– Panna Ridley – podjęła pani Jelf – mogłaby spróbować na niego wpłynąć, ma jednak dość radykalne poglądy w kwestii kar. I tak się składa, że to przed nią odpowiadam, a nie… – odwróciła głowę -…a nie przed Ellen Power czy jakąkolwiek inną więźniarką.
Tkwisz w szponach Millbank tak samo, jak pozostałe, pomyślałam.
Potem zaprowadziła mnie do Seliny. Zapomniałam o Ellen Power. Stałam przy kracie, dygocząc od stóp do głów. Pani Jelf nie spuszczała ze mnie wzroku.
– Pani jest zziębnięta! – zauważyła.
Mogłam być choćby zdrętwiała z zimna i zamarznięta na kość, lecz spojrzenie Seliny z powrotem tchnęło we mnie życie, co było cudowne, a zarazem niezwykle trudne do zniesienia i bolesne. Wówczas zrozumiałam, jakąż głupotą było unikanie jej widoku. Zamiast przywrócić mnie do normalności wywołało to ból i desperację.
Popatrzyła na mnie lękliwie.
– Przepraszam – szepnęła.
– Za co? – spytałam.
– Chociażby za kwiaty – odrzekła.
Miały być miłym podarunkiem. Potem zaś, kiedy tak długo nie przychodziłam, przypomniała sobie, jak powiedziałam, że mnie przeraziły. Przyszło jej do głowy, że może chciałam ją ukarać.
– Ach, jak mogłaś tak pomyśleć? – zawołałam. – Nie przychodziłam, gdyż bałam się…
Bałam się swojej namiętności, dokończyłam w myślach. Ale nie wyznałam tego głośno. Ponownie nawiedziła mnie odrażająca wizja starej panny, ściskającej warkocz…
Ujęłam rękę Seliny, po czym zaraz pozwoliłam jej opaść w dół.
– Niczego się nie bałam – dokończyłam, odwracając się. Dodałam, że obowiązki związane z wyjazdem Priscilli zatrzymały mnie w domu.
W podobnym duchu prowadziłyśmy dalszą rozmowę: ona czujna i wciąż nieco zalękniona, ja półprzytomna. Bałam się podejść zbyt blisko czy choćby dłużej się w nią wpatrywać. Nagle usłyszałyśmy kroki i na progu stanęła pani Jelf w towarzystwie jeszcze jednej strażniczki. Tę ostatnią rozpoznałam dopiero po skórzanej torbie: panna Brewer, pomocnica kapelana, która roznosi listy. Uśmiechnęła się do mnie i do Seliny: był to uśmiech porozumiewawczy. Wyglądała jak ktoś, kto szykuje jakąś niespodziankę. Ona przynosi coś, co zakłóci nasz spokój, pomyślałam. Przynosi kłopoty.
Słyszę, jak Vigers wierci się na krześle i wzdycha. Muszę pisać cicho, cichutko, inaczej przyjdzie, zabierze mi dziennik i zapędzi z powrotem do łóżka. Jak mogę spać, wiedząc to, co wiem? Panna Brewer weszła do celi. Pani Jelf przymknęła kratę i odeszła, nie zamykając jej na klucz. Usłyszałam, jak przystaje w pewnej odległości od celi Seliny, pewnie po to, by zajrzeć do innej więźniarki. Panna Brewer okazała radość na mój widok; powiedziała, że ma dla Dawes wiadomość, która z pewnością mnie ucieszy. Dłoń Seliny powędrowała do gardła. Wiadomość? Panna Brewer poróżowiała z zadowolenia.
– Zostaniesz przeniesiona! – oznajmiła. – Za trzy dni przenoszą cię do Fulham.
– Przeniesiona – powtórzyła Selina. – Przeniesiona do Fulham?
Panna Brewer kiwnęła głową. Nadeszło rozporządzenie, na mocy którego wszystkie więźniarki klasy oznaczonej gwiazdą mają zostać przeniesione. Panna Haxby kazała niezwłocznie je o tym poinformować.
– Proszę pomyśleć – zwróciła się do mnie. – To zakład o znacznie łagodniejszym rygorze: kobiety pracują razem, mogą nawet rozmawiać. Lepsze posiłki. Proszę sobie wyobrazić, że zamiast herbaty podają tam czekoladę! I co ty na to, Dawes?
Selina milczała. Stała sztywno, z ręką wciąż przyciśniętą do gardła. Poruszała tylko oczami jak lalka. Słowa panny Brewer sprawiły, że serce zamarło mi w piersi, wiedziałam jednak, że muszę coś powiedzieć i nie dać nic po sobie poznać.
– Do Fulham, Selino – odezwałam się, myśląc jednocześnie: Jak, ach, jak będę cię tam odwiedzać?
Głos i wyraz twarzy musiały mnie zdradzić. Panna Brewer zrobiła zdumioną minę. Selina odzyskała mowę.
– Nie pojadę – oznajmiła. – Nie opuszczę Millbank.
