Выбрать главу

Wiedziałam, że to powie. Odrzekłam spokojnie, że owszem, bardzo się cieszę. Dawes potrzebuje teraz wsparcia. Współczucie i troska wizytującej przydadzą jej się bardziej niż kiedykolwiek…

– Nie – odrzekła panna Haxby. – Nie, panno Prior. Jak mogę tak mówić, skoro moja dotychczasowa troska skłoniła Dawes do pobicia strażniczki i zniszczenia celi? Skoro moje zainteresowanie jej osobą stałą się bezpośrednią przyczyną owego kryzysu?

– Określa się pani mianem jej przyjaciółki! – zawołała. – Zanim panią poznała, była najspokojniejszą więźniarką w Millbank! Cóż to za przyjaźń, która wywołuje podobne emocje?

– Zatem nie życzy pani sobie dalszych odwiedzin? – zapytałam.

– Życzę sobie, by zachowała spokój, dla swojego własnego dobra. W pani obecności nie będzie jej to dane.

– Beze mnie też nie!

– Zatem będzie musiała się tego nauczyć.

– Panno Haxby… – zaczęłam, po czym ugryzłam się w język, gdyż mało nie powiedziałam "matko"! Przycisnęłam rękę do gardła i popatrzyłam na pana Shillitoe.

– Nie można zlekceważyć tego incydentu, panno Prior – oświadczył. – A jeśli następnym razem zaatakuje panią?

– Nie! – odparłam.

Czy nie rozumieją, że moje wizyty łagodzą jej opłakaną sytuację? Dawes to dziewczyna inteligentna, wrażliwa… najspokojniejsza dziewczyna w całym Millbank! Niech pomyślą, ile znaczy dla niej pobyt w więzieniu; nie czyni jej lepszą ani bardziej skruszoną, lecz tak nieszczęśliwą, do tego stopnia niezdolną wyobrazić sobie świata poza celą, że postanawia uderzyć strażniczkę, która przychodzi z decyzją o przeniesieniu!

– Przymusowe milczenie i odosobnienie – zakończyłam – doprowadzi ją do obłędu… albo śmierci.

Nie byłabym bardziej elokwentna, gdyby chodziło o moje własne życie; teraz wiem, że istotnie ważyły się jego losy, a słowa płynące z moich ust pochodziły od kogoś innego. Pan Shillitoe pogrążył się w głębokim namyśle. Nie pamiętam, co sobie wówczas powiedzieliśmy. Wiem tylko, że pozwolił mi widywać Dawes, oni zaś ze swej strony będą obserwować jej postępy.

– Pani Jelf również rozmawiała ze mną w tej sprawie – dodał. Widać był to dla niego ostateczny argument.

Zobaczyłam, że panna Haxby wpatruje się w podłogę; dopiero gdy pan Shillitoe wyszedł, a ja wstałam, by udać się do cel, przełożona ponownie skierowała na mnie wzrok. Wyraz jej twarzy wprawił mnie w najwyższe zdumienie, gdyż nie zobaczyłam w niej złości, tylko pewne zakłopotanie. Poniosła porażkę, pomyślałam, i teraz się wstydzi.

– Nie sprzeczajmy się, panno Haxby – rzuciłam pojednawczo.

Natychmiast odrzekła, że ani myśli się sprzeczać. Wszak przybyłam do więzienia, nie wiedząc o nim zgoła nic… Tutaj zawahała się i zerknęła na pannę Ridley.

– Odpowiadam przed panem Shillitoe, naturalnie – dodała. – Lecz pan Shillitoe nie może narzucać mi swojej woli, gdyż jesteśmy w więzieniu dla kobiet. Pan Shillitoe nie rozumie charakteru tego miejsca. Niegdyś w rozmowie z panią zażartowałam, że mam za sobą wiele wyroków: to szczera prawda, panno Prior, poznałam wszystkie tutejsze kręte ścieżki i zawiłości. Myślę, że podobnie jak pan Shillitoe nie zna pani ani nie jest w stanie pojąć natury… – Szukała odpowiedniego słowa, po czym powtórzyła: -…charakteru, osobliwości charakteru dziewczyny pokroju Dawes, która została zamknięta w celi…

Dobór właściwych słów sprawiał jej wiele trudności, w czym przypominała swe podopieczne, nieumiejące używać określeń spoza potocznego słownika Millbank. Mimo to w lot pojęłam, co miała na myśli. Lecz ów charakter, o którym mówiła, dotyczył odrażających, trywialnych relacji łączących Jane Jarvis i Emmę White, nie miał jednak nic wspólnego z Seliną bądź ze mną. Nim zdążyła dodać coś jeszcze, pospieszyłam z zapewnieniami, iż wezmę jej przestrogi pod rozwagę. Obdarzywszy mnie na pożegnanie kolejnym bacznym spojrzeniem, pozwoliła, by panna Ridley towarzyszyła mi w drodze do cel.

Kiedy mijałyśmy białe, więzienne korytarze, czułam silne działanie lekarstwa; uczucie to przybrało na sile w sektorach, gdzie przeciąg kołysze płomykami palników gazowych, przez co wszystkie nieruchome powierzchnie zdają się przesuwać, wybrzuszać i falować. Jak zwykle uderzyły mnie posępna aura więzienia, cuchnące powietrze oraz cisza; na mój widok pani Pretty uśmiechnęła się szeroko, a jej twarz wydała mi się rozlazła i obca niczym odbicie w wygiętym arkuszu metalu.

– No, no, panna Prior – powiedziała. Jestem pewna, że użyła właśnie tych słów. – Wraca pani do swej zbłąkanej owieczki? – Zaprowadziła mnie do drzwi, po czym ostrożnie zajrzała przez wizjer. Następnie przekręciła klucz w zamku i otworzyła kratę znajdującą się za pierwszymi drzwiami. – Proszę bardzo – oznajmiła. – Od pobytu w lochach chodzi jak w zegarku.

Obecna cela Seliny jest mniejsza od poprzedniej, a zakratowane okienko w połączeniu z siatką osłaniającą palnik nadaje pomieszczeniu wyjątkowo przygnębiający wygląd. Nie ma tu krzesła ani stołu: Selina siedziała na twardej pryczy, pochylona nad tacą z włóknem kokosowym. Słysząc szczęk otwieranych drzwi, odłożyła tacę i próbowała wstać, w wyniku czego straciła równowagę i musiała złapać się ściany. Odebrano jej gwiazdę i ubrano w suknię, która sprawiała wrażenie zbyt obszernej. Miała blade policzki oraz zsiniałe usta i skronie, na czole widniał żółty siniak. Jej paznokcie są połamane aż do krwi od przebierania włókna. Pył pokrywa dosłownie wszystko.

Kiedy zamknęły się drzwi, postąpiłam krok w jej kierunku. Przedtem spoglądałyśmy na siebie bez słowa, z jednakim przestrachem w oczach, teraz jednak wyszeptałam:

– Co oni ci zrobili? Co zrobili?

Selina drgnęła; uśmiech zamajaczył na jej wargach, po czym w jednej chwili zbladł i zniknął niczym plama z wosku. Uniosła rękę do twarzy i zaszlochała. Nie pozostawało mi nic innego, jak podejść bliżej, otoczyć ją ramieniem i pogładzić jej biedną, posiniaczoną twarz. Wreszcie doszła do siebie. Siedziała z głową na moim ramieniu, mocno obejmując mnie rękami.

– Musisz uważać mnie za strasznie słabą – szepnęła.

– Słabą, Selino?

– Tak bardzo pragnęłam, żebyś przyszła.

Zadrżała, po czym jej ramiona znieruchomiały. Ujęłam jej dłoń, lamentując nad połamanymi paznokciami. Powiedziała, że codziennie musi przebrać cztery funty włókna, inaczej następnego dnia pani Pretty "przynosi więcej". Pył włókna unosi się dokoła i dusi w gardle. Jako pożywienie dostaje tylko wodę i ciemny chleb, do kaplicy zaś może iść tylko w kajdanach. Nie mogłam tego słuchać. Kiedy jednak ponownie chwyciłam jej dłoń, zesztywniała i cofnęła rękę.

– Pani Pretty – szepnęła. – Przychodzi nas skontrolować…

Wówczas usłyszałam szmer przy drzwiach, klapka wizjera poruszyła się i białe, tępo zakończone palce powoli odsunęły ją na bok.

– Nie musi pani nas pilnować, pani Pretty! – zawołałam, na co odparła ze śmiechem, że w tym sektorze musi pilnować wszystkich. Następnie zasunęła wizjer i odeszła, by zajrzeć do innej celi.

Siedziałyśmy w milczeniu. Popatrzyłam na żółty siniak na czole Seliny: wyjaśniła, że potknęła się w ciemnicy. Na samo wspomnienie przebiegł ją gwałtowny dreszcz.

– To musiało być straszne – powiedziałam. Kiwnęła głową.

– Ty wiesz – odrzekła. – Nie mogłabym tego znieść, gdybyś nie wzięła części ciemności na siebie.

Zdumiona utkwiłam w niej spojrzenie.

– Wtedy zrozumiałam – dodała – jaka byłaś dobra, przychodząc do mnie po tym wszystkim, co widziałaś. Wiesz, czego najbardziej się bałam w czasie pierwszej godziny? Ach, to była istna tortura! Najbardziej przerażała mnie myśl, że odstraszyłam cię tym, czym pragnęłam zachować cię blisko siebie!