Выбрать главу

Wiedziałam, lecz owa świadomość zesłała na mnie chorobę. Pragnęłam, by Selina umilkła.

– Nie wolno ci, nie wolno! – zawołałam, na co odpowiedziała buntowniczo: "Wolno!". Och, biedna panna Brewer! Nie chciała zrobić jej krzywdy. Ale zostać przeniesioną, zyskać tak zwaną swobodę rozmowy z innymi więźniarkami!

– Po cóż miałabym z nimi rozmawiać, skoro nie mogłabym rozmawiać z tobą?

W tym momencie chyba położyłam dłoń na jej ustach. Powtórzyłam, że nie wolno jej tego mówić. Oderwała moje palce, mówiąc, iż dlatego właśnie zraniła pannę Brewer i po to zniosła kaftan oraz lochy. Jak teraz mogłabym skłonić ją do milczenia?

Zacisnęłam palce na jej ramionach, zniżając głos niemal do syku. I co dzięki temu zyskała? To jedynie, że będą teraz baczniej śledzić nasze poczynania! Czy wie, że panna Haxby chciała zabronić mi dalszych odwiedzin? Że panna Ridley będzie kontrolować czas trwania naszych spotkań? Tak samo pani Pretty, a nawet pan Shillitoe?

– Czy wiesz, jakie teraz musimy być ostrożne, jak czujne?

Mówiąc to, przyciągnęłam ją do siebie. Naraz uświadomiłam sobie bliskość jej oczu i ust, ciepły powiew kwaśnego oddechu. Usłyszałam swój głos i dotarło do mnie znaczenie wypowiedzianych słów.

Odwróciłam się zawstydzona.

– Aurora – powiedziała.

– Nie mów tego – odrzekłam natychmiast. Ale ona nie usłuchała.

– Aurora. Aurora.

– Tak nie można.

– Dlaczego? To samo mówiłam w lochu, a ty z radością podchwyciłaś moje słowa i odpowiedziałaś! Dlaczego teraz przede mną uciekasz?

– Muszę. – Wstałam.

– Dlaczego musisz?

Oświadczyłam, że nie powinnyśmy siedzieć tak blisko siebie. To wbrew przepisom. Lecz ona również wstała. Ciasna przestrzeń celi uniemożliwiała mi ucieczkę. Zawadziłam spódnicą o tacę z włóknem, wzbijając obłok pyłu. Selina stanęła obok mnie i położyła mi dłoń na ramieniu.

– Chcesz, żebym była blisko – powiedziała, a gdy odparłam, że wcale nie, dodała: – Owszem, chcesz. Inaczej po co zapisywałabyś moje imię na kartach dziennika? Po co suszyłabyś moje kwiaty? Dlaczego, dlaczego, Auroro, zachowywałabyś moje włosy?

– Sama mi je przysłałaś! – zawołałam. – Nie prosiłam o nie!

– Nie mogłabym ich przysłać – odrzekła z prostotą -gdybyś nie pragnęła ich tak silnie.

Nie wiedziałam, co na to odpowiedzieć; widząc moją minę, Selina cofnęła się o krok i wyraz jej twarzy uległ raptownej zmianie. Poprosiła, bym zachowała spokój, gdyż pani Pretty może lada chwila zajrzeć do celi. Muszę koniecznie wysłuchać, co ma mi do powiedzenia. Była w lochach i wie wszystko. Teraz ja też muszę się dowiedzieć…

Nie spuszczając ze mnie wzroku, lekko pochyliła głowę; jej oczy wydały się nagle większe i ciemne jak u iluzjonisty. Czy nie mówiła, że jej pobyt w więzieniu kryje w sobie głębszy cel? Czy nie wspominała, że któregoś dnia go pozna?

– Przyszły do mnie, gdy siedziałam w lochu, Auroro. Przyszły i powiedziały. Nie domyślasz się prawdy? Ja się domyśliłam. I to tak strasznie mnie przeraziło.

Przesunęła językiem po wargach i przełknęła ślinę. Obserwowałam ją, nie ruszając się z miejsca. Jak to, spytałam. O cóż więc chodzi? Dlaczego tu jest?

– Dla ciebie – oznajmiła. – Po to, abyśmy mogły się spotkać, poznać, a potem połączyć…

Zupełnie jakby wsadziła mi nóż w pierś i obróciła ostrze. Serce zabiło mi mocno. Jednocześnie poczułam w tle owo znajome uczucie, silniejsze niż kiedykolwiek. Czułam, że w niej narasta to samo…

Był to stan bliski agonii.

Jej słowa wzbudziły we mnie zgrozę.