Panna Brewer rzuciła mi przelotne spojrzenie. Jak to? Co Dawes ma na myśli? Ona nic z tego nie rozumie. Przecież nie chodzi o karę.
– Nie chcę tam jechać – dodała Selina.
– Ależ musisz!
– Musisz – powtórzyłam jak echo. – Skoro oni ci każą.
– Nie. – Oczami nadal błądziła po celi, unikając mojego spojrzenia. – Dlaczego mnie odsyłają. – spytała. – Czy źle się sprawuję? Niedobrze wykonuję swoją pracę? Nie robię wszystkiego, co mi każą, nie skarżąc się ani słowem? – Jej głos brzmiał dziwnie, jakby pochodził od kogoś innego. – Nie modlę się w kaplicy? Nie odrabiam zadanych lekcji? Nie jem zupy? Nie pilnuję porządku w celi?
Panna Brewer z uśmiechem potrząsnęła głową. Ależ tak, odrzekła, dlatego właśnie zostanie przeniesiona. Czy nie chce być nagrodzona za swój trud? Jej głos przybrał łagodny ton.
– Jesteś po prostu zaskoczona – stwierdziła. – Kobietom z Millbank czasami trudno pojąć, że są na świecie inne, przyjemniejsze miejsca. – Zrobiła krok w stronę wyjścia. – Zostawiam cię z panną Prior – powiedziała na koniec. – Ona pomoże ci oswoić się z tą myślą.
Dodała, że później przyjdzie panna Haxby, by udzielić dokładniejszych informacji.
Być może oczekiwała odpowiedzi, gdyż nie słysząc jej, ponownie zrobiła zdumioną minę. Nie mam co do tego pewności. Wiem, że zwróciła się w kierunku kraty, może nawet wyciągnęła ku niej rękę, trudno powiedzieć. Selina wykonała nagły ruch tak gwałtownie, że ruszyłam ku niej w obawie, że straci przytomność. Ona jednak nie zemdlała. Podskoczywszy do półki, chwyciła coś, co na niej leżało. Kiedy blaszany kubek, łyżka i Biblia spadły na podłogę, nagły łomot oczywiście zwrócił uwagę panny Brewer. Odwróciła się i jej twarz przeciął nagły grymas. Selina natarła na nią z uniesioną ręką, w której tkwił drewniany talerz. Panna Brewer próbowała zasłonić się ramieniem, lecz nie uczyniła tego dostatecznie szybko. Krawędź talerza trafiła ją w okolice oka; natychmiast zasłoniła je palcami, a następnie ręką, by uchronić twarz od dalszych ciosów.
Upadła jak długa; zadarta spódnica ukazała szorstkie, wełniane pończochy, podwiązki, różowy pasek uda.
Wszystko rozegrało się szybciej, niż mogę to opisać i ciszej, niż zdołałabym to sobie wyobrazić; po łoskocie upadającej łyżki i kubka rozległ się jedynie okropny stukot talerza, a potem urywany oddech panny Brewer oraz zgrzyt klamry jej torby o ścianę. Przycisnęłam ręce do twarzy. Wykrztusiłam chyba tylko: "O mój Boże", czując powiew słów na palcach, po czym ruszyłam w kierunku panny Brewer. Naraz mój wzrok padł na talerz, wciąż zaciśnięty w dłoni Seliny. Ujrzałam jej odmienioną twarz, pobladłą i wilgotną od potu.
I na wspomnienie tamtej dziewczyny, panny Silvester, pomyślałam: Uderzyłaś ją! A ja jestem sama z tobą w celi! Cofnęłam się przerażona, kładąc ręce na oparciu krzesła.
Selina upuściła talerz i oparła się ciężko o złożony hamak. Wtedy zobaczyłam, że jest jeszcze bardziej rozdygotana niż ja.
Panna Brewer jęknęła, czepiając się stołu i ścian; podbiegłam do niej i uklękłam. Położyłam drżącą dłoń na jej głowie.
– Niech pani się nie rusza – powiedziałam. – Proszę się nie ruszać, panno Brewer. – Kobieta wybuchnęła płaczem. – Pani Jelf! – zawołałam. – Och, pani Jelf, niech pani tu prędko przyjdzie!
Przybiegła od razu i przytrzymała się kraty, aby utrzymać równowagę. Krzyknęła.
– Panna Brewer jest ranna – wyjaśniłam, dodając ciszej: – Została uderzona w głowę.
Pani Jelf zbielała na twarzy i popatrzywszy dziko na Selinę, przycisnęła rękę do serca, a następnie pchnęła kratę, która zahaczyła o nogi i spódnicę panny Brewer: upłynęła długa chwila, nim obciągnęłyśmy halki i przesunęłyśmy leżącą na bok. Selina stała jak skamieniała, nie spuszczając z nas spojrzenia. Oczy panny Brewer spuchły tak, że nie mogła ich otworzyć, na bladych policzkach i czole wykwitły purpurowe siniaki, a na sukni i czepku widniały liczne smugi tynku.