Выбрать главу

Wówczas zobaczyłam, że ręce, które trzymała przed sobą, usiane były bliznami. Zastanawiałam się, jak często zażywała kąpieli przed pobytem w Millbank.

Przyszło mi też do głowy, o czym, na miłość boską, rozmawiałybyśmy, siedząc sam na sam w celi. Zaproponowałam jednak:

– Cóż, może przy następnej okazji opowiesz mi, jak wygląda twój dzień. Zgoda?

Przytaknęła gorliwie. Następnie spytała, czy będę czytać im historie z Pisma Świętego. Panna Ridley wyjaśniła, że w środy do więzienia przychodzi inna wizytująca, która czyta kobietom Biblię, po czym zadaje im pytania dotyczące tekstu. Powiedziałam Pilling, że nie, nie będę im czytać, za to chętnie wysłuchałabym, co one mają do powiedzenia. Popatrzyła na mnie bez słowa. Panna Manning kazała jej wrócić do celi i zamknęła kratę.

Krętymi schodami weszłyśmy na piętro, do sektorów D i E. Trzymano tu szczególnie trudne i niepoprawne więźniarki, które sprawiały kłopoty w Millbank bądź zostały przysłane za karę z innych zakładów. Tutaj wszystkie drzwi były zamknięte, przez co korytarze wydawały się ciemniejsze niż na dole, a powietrze bardziej cuchnące. Przełożoną okazała się przysadzista niewiasta o krzaczastych brwiach i nazwisku – nomen omen! – Pretty. Ruszyła przed nami, po czym z werwą kustosza muzeum figur woskowych stawała pod celami szczególnie nikczemnych tudzież najbardziej interesujących więźniarek, sypiąc szczegółami na temat ich występków.

– Jane Hoy, łaskawa pani. Dzieciobójczyni. Diabelskie nasienie.

– Phoebe Jacobs, złodziejka. Podłożyła ogień w celi.

– Deborah Griffiths, złodziejka uliczna. Trafiła tu za otrucie kapelana.

– Jane Samson, samobójczyni…

– Samobójczyni? – powtórzyłam. Pani Pretty zamrugała.

– Wzięła laudanum – dodała tonem wyjaśnienia. – I to kilkakrotnie. Traf chciał, że za siódmym razem uratował ją policjant. Przysłali ją tutaj jako utrapienie dla dobra publicznego.

Słysząc to, bez słowa popatrzyłam na zamknięte drzwi. Po chwili strażniczka przekrzywiła głowę.

– Pewnie pani się zastanawia – powiedziała – skąd wiemy, czy właśnie nie próbuje kolejny raz targnąć się na własne życie?

Naturalnie rozmyślałam o czymś zupełnie innym.

– Proszę spojrzeć – podjęła strażniczka, pokazując mi odsuwaną klapkę pozwalającą zajrzeć do celi: nazywają ją wizjerem, więźniarki zaś – okiem.

Nachyliłam się, by zajrzeć do środka, a następnie podeszłam bliżej, lecz pani Pretty powstrzymała mnie, prosząc, abym nie przysuwała twarzy. Wyjaśniła, że kobiety miewają najdziwniejsze pomysły; bywało, że strażniczka traciła oko.

– Jedna z dziewcząt ostrugała drewnianą łyżkę i…

Odskoczyłam od drzwi. Ale pani Pretty z uśmiechem odsunęła klapkę.

– Samson nic pani nie zrobi – uspokoiła. – Może pani ostrożnie zajrzeć do środka…

W oknie celi widniały stalowe żaluzje; było tu ciemniej niż na dole. Zamiast hamaka w pomieszczeniu stała twarda, drewniana prycza, na której siedziała wspomniana Jane Samson, przebierając palcami w płytkim koszu wypełnionym włóknem kokosowym. Uporała się dopiero z mniej więcej jedną czwartą zawartości; na podłodze stał jeszcze jeden, większy kosz. Blask słońca niemrawo sączył się przez kraty. Brązowe włókna i kurz wirujący w smudze światła nadawały kobiecie niemalże baśniowy wymiar, upodabniając ją do księżniczki zmuszonej za karę do wykonywania jakiejś żmudnej czynności na dnie stawu.

W pewnej chwili uniosła wzrok, po czym zamrugała i przetarła podrażnione oczy. Odsunęłam się od drzwi w obawie, że zawoła albo da mi znak ręką.

Panna Ridley zaprowadziła mnie na trzecie, ostatnie piętro. Tutaj przełożoną była ciemnooka, życzliwa kobieta o nazwisku Jelf.

– Przyszła pani popatrzeć na moje nieszczęsne podopieczne? – spytała.

Kobiety trzymane w jej sektorze noszą miano więźniarek klasy pierwszej, drugiej oraz głównej: podobnie jak mieszkanki sektora A i B pracują przy otwartych drzwiach cel. Mają też znacznie łatwiejsze zajęcia: robią na drutach pończochy bądź szyją koszule, mogą korzystać z nożyc, igieł oraz szpilek, co stanowi wyraz szczególnego zaufania.

Słońce rzęsiście oświetlało klitki, nadając im przyjemny, niemal pogodny wygląd. Kiedy mijałyśmy cele, ich mieszkanki wstawały i dygały, przyglądając mi się uważnie. Wreszcie zrozumiałam, że podobnie jak ja studiowałam ich więzienne ubrania, tak i one lustrowały szczegóły mojego stroju. Zapewne nawet żałobna suknia była w Millbank niemałą atrakcją.

Wiele tutejszych więźniarek odsiadywało długie wyroki; to właśnie o nich panna Haxby wypowiadała się tak pochlebnie. Pani Jelf również nie szczędziła słów pochwały swym podopiecznym, przekonując, że to najspokojniejsze pensjonariuszki zakładu. Większość z nich zostanie przed końcem odsiadki przeniesiona do Fulham, gdzie obowiązuje mniej surowy rygor.

– To istne owieczki, prawda, panno Ridley? – dodała pani Jelf.

Panna Ridley zgodziła się, że istotnie w niczym nie przypominają niektórych szumowin z sektora C i D.

– O tak. Na przykład ta: zabiła męża, który się nad nią znęcał. Ze świecą szukać równie miłej i dobrze wychowanej kobiety. – Przełożona wskazała celę, gdzie więźniarka o szczupłej twarzy cierpliwie rozplątywała motek przędzy. – Jednym słowem mamy tu prawdziwe damy – dodała. – Wypisz wymaluj takie jak pani.

Uśmiechnęłam się na te słowa i poszłyśmy dalej. Naraz z jednej z cel dobiegło ciche wołanie.

– Panna Ridley? Czy jest tutaj panna Ridley? – Kobieta stanęła w progu, przyciskając twarz do krat. – Ach, panno Ridley, czy rozmawiała pani o mnie z panną Haxby?

Podeszłyśmy bliżej. Panna Ridley uderzyła w kratę pękiem kluczy. Brzęknęła stal, skazana cofnęła się nieco.

– Uspokoisz się wreszcie? – warknęła strażniczka. -Twoim zdaniem ja i panna Haxby nie mamy nic lepszego do roboty, tylko wysłuchiwać twoich opowiastek?

– Przecie pani obiecała – nie ustępowała kobieta, jąkając się i pospiesznie wyrzucając słowa. – Panna Haxby dziś rano nie zdążyła, bo Jarvis zabrała jej większość czasu. Mój brat zeznawał przed sądem i prosi o wstawiennictwo panny Haxby…

Panna Ridley ponownie uderzyła w kratę i więźniarka odskoczyła.

– Ta kobieta nagabuje każdego, kto przechodzi obok jej celi – szepnęła do mnie pani Jelf. – Ubiega się o wcześniejsze zwolnienie, biedactwo, ale wszystko wskazuje na to, że spędzi tu jeszcze parę lat. Dajże wreszcie spokój pannie Ridley, Sykes. Chodźmy dalej, panno Prior. Jeszcze chwila, a i panią wciągnie w swój plan. Bądź grzeczna, Sykes, i wracaj do pracy.

Mimo to Sykes nie dawała za wygraną. Panna Ridley łajała ją opryskliwie, a pani Jelf stała z boku, kręcąc głową. Ruszyłam dalej w głąb korytarza. Płaczliwe skargi kobiety i pokrzykiwanie strażniczki niosły się donośnym echem; pozostałe więźniarki unosiły głowy, słuchając wymiany zdań. Na mój widok jednak opuszczały wzrok i wracały do szycia. Uderzyły mnie ich puste spojrzenia. Miały blade twarze i bardzo chude szyje, nadgarstki oraz palce. Przypomniałam sobie, jak pan Shillitoe mówił o ich słabych, podatnych na wpływy sercach, które potrzebowały szlachetniejszej matrycy, i ponownie usłyszałam przyspieszone bicie własnego. Pomyślałam, jak by to było wyjąć je i zastąpić stwardniałym sercem którejś z tych kobiet…

Uniosłam rękę do gardła, palce napotkały medalion. Zwolniłam kroku. Doszłam do zakrętu korytarza i minęłam go, stając na skraju ściany poza zasięgiem wzroku strażniczek. Oparłam się plecami o bielony mur i czekałam.

Naraz wydarzyło się coś dziwnego.

Od wejścia do kolejnej celi dzieliło mnie zaledwie kilka kroków; opodal mojego ramienia znajdował się wizjer, nad którym wisiała tabliczka z informacją na temat więźniarki. Był to jedyny ślad wskazujący na czyjąś obecność, w celi panowała bowiem niezmącona cisza, zgoła nielicująca ze wszechobecnym szumem Millbank. W momencie gdy rozważałam to niecodzienne zjawisko, ciszę przerwał pewien odgłos. Było to westchnienie, westchnienie głębokie i doskonałe, niczym w powieści. Tak dalece harmonizowało z moim nastrojem, że zaintrygowało mnie niezmiernie. W mgnieniu oka zapomniałam o pannie Ridley i pani Jelf, które mogły nadejść w każdej chwili. Zapomniałam o niebacznej strażniczce i zaostrzonej łyżce. Odsunęłam klapkę, przysuwając oko do wizjera. Następnie popatrzyłam na siedzącą w celi dziewczynę, tak nieruchomą, że chyba nawet wstrzymałam oddech, aby jej nie spłoszyć.