– Nie wolno ci tak mówić! – zaprotestowałam. – Dlaczego wymyślasz takie rzeczy? Jakie znaczenie ma to, co usłyszałaś od duchów? Te ich szalone historie… My nie możemy pozwolić sobie na obłęd, musimy wykrzesać z siebie spokój, zachować trzeźwość umysłu. Jeśli nadal mam cię odwiedzać, dopóki twój wyrok nie dobiegnie końca…

– Cztery lata – odpowiedziała. Czy uważam, że pozwolą mi tu przychodzić przez tyle czasu? Czy panna Haxby do tego dopuści? A moja matka? Nawet jeśli tak będzie, czy zadowolę się owym pół godziny wykradzionym raz w tygodniu, raz w "miesiącu?

Odrzekłam, że do tej pory jakoś to znosiłam. Poza tym możemy się odwołać od wyroku. Wystarczy odrobina wysiłku…

– A czy zdołasz to znieść po dzisiejszym dniu? – spytała beznamiętnym tonem. – Zdobędziesz się na doskonały chłód i stoicki spokój? Nie… – Powstrzymała mnie, gdyż przysunęłam się o krok. – Nie ruszaj się! Trzymaj się ode mnie z daleka. Pani Pretty może zobaczyć…

Wykręciłam dłonie, aż skóra pod rękawiczkami zapiekła.

– Cóż innego nam pozostaje! – wykrzyknęłam. Dręczyła mnie! Mówić, że musimy się połączyć, połączyć tutaj, w Millbank! Dlaczego duchy wygadywały jej takie rzeczy? Czemu powtarzała je w mojej obecności?

– Dlatego – odrzekła tak cicho, że musiałam zanurkować w zakurzoną przestrzeń, by pochwycić jej słowa – ponieważ mamy wybór i ty musisz go dokonać. Mogę uciec.

Chyba roześmiałam się mimowolnie. Tak, położyłam rękę na ustach, tłumiąc śmiech. Spoglądała na mnie wyczekująco. Była poważna; wówczas po raz pierwszy przeszło mi przez myśl, że może pobyt w ciemnicy zmącił jej rozum. Popatrzyłam na trupioblady policzek, posiniaczone czoło i też spoważniałam.

– Powiedziałaś za dużo – wyszeptałam.

– Mogę to zrobić – odrzekła niewzruszenie. Nie, to byłoby bardzo złe.

– Owszem, według ich zasad.

Nie. Zresztą, przecież to niemożliwe. Zamknięte korytarze, rzesze strażników… Rozejrzałam się dokoła, omiatając spojrzeniem drewniane drzwi, zakratowane okna.

– Potrzebowałabyś kluczy – tłumaczyłam. – Potrzebowałabyś… całej masy przedmiotów. Jeśli nawet ci się uda, jeśli zdołasz zbiec… Dokąd pójdziesz?

Nadal obserwowała mnie uważnie ciemnymi oczami.

– Z pomocą duchów klucz nie będzie mi do niczego potrzebny – oświadczyła. – I pójdę do ciebie, Auroro. Wyjedziemy stąd razem.

Rzuciła to tak, po prostu. Jak gdyby nigdy nic. Tym razem się nie śmiałam. Spytałam, czy myśli, że zechcę jej towarzyszyć.

Odparła, że nie mam innego wyjścia.

Czy myśli, że zostawię…

– Co? Kogo?

Matkę. Helen i Stephena, małego Georgy'ego oraz kolejne dzieci, które przyjdą na świat. Grób ojca. Kartę do czytelni w Muzeum Brytyjskim.

– Moje życie – odpowiedziałam w końcu. Odrzekła, że da mi w zamian lepsze.

– Zostaniemy bez środków – zauważyłam.

– Będziemy miały twoje pieniądze.

– To pieniądze mojej matki!

– Przecież musisz mieć coś swojego. Coś, co mogłabyś sprzedać…

To głupie, uznałam. Nie, gorzej niż głupie, idiotyczne, niedorzeczne! Jakim sposobem mogłybyśmy żyć razem, same? Dokąd pojedziemy?

W tym momencie popatrzyłam jej w oczy i zrozumiałam…

– Tylko pomyśl! – zawołała. – Mieszkać tam, w promieniach słońca wiecznie padających z nieba. Pomyśl o miejscach, które pragnęłaś zwiedzić, o Reggio, Parmie, Mediolanie i Wenecji. Mogłybyśmy zamieszkać w którymś z tych miast. Byłybyśmy wolne.

Spoglądałam na nią bez słowa. Naraz z korytarza dobiegły kroki pani Pretty, piasek zazgrzytał pod jej obcasem.

– Jesteśmy szalone, Selino – szepnęłam. – Uciec z Millbank! To niemożliwe. Od razu by cię schwytano.

Odpowiedziała, że przyjaciele zadbaliby o jej bezpieczeństwo, a gdy zaoponowałam, wołając, że nie mogę w to uwierzyć, zapytała: dlaczego? A rzeczy, które mi przysłała? Dlaczego nie mogłaby wysłać również siebie?

– Niemożliwe – powtórzyłam. – Gdyby to była prawda, uciekłabyś stąd dawno temu.