkiem, bielizna natomiast była tak czarna i podarta, jakby zadeptał ją tabun koni. W innym tkwiła halka upstrzona brązowymi plamami; zadrżałam, domyślając się, że są to plamy krwi. Widok zawartości kolejnego pudła przyprawił mnie o wstrząs: oprócz sukni, halek, butów i pończoch leżały tam bowiem kasztanowe włosy, przypominające koński ogon tudzież dziwaczny biczyk. Były to włosy obcięte tuż po przyjeździe do więzienia.

– Trzyma je na perukę – oznajmiła panna Craven. – Próżny trud! To włosy Chaplin, pamięta pani? Trucicielka, która cudem uniknęła stryczka. Kiedy wyjdzie, jej piękne, rude włosy będą już zupełnie siwe!

Zamknęła pudło i rzuciła je na półkę wyćwiczonym, poirytowanym gestem. Jej własne włosy wystające miejscami spod czepka miały barwę mysiego futerka. Przypomniałam sobie, jak rejestratorka dotykała obciętych splotów Cyganki, Czarnookiej Sue; oczami wyobraźni zobaczyłam, jak wraz z panną Craven szepczą nad mizernym dobytkiem więźniarek: "No przymierz, co ci szkodzi! Twój kochaś byłby zachwycony! Przecież nikt nie zauważy!".

Obraz i szepty były tak sugestywne, że musiałam przycisnąć palce do twarzy, aby je odpędzić; kiedy ponownie spojrzałam na pannę Craven, rechotała już nad zawartością kolejnego pudła. Obserwowałam ją przez chwilę, uderzona ohydą przepatrywania owych smętnych, uśpionych szczątków dawnego życia. Zupełnie jakbyśmy istotnie miały przed sobą trumny i bez żenady zaglądały do środka, podczas gdy nieświadome niczego matki trwały w żałobie tuż nad naszymi głowami. Owo zajęcie miało jednak w sobie coś fascynującego, toteż gdy panna Craven przeszła od niechcenia do następnej półki, mimowolnie podążyłam za nią. Obejrzałyśmy pudła Agnes Nash, tej od monet, i biednej Ellen Power. Wśród rzeczy tej ostatniej znajdowało się zdjęcie dziewczynki, pewnie wnuczki. Być może Power liczyła, że postawi je w celi.

Naraz wpadła mi do głowy nieunikniona myśl i poczęłam błądzić wzrokiem po tabliczkach z nazwiskami, szukając pudełka Seliny. Jak by to było obejrzeć jego zawartość? Przyszło mi do głowy, że z całą pewnością dostrzegłabym coś – nie wiem, co – stanowiącego jej własność bądź integralną część, coś, co pomogłoby rozwiązać dręczącą zagadkę i przybliżyć mnie do samej Seliny… Panna Craven przeglądała kolejne pudła, wykrzykując nad żałosnymi lub ładnymi ubraniami, tudzież wyszydzając niemodny krój sukni czy bluzki. Stałam blisko niej, lecz nie patrzyłam na to, co pokazywała, tylko wyżej, na półki. Spytałam o porządek, w jakim ustawiono pudełka.

W momencie gdy strażniczka przystąpiła do szczegółowych objaśnień, znalazłam to, czego szukałam. Pudło Seliny stało dość wysoko, poza zasięgiem panny Craven; dostrzegłam opartą o półki drabinę, z której dotychczas nie skorzystała. Zobaczyłam jak wyciera palce, gotowa zakończyć oględziny i zaprowadzić mnie do cel. Oparłszy ręce na biodrach, podniosła wzrok i usłyszałam, jak mruczy pod nosem: bzzz, bzzz…

Musiałam jej się pozbyć i przyszło mi do głowy tylko jedno możliwe rozwiązanie.

– Ach! – zawołałam, unosząc rękę do czoła. – Ach, od tego patrzenia zakręciło mi się w głowie! – Szczerze powiedziawszy, nie było to dalekie od prawdy, gdyż prawie osłabłam ze strachu i musiałam chyba zblednąć, bo na widok mojej twarzy panna Craven krzyknęła i podbiegła bliżej. Nie odrywałam dłoni od czoła. Nie, nie zemdleję, ale czy byłaby tak dobra i przyniosła mi… jeśli to możliwe… szklankę wody?

Posadziła mnie na krześle.

– Nie wiem, czy mogę zostawić panią bez opieki – powiedziała. – W gabinecie lekarza są sole trzeźwiące, tylko że to kawałek stąd i chwilę potrwa, zanim wezmę klucze od panny Ridley. Jeśli pani zemdleje…

Zapewniłam ją, że nie. Załamała ręce: ów nieoczekiwany zwrot akcji przerósł jej najśmielsze oczekiwania! Następnie spiesznie opuściła pomieszczenie. Usłyszałam brzęk kluczy, szybkie kroki oraz trzaśniecie kraty.

Natychmiast wstałam i chwyciwszy drabinę, przeniosłam ją we właściwe miejsce, po czym wspięłam się po szczeblach, przysunęłam do siebie pudło Seliny i strąciłam wieko.

Mocna, gryząca woń siarki kazała mi odwrócić twarz i przymknąć oczy. Następnie okazało się, że zasłaniam sobą światło, w związku z czym musiałam odchylić się ostrożnie, wspierając policzek o twardą krawędź półki. Dostrzegłam zarys ubrań: kapelusz, płaszcz, suknia z czarnego aksamitu, buty, halki oraz białe, jedwabne pończochy…

Dotykałam wszystkiego po kolei, szukając sama nie wiem czego. Odzież nie kryła w sobie nic szczególnego. Suknia i płaszcz wydawały się nowe, prawie nienoszone. Podeszwy sztywnych, wypolerowanych butów nie miały najmniejszych śladów zdarcia. Nawet proste kolczyki z gagatami, które znalazłam zawiązane w chusteczkę, sprawiały wrażenie prosto ze sklepu, a ich druciki były gładkie i nietknięte rdzą, sama chustka zaś, czarne cudeńko z czarną, jedwabną lamówką, była czysta i wyprasowana. Żaden z przedmiotów nie przykuwał uwagi. Zupełnie jakby chwilę przed aresztowaniem dokonała zakupu w sklepie z odzieżą żałobną. Nie znalazłam ani śladu jej dotychczasowego życia, nic, co nosiłoby jakiekolwiek ślady indywidualności. Nic.

Tak przynajmniej myślałam, kiedy bowiem ostatni raz zajrzałam pod suknię, ujrzałam coś, co tkwiło pod spodem splecione w cieniu niczym śpiący wąż…

Jej włosy. Włosy, splecione w warkocz i związane szorstkim, więziennym szpagatem. Dotknęłam ich palcami. Były ciężkie i suche w dotyku, tak jak sucha jest podobno skóra węży, pomimo jej połysku i śliskości. Padające światło wydobywało ich złocisty odcień, lecz było to złoto gdzieniegdzie przetykane srebrem, a nawet barwą zbliżoną do zieleni.

Przypomniałam sobie portret Seliny oraz misterne zwoje na jej głowie. Czyniły ją rzeczywistą i namacalną. Tymczasem cmentarne tło dusznego pomieszczenia robiło piorunujące wrażenie. Gdyby tak udostępnić im odrobinę powietrza i światła, pomyślałam… I ponownie stanął mi przed oczami obraz szepczących strażniczek. A jeśli przyjdą i zaczną wyśmiewać odcięte sploty albo macać je kanciastymi łapskami?

Ogarnęła mnie niezbita pewność, że jeśli nie zabiorę włosów, czeka je niechybne splugawienie. Chwyciłam warkocz i zwinęłam, chcąc wcisnąć go do kieszeni albo za pazuchę. Nim jednak zdążyłam to uczynić, wciąż odchylona niewygodnie na drabinie, boleśnie zawadziłam policzkiem o brzeg półki. W tym samym momencie usłyszałam w oddali trzaśniecie drzwi oraz szmer głosów. Panna Craven przyprowadziła pannę Ridley! Ze strachu mało nie spadłam z drabiny. Odrzuciłam warkocz od siebie, jak gdyby śpiący wąż ożył i znienacka pokazał zęby, po czym zamknęłam pudło i ciężko zeskoczyłam na podłogę: głosy zbliżały się z każdą chwilą.

Zastały mnie z ręką na oparciu krzesła, rozdygotaną ze wstydu i przerażenia, w zakurzonym płaszczu i z siniakiem od półki na twarzy. Panna Craven przystawiła mi pod nos sole trzeźwiące, lecz w zmrużonych oczach panny Ridley malował się wyraz chłodnej dociekliwości. W pewnej chwili wydało mi się, że obrzuca wzrokiem drabinę, regał oraz pudełka, których w pośpiechu może nie ustawiłam jak należy. Uparcie kierowałam spojrzenie w przeciwną stronę. Popatrzywszy przelotnie na strażniczkę, odwróciłam się i zadrżałam jeszcze mocniej, albowiem dopiero widok owych nagich powiek i bezwzględnego wzroku przyprawił mnie o stan bliski omdlenia. Jednocześnie zrozumiałam, jaki widok ukazałby się oczom panny Ridley, gdyby zjawiła się zaledwie minutę wcześniej. Zobaczyłam go wówczas i widzę nadal, w całym jego potwornym i niezaprzeczalnym wymiarze